Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławskie hospicjum ojców bonifratrów: Tutaj zrozumiesz, czym naprawdę jest życie

Katarzyna Kaczorowska
- Hospicjum to życie. Nie umieralnia, nie przytułek, ale życie - mówi Bożena Szaynok
- Hospicjum to życie. Nie umieralnia, nie przytułek, ale życie - mówi Bożena Szaynok Paweł Relikowski
Wrocławskie hospicjum ojców bonifratrów daje ludziom to, co bezcenne. Ty możesz dać mu pieniądze. Są bardzo potrzebne. Przyjdź dziś na mszę kreolską i wesprzyj je poprzez muzykę.

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą - tak franciszkanin Piotr Kwoczała odpowiada na pytanie o sens pracy w hospicjum. Ale pewnie tych odpowiedzi są setki i każda inna, bo wynikająca z innego doświadczenia w dochodzeniu do tego, co ostateczne.

Bożena Szaynok, Albert Kazior, Anna Orońska, ojciec Kwoczała. Łączy ich hospicjum. Szaynok, świetna historyk, autorka książki o dominikaninie ojcu Ludwiku Wiśniewskim, jest prezesem Fundacji Hospicyjnej we Wrocławiu. Jej droga do tego miejsca była prywatna. Ale uśmiechnięta, szczupła blondynka, popijając jaśminową herbatę, z determinacją kilka razy podkreśla: - Proszę napisać, że hospicjum to życie. Nie umieralnia, nie przytułek, ale życie. Kto wie, czy nie to najważniejsze, najbardziej odczuwane, w którym najmniejszy gest zyskuje największą rangę i znaczenie.

Albert Kazior, dyrektor Hospicjum Bonifratrów we Wrocławiu, mówi wprost: - Mnie hospicjum uratowało życie. Pracowałem na hematologii dziecięcej, zacząłem budować dom i właściwie nie dostrzegałem niczego poza pracą i placem budowy. A kiedy przyszedłem do hospicjum, świat przewrócił mi się do góry nogami. Dopiero tam, na Poświęckiej, dotarło do mnie, co naprawdę jest w życiu ważne. Zwolniłem. Więcej widzę, więcej rozumiem.

Dla Anny Orońskiej, anestezjologa, ważna była wiedza. Chciała wiedzieć więcej o nowej gałęzi medycyny, czyli medycynie paliatywnej, która szczególnie prężnie rozwijała się w Wielkiej Brytanii. Były lata 80. Ludzie jakoś tak bliżej siebie, zaczynający rozumieć, jak ważne jest mówienie o godności drugiego człowieka od życia do śmierci. Dzisiaj Orońska pracuje w Hospicjum Domowym przy Dolnośląskim Centrum Onkologicznym. W tej pracy nieustannie jest nie tylko lekarzem, ale też przyjacielem, który wysłucha, podpowie czy po prostu potrzyma drugiego człowieka za rękę. I nie zawsze tego, który choruje.

A ojciec Piotr Kwoczała uśmiecha się na pytanie, jak to się stało, że został kapelanem wrocławskiego hospicjum. Jeździł po świecie, był proboszczem we Włoszech, niedaleko Ankony, członkiem Światowej Komisji ds. Sprawiedliwości, Pokoju i Zachowania Stworzenia, a tu przełożony mu powiedział, że wraca do Polski. Chyba nie był szczęśliwy, w końcu tyle rzeczy miał jeszcze do zrobienia.

- Ale każdy z nas jest posłany i rzecz w tym, by zrozumieć tę misję, jaką mamy do wypełnienia - mówi brodaty zakonnik w okularach. Nie wiedział, co czeka na niego w kraju, we Wrocławiu, wie jednak, że to nie mógł być przypadek, kiedy jeszcze tam, we Włoszech, przyszli do niego parafianie i poprosili, by pojechał do hospicjum, bo ktoś z ich rodziny czeka na wsparcie duchowe.

- Miałem tam być pół godziny, a byłem cały dzień. Kiedy szedłem korytarzem, z każdej sali ktoś wołał, żebym zajrzał i do niego. Ktoś chciał się wyspowiadać, ktoś przyjąć komunię, a ktoś porozmawiać. A potem, po przyjeździe do Polski okazało się, że będę pracował w hospicjum. Zrozumiałem, że to nie może być przypadek, choć bałem się ogromnie, bo nie wiedziałem, co mnie czeka - podkreśla ojciec Kwoczała.
Piętrowy budynek przy ul. Poświęckiej zatopiony jest w zieleni i wygląda jak sanatorium. Rano, na kortach tuż obok, można zobaczyć tenisistów. Życie tętni swoim rytmem, ale myli się ten, kto myśli, że tylko do progu drzwi hospicjum ojców bonifratrów. 70-letnia Monika Flis chwali się swoją najnowszą pracą plastyczną. Nie, nie schodzi na dół do pracowni. Pracownia przyjeżdża do niej, do łóżka. Właśnie dopiero co wypiła kawkę, a do sali zagląda pani Marianna. Ojciec Kwoczała podkreśla, że takie ma posłannictwo - przychodzi do tych, którzy chodzić nie mogą, i opowiada, co się wydarzyło na Górze Tabor, w Emaus czy Kanie Galilejskiej. Bo w hospicjum każda sala ma biblijną nazwę.

- A nazwa zobowiązuje. Co mieliśmy w Kanie Galilejskiej? Cud przemienia wody w wino. Wina za często nie mamy, ale czasem mamy puszkę piwa cytrynowego. I po różańcu każdy ma maleńki kubeczek w dłoni, z odrobiną tego piwa - robimy sobie wesele, by cieszyć się każdą, nawet najdrobniejszą chwilą - uśmiecha się ojciec Piotr.

Dyrektor Kazior zastrzega, że choć hospicjum firmują ojcowie bonifratrzy, nikt nikogo nie nawraca, nie sprawdza świadectwa religijności, nie nakłania do spowiedzi czy mszy świętej. - Ale pamiętam, jak przyjęto pewną panią, uznaną projektantkę. Przyszedłem się przywitać, a ona od razu zastrzega, że jest agnostyczką. Uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem "I tak panią kocham". Nie rozmawiałem z nią o Bogu, ale przynosiłem wodę - opowiada ojciec Kwoczała. - Ta kobieta była ochrzczona. I drugiego dnia powiedziała, że chce przystąpić do pierwszej komunii i spowiedzi. Proszę mi wierzyć, to było wielkie wydarzenie dla wszystkich. Nie tylko dla niej. Pamiętam jej twarz w kaplicy, gdzie przywieziono ją na łóżku. Była piękna. Ta kobieta była z nami tylko trzy dni, a to doświadczenie okazało się bardzo ważne dla jej córki, która dzisiaj jest na mszy co niedziela.

Dla Anny Magiery, która w hospicjum od roku prowadzi zajęcia plastyczne, każda godzina spędzona z pacjentami jest po prostu bezcenna. - Słucham o rzeczach bardzo ważnych, których znaczenia wcześniej nie dostrzegałam. Właściwie to oni za każdym razem pokazują mi, ale i sobie, jak piękne jest życie - uśmiecha się, pokazując z dumą prace pacjentów. - Bo dopiero tutaj człowiek zaczyna rozumieć, że hospicjum to też życie. To najważniejsze, bezcenne w każdej sekundzie.

Dzisiaj to życie można wesprzeć. Bo od drugiego kwartału hospicjum nie dostaje pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia za tzw. nadwykonania. A potrzebna jest każda złotówka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska