O zarzutach wobec lekarza pisaliśmy w "Polsce-Gazecie Wrocławskiej" wielokrotnie. Teraz akt oskarżenia trafił do sądu.
Najpoważniejsze z zarzutów, to oszukiwanie pacjentek. Zdaniem prokuratury, ginekolog wmawiał kobietom, przychodzącym do jego gabinetu, choroby, których nie miały.
Pod pozorem zabiegów miał znieczulać swoje pacjentki. Na dodatek - jak dowodzić będzie prokuratura w czasie procesu - używał specyfiku, którego nie mógł stosować bez udziału anestezjologa.
Jedna z kobiet zapłacić mu miała aż 9 tys. zł. Przyszła na dziewięć wizyt. Tyle trwało rzekome leczenie nieistniejącej choroby.
Zdaniem prokuratury, używanie leku do narkozy bez fachowego przygotowania i bez obecności specjalisty było groźne dla zdrowia i życia pacjentek. Wmawiał im poważne choroby, nawet nowotworowe.
Jeśli chce pani, by moje ręce były przy porodzie musi pani zapłacić 2000 zł
Prokuratura oskarża też doktora Andrzeja W. o korupcję. Pracował w klinice wrocławskiej Akademii Medycznej. Miał przyjmować łapówki od pacjentek za udział w porodzie czy cesarskim cięciu. Od jednej z nich zażądał 2 tysięcy złotych za odebranie porodu. Kiedy jedna z pacjentek odmówiła zapłacenia łapówki, usłyszeć miała: "Zobaczymy. Powtarzam pani, jeśli chce pani, aby moje ręce były przy pani porodzie, to musi pani zapłacić 2000 złotych".
Zapłaciła, bo doktor W. pojechał do domu, a nikt inny nie chciał zająć się jego pacjentką. Mąż wezwał doktora przez telefon.
Andrzej W. do postawionych mu zarzutów nie przyznaje się. Proces zacznie się we wrześniu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?