Sąd ustalił, że obie panie spotkały się w listopadzie 2016 roku. Wtedy też miała paść oferta: 200 tysięcy złotych albo mieszkanie. W zamian za informację kiedy Romuald Ś. zostanie zatrzymany. Zatrzymano go – przypomnijmy – na początku grudnia 2016 roku. Dziś stoi przed sądem pod zarzutem kierowania grupą przestępczą. Rzecz dotyczy działalności medycznego koncernu PCZ, którego twórcą jest Romuald Ś.
Skoro korupcyjna propozycja – zdaniem sądu – padła, to skąd zarzut „usiłowania” jej złożenia? Tego nie wiemy, gdyż proces był tajny. Owa tajemnica wynika z faktu, że po pierwszych informacjach o propozycji mecenas Anny D. sprawą zajęło się Centralne Biuro Antykorupcyjne. Wszczęto – słyszymy nieoficjalnie - „operację specjalną”. I co? Ano tajemnica państwowa i niczego się nie dowiemy. Biorąc pod uwagę wyrok i opis przestępstwa - z owym budzącym zdziwienie „usiłowaniem” złożenia korupcyjnej propozycji – tajna akcja CBA mogła się nie udać. Być może – ale tylko zgadujemy – miała wyjaśnić czy za ofertą korupcji stał sam Romuald Ś. Jak widać nie stał albo przynajmniej nie znaleziono na to dowodów.
Sąd Rejonowy w Lesznie, przed którym toczył się proces, składał wnioski o odtajnienie akt. Zgodnie z prawem musiałby zgodzić się na to szef CBA. Bo to on nakładał klauzulę tajności na materiały sprawy. Ale nie zgodził się. Więc proces – wszystkie rozprawy a nawet uzasadnienie wyroku – muszą być tajne. Znamy tylko to czego utajniać nie można. Czyli treść wyroku.
Proces toczył się przy zastosowaniu nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa. - Na czas rozprawy zamykano całe piętro w sądowym gmachu w Lesznie – opowiada nam jeden z prawników. - Nawet w sąsiednich salach rozpraw nie mogło być procesów. Podczas rozpraw nie wolno było używać komputerów. Wszystko protokołowano na maszynie do pisania. A apelację, którą już zapowiada obrona, wrocławski mecenas będzie musiał pisać długopisem w tajnej kancelarii leszczyńskiego sądu. Dlaczego długopisem? Bo do tajnej kancelarii nie wolno wnieść laptopa ani żadnego innego sprzętu.
Poza karą więzienia i rocznym zakazem wykonywania zawodu wobec mecenas D. orzeczono 17,5 tys zł grzywny. Ale niemal w całości przeliczono ją na dziewięciomiesięczny areszt. Wiemy, że mecenas Anna D. do zarzutu nie przyznała się. Owszem rozmawiała z koleżanką ale to co mówiła o tych 200 tysiącach i mieszkaniu to były po prostu żarty. Apelację rozpoznawać będzie teraz Sąd Okręgowy w Poznaniu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?