Tłumaczył, że jeżeli osoby budujące się na terenach zalewowych były informowane o zagrożeniu, sprawa jest jasna. Co innego jednak, jeśli starając się o pozwolenie na budowę, nie mamy możliwości sprawdzić, czy grozi nam powódź.
Niestety, taką sytuację mamy właśnie we Wrocławiu. W naszym studium zagospodarowania przestrzennego powinny się znaleźć, oprócz terenów bezpośredniego zagrożenia wodą (to zwykle teren pomiędzy wałami), także obszary potencjalnego zagrożenia powodzią. To takie miejsca, w których mieszkańcy muszą się obawiać powodzi, gdy zawiedzie wał lub inne broniące ich przed wodą zabezpieczenia.
- Takie informacje nie będą uwzględnione w studium ani w planach zagospodarowania przestrzennego, dopóki nie będziemy mieli oficjalnego dokumentu przygotowanego przez Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej we Wrocławiu - tłumaczy Tomasz Ossowicz, dyrektor Biura Rozwoju Wrocławia. I dodaje, że RZGW nie udało się go przygotować przez 13 lat, które minęły od powodzi w 1997 roku.
W tym czasie z inicjatywy WWF Polska oraz RZGW powstał natomiast atlas terenów zalewowych Odry. - Przygotowane przez nas dane przynajmniej częściowo zapełniły ogromną lukę, jaka istnieje w zakresie edukacji powodziowej w gminach - twierdzi Piotr Nieznański, kierownik projektu WWF "Odra". - W krajach rozwiniętych powstrzymanie zabudowy obszarów zalewowych to podstawowa zasada ochrony przeciwpowodziowej. Niestety, nie w Polsce - dodaje.
Od żadnego sztabu nie otrzymaliśmy na czas informacji o zagrożeniach dla osiedla
Większość gmin Dolnego Śląska wykorzystała mapę przygotowaną przez fachowców z RZGW i WWF Polska, by uwzględnić tereny zagrożone zalaniem w swoich planach miejscowych. Nie zrobiono tego we Wrocławiu.
- A szkoda - twierdzi Marek Niedziałko z wrocławskiego Strachocina, który w sobotę harował przy układaniu worków z piaskiem na wale. - Osiedle udało się obronić, ale tylko dzięki mobilizacji mieszkańców. Od żadnego sztabu nie otrzymaliśmy na czas informacji o zagrożeniach dla osiedla - dodaje.
Podobne pretensje mają ludzie ze Zgorzeliska, którzy zostali w ostatniej chwili poinformowani o zagrożeniu i wysokim stanie wody w Widawie. Taka informacja w ogóle nie dotarła na Polanowice, Sołtysowice czy Świniary. - A powinna dotrzeć i to nie tylko poprzez internet - twierdzi senator Leon Kieres. - Prezydent miasta, które zmaga się z powodzią, powinien mieć zaufanych ludzi, którzy są na zagrożonych terenach razem z mieszkańcami i przekazują im informacje.
Co na to prawo?
Monika Matyjsik z wrocławskiej kancelarii prawnej Koksztys: W mojej ocenie, jeśli osoby dotknięte powodzią wykazałyby, że na skutek niedopełnienia obowiązków przez organ i brak informacji zostały poszkodowane (związek przyczynowo-skutkowy), to mogą na podst. art. 417 kodeksu cywilnego domagać się odpowiedzialności odszkodowawczej od Skarbu Państwa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?