Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławskie słuchowiska radiowe to przeżytek?

Marta Wróbel
Studio 202 w pokoju montażowym. Od lewej Jerzy Dębski, Andrzej Waligórski i Ewa Szumańska
Studio 202 w pokoju montażowym. Od lewej Jerzy Dębski, Andrzej Waligórski i Ewa Szumańska fot. z książki "tu polskie radio wrocław" Heleny Małachowskiej
O tym, że słuchowisko radiowe to teatr wyobraźni, przekonali się w 1938 r. Amerykanie. Po emisji "Wojny światów" Orsona Wellesa uwierzyli, że Marsjanie zaatakowali Ziemię. Dziś słuchowisko jest w eterze towarem deficytowym. A szkoda.

Zanim Niemcy zaatakowali Polaków, a Japończycy Amerykanów, Ziemian zdziesiątkowali Marsjanie. Nic dziwnego, że taka inwazja wywołała wśród ludzi prawdziwą panikę. Zdarzyła się po raz pierwszy w historii wszechświata i tuż przed wybuchem II wojny światowej, czyli w atmosferze społecznego przygotowywania się na najgorsze.

Kiedy 30 października 1938 roku amerykańska stacja radiowa CBS wyemitowała Wojnę światów Orsona Wellesa, wielu słuchaczy uwierzyło, że Marsjanie zaatakowali Ziemię naprawdę. Nie tylko dlatego, że transmisja z inwazji zdarzyła się zaledwie w dziesięć lat po uruchomieniu pierwszej na świecie stacji telewizyjnej. Czyli w czasie, kiedy media były nowe i bardziej opiniotwórcze niż kiedykolwiek później. Przede wszystkim dlatego, że słuchowisko radiowe to teatr wyobraźni, który udaje rzeczywistość lepiej niż spektakle grane na scenie.

Dlaczego losy Manuela były dziwne, a Śluby panieńskie nie mogłyby się obyć bez didaskaliów?
1 czerwca 2009 roku. Kilka minut po północy. Z budynku przy ul. Powstańców Śląskich we Wrocławiu startuje Radio Wroclove - anglojęzyczna stacja internetowa. Zamiast powitania prezentera, pierwsi odbiorcy słyszą "Wojnę światów" Orsona Wellesa. W oryginalnej, godzinnej wersji. Oryginalna była też forma rozpoczęcia działalności radia, skierowanego do młodych ludzi, w większości przyzwyczajonych przez komercyjne stacje do szybkich niusów, lekkich dżingli i krótkich wejść DJ-ów.

- Wszyscy o słuchowisku słyszeli, a nikt go nie słyszał! - uzasadnia swój wybór Paweł Gołębski, ówczesny spiritus movens Radia Wroclove. Bo w dzisiejszym eterze słuchowisko to gość dość rzadki i nie zawsze pożądany.

- Nie zgadzam się z tym, że to forma archaiczna. Być może trzeba tylko wymyślić nowy na nią sposób - mówi Monika Jaworska, dziennikarka i prezenterka wrocławskiego Radia RAM. Monika znalazła sposób na słuchowisko. W radionoweli wenezuelskiej "Losy dziwne Manuela" parodiowała latynoskie tasiemce, a w "Ślubach panieńskich" była niesforną Klarą, która bez didaskaliów obyć się nie może. Podobnie jak inni bohaterowie komedii Aleksandra Fredry, w których role wcielili się kilka lat temu prezenterzy, dziennikarze i wydawcy RAM-u.

- To było coś w sam raz na wakacje. I z mocnym przymrużeniem oka, bo czterominutowe odcinki słuchowiska były emitowane z komentarzami "aktorów", pomyłkami i wybuchami śmiechu - opowiada prezenterka. W czytaniu na żywo słuchowiska na wrocławskim Rynku wzięli też udział słuchacze, a fragment z ich udziałem wybrzmiał potem na antenie radia. Teraz Monika Jaworska wyreżyseruje słuchowisko Pewnego razu we Wrocławiu..., które wygra konkurs Radia Wrocław i Polski-Gazety Wrocławskiej.

- Napisać może je każdy. Warunek jest taki, żeby historia w nim zawarta była związana z Wrocławiem. W Ośrodku Szkoleń Radia Wrocław wciąż czekamy na zgłoszenia uczniów podstawówek, którzy będą aktorami słuchowiska w ramach warsztatów Dzieci mają głos - dodaje Jaworska.

Dlaczego organy pacjenta paliły się w toalecie, a rycerze porwali się z szablą na kaczki?
Wrocławska tradycja słuchowisk jest bardzo bogata. W latach 50. na antenie Polskiego Radia Wrocław zaczęła pojawiać się w odcinkach powieść Anny Kowalskiej Uliczka klasztorna, a każdy jej odcinek przynosił wydarzenia dziejące się we Wrocławiu w latach 1946-49.

W latach 60. dużą popularnością cieszyły się słuchowiska w formie groteski satyrycznej lub lirycznej Jadwigi Skotnickiej, która zapraszała słuchaczy do zabawy w wyobraźnię. Wiele popularnych słuchowisk, jak Poradnik rolnika i Pocztówka z Karłowic, napisał Andrzej Waligórski. Pamiętanym do dziś cyklem zrealizowanym (przez Kabaret Elita) według jego pomysłu było Rycerzy trzech - parodia Trylogii Henryka Sienkiewicza.

- Andrzej napisał tego więcej stron niż Sienkiewicz - śmieje się Stanisław Szelc z Elity. Nic dziwnego, że w taśmotece Radia Wrocław nagrania Rycerzy są oznaczone jako groteska. W jednym z odcinków bohaterowie porywają się z szablami na kaczki, a pan Zagłoba szuka z zapałem swojego konia. Jednak najbardziej chyba do dziś cytowaną formą słuchowiska (właściwie skeczu radiowego) jest Z pamiętnika młodej lekarki autorstwa Ewy Szumańskiej (puszczane na antenie wrocławskiego radia i w Trójce z przerwami od 1975 do 2007 r.).

Pacjentem był zwykle Jan Kaczmarek (potem Stanisław Szelc), lekarką sama autorka. Działo się tam sporo: pani doktor chcąc pobić rekord Guinnessa spaliła w toalecie niejeden organ pacjenta, porywała się na niego ze skalpelem chirurgicznym, a w tzw. międzyczasie wyśmiewała ówczesną socjopolityczną rzeczywistość.

Dlaczego dziecko zamiast cicho płakać muczało, a szelest papieru wygrał z przemarszem wojska?
Pierwszym słuchowiskiem radiowym nadanym w Polsce był Pogrzeb Kiejstuta Witolda Hulewicza z 1928 r. To Hulewicz nazwał ten gatunek teatrem wyobraźni. Nic dziwnego - słuchowisko postrzegane tradycyjnie jako dramat radiowy czy też będące dialogiem, skeczem lub mikrosłuchowiskiem ma do wykorzystania ograniczone środki.

Ludzki głos i rozmaite efekty specjalne. Wyobraźnia ma więc spore pole do popisu. Jakie? Można się o tym przekonać oglądając pierwszą polską powojenną komedię Skarb z 1949 r. w reż. Leonarda Buczkowskiego. Fredek Ziółko (Adolf Dymsza) gra specjalistę od słuchowiskowych dźwięków. Posługuje się maszyną do robienia wiatru (specjalna korba), jest także cicho płaczącym dzieckiem (ale się zapomina i muczy).

Dziś odpowiednie dźwięki są często w archiwum radia na płytach. Wystarczy je wydobyć i wmontować w całość. Kiedyś jednak bywało różnie. Przemarsz wojska udawał szelest papieru, a podmuch wiatru żwir usypany w skrzynce, po którym ktoś biegał w czasie nagrywania słuchowiska. Zdarzało się też, że ruszano wcześniej w teren i zbierano potrzebne dźwięki na magnetofon szpulowy.

- Montowanie całości mogło trwać nawet miesiąc. Polegało przecież na cięciu taśmy na kawałki i sklejaniu jej taśmą w odpowiednich miejscach - mówi Krystyna Majewska, która wiele lat była kierowniczką taśmoteki w Radiu Wrocław.

Dziś słuchowiska tworzone przez kabareciarzy związanych ze Studiem 202 wciąż wybrzmiewają na antenie Radia Wrocław i Trójki, a Radio Tok FM od dwóch lat ma na antenie swój Teatr. W Programie I Polskiego Radia do dziś można posłuchać słynnych Matysiaków i powieści W Jezioranach. Gatunek ten nie jest więc u nas tak całkiem nieobecny. Ważne, żeby powstawały nowe formy. Może konkurs na słuchowisko Pewnego razu we Wrocławiu... i wyemitowanie go na antenie Radia Wrocław przyczyni się do renesansu gatunku?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska