Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Za co pluskwy tak kochają... podróże koleją (ROZMOWA)

Maciej Sas
Nasz czytelnik pan Artur, który jechał pociągiem TLK z Poznania do Wrocławia, został w przedziale dotkliwie pogryziony... przez pluskwy
Nasz czytelnik pan Artur, który jechał pociągiem TLK z Poznania do Wrocławia, został w przedziale dotkliwie pogryziony... przez pluskwy Czytelnik
Dlaczego podróżni w pociągach są często pokłuci przez krwiopijne owady? Co ma inwazja pluskiew do wyjazdów za pracą na Wyspy Brytyjskie? Z jakiego powodu po urlopie najpierw powinniśmy wpuścić do domu psa? O małych wrogach, z którymi wojna jest nie do wygrania, z dr. Andrzejem Połozowskim, parazytologiem z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, rozmawia Maciej Sas.

Pluskwy kilka razy pokłuły ostatnio pasażerów pociągów, między innymi z Poznania do Wrocławia. Takie doniesienia dziwią, bo w końcu jesteśmy cywilizowanymi ludźmi, wygrywamy wojny, a nie potrafimy sobie poradzić z małymi owadami...

Zanim na to odpowiem, wyjaśnijmy, że nie wszystkie pasożyty mogą się adaptować do naszych warunków mieszkaniowych. Ludzie często boją się kleszczy, mówiąc: "Oj, kleszcz odpadł od psa i nie można go odnaleźć. Co teraz będzie?!". Okazuje się, że nawet jeśli samica nassała się krwi i przetrwała, a potem nawet złożyła jaja, mimo to nic złego nam nie grozi. Kleszcze, a szczególnie najbardziej rozpowszechniony w Polsce i Europie gatunek kleszcza pospolitego, wymagają środowiska o wysokiej wilgotności powietrza, żeby przeżyć i rozwijać się. Co roku organizuję ćwiczenia dla moich studentów na Wyspie Opatowickiej we Wrocławiu - naturalnym i optymalnym dla kleszczy środowisku. W ciągu godziny studenci zbierają kilkaset tych pajęczaków. Najczęściej spotyka się je w ściółce pokrywającej systemy korzeniowe starych drzew. Bo tam panuje największa wilgotność. Ale generalnie nienassany kleszcz nie przetrwa długo w mieszkaniu - po kilku godzinach ginie. Hodowałem je, więc wiem, jak stworzyć im odpowiednie warunki (śmiech).

Chyba że mamy zacieniony ogród.

Na zewnątrz, z dala od promieni słonecznych, będzie się mógł rozwijać.

CZYTAJ TEŻ: PKP, czyli Pluskwy Kąsają Pasażerów (LIST)
Teraz, zimą nie są groźne.

Niezupełnie. Aktywność kleszczy w naszych warunkach klimatycznych zaczyna się w temperaturze 6-7 stopni powyżej zera. Nawet więc zimą, w ciepły dzień, gdy wyjdziemy z psem na spacer, nie dziwmy się, że przyczepi się kleszcz. W Klinice Chorób Wewnętrznych wyciągamy je z psiej skóry nawet w styczniu i lutym. Ale nie są to pasożyty, które się adaptują do warunków, jakie panują w naszych domach.

W przeciwieństwie do pluskiew, które - mówiąc krótko - lubią człowieka... Skąd one się wzięły w takich ilościach - jesteśmy tacy nowocześni, mamy świetne środki owadobójcze, podobno nie żyjemy w Trzecim Świecie.

Nie przesadzałbym z tym wszechobecnym działaniem środków owadobójczych. Przede wszystkim wystrzegamy się chemii. Po drugie, zwalczanie pluskiew czy pcheł wymaga systemowego podejścia do sprawy. Nie wystarczy popryskać preparatem w jednym miejscu, by rozwiązać problem. Trzeba wiedzieć, jakie mają zwyczaje, gdzie przebywają, kiedy i jak atakują. Dopiero znajomość ich biologii pozwala skutecznie z nimi walczyć. Ale też tylko w danym czasie i miejscu. Nigdy nie będziemy mogli powiedzieć: "Właśnie uwolniliśmy świat na zawsze od pluskiew i pcheł".

Ale dlaczego ostatnio tak często słyszymy o tych uciążliwych owadach?

Pluskwy, a szczególnie pluskwa domowa, jak sama nazwa wskazuje, zawsze przebywała w pobliżu ludzi. Lubi nas, bo może się na nas znakomicie stołować. Poza tym zachowanie człowieka, jego plan dnia, to, że kładzie się spać o określonych porach i gasimy światło (co jest kluczowym sygnałem, że można zaczynać posiłek), bardzo odpowiadają pluskwie.

Chce Pan powiedzieć, że ona lubi ciemności?

Zdecydowanie tak. Chociaż nie wpadajmy w przesadę - jak jej w brzuchu burczy, to prędzej czy później i tak zaryzykuje, nawet przy zapalonym świetle. Ale zazwyczaj atakuje wtedy, gdy głęboko śpimy, a więc około 3-4 w nocy. Wtedy jesteśmy bezbronni, śpimy głęboko, ukłucie jest bezbolesne. Dopiero rano się budzimy i widzimy, że na rękach i nieosłoniętych częściach ciała mamy swędzące plamki. Czy to pluskwa? Tego zwykle nie jesteśmy w stanie stwierdzić, bo za dnia stara się ona ukrywać.

A więc najada się i szybko się chowa. Ale gdzie?

W rozmaitych zakamarkach. Gdyby w moim gabinecie były pluskwy, prawdopodobnie schowałyby się przy krawędziach leżącej tu wykładziny podłogowej albo pod nią. Lubią też meble tapicerowane. Kiedyś takim miejscem, w którym pluskwy były w stanie przetrwać długo, były stare, tapicerowane meble w sklepach DESY. Tam czekały wytrwale na klientów - kolejnych żywicieli.

Są takie cierpliwe i wytrzymałe?

Potrafią przeżyć bez pokarmu nawet 500 dni! Na tym właśnie polega ich sukces. Kiedyś zamknąłem kilka pluskiew w probówce, sądząc, że szybko padną. Ale żyły ponad trzy miesiące. Ba, na dodatek miały potomstwo. Widocznie musiałem zamknąć samca z samicą... Widać, jak wielką mają siłę przeżycia.

Bardzo groźny z nich przeciwnik.

Zdecydowanie! Zwłaszcza że ukrywają się w zakamarkach, w których trudno je wytropić, a jeszcze trudniej zwalczać. Jedyny skuteczny sposób to gazowanie całych pomieszczeń. Dziś mamy do dyspozycji takie substancje, przy których nie trzeba wynosić z mieszkania wszystkich sprzętów. Oczywiście ludzie muszą opuścić mieszkanie na kilka godzin. Substancja czynna dociera z gazem w każdą szczelinę. Inną, skuteczną metodą jest zburzenie budynku (śmiech).

Czy pluskwa może nam przynieść w prezencie jakieś choroby zakaźne?

Na szczęście nie. Mówię, "na szczęście", bo przy tej sile przetrwania mielibyśmy ogromny problem z przenoszeniem niebezpiecznych chorób. Ponieważ ciężko z nimi walczyć, a nie przenoszą chorób, dlatego prawdopodobnie dla PKP nie stanowią większego problemu. Bo co tam takie ślady po pokłuciach na skórze u podróżnych. Przecież nikt nie zachorował czy nie zmarł wskutek ciężkiej choroby...
Sądzi Pan, że te wagony wożące pluskwy to odosobniony przypadek czy może w pociągach one mają idealne warunki do życia?

Zapewne lubią krajowe pociągi. Lubią przedziały, w których nie zapala się światła. Uwielbiają tapicerowane siedzenia, najlepiej typu kozetki, ogrzewanie zablokowane w pozycji na full oraz tłoczących się w przedziale ludzi z bagażami. To pluskwi raj na ziemi.

Prawdziwe bachanalia...
Zapewne kolej jest najlepszym dla pluskiew masowym środkiem transportu. Może sprzyjać ich rozprzestrzenianiu się na znacznym obszarze. Przecież nassana krwią samica może ukryć się w naszym bagażu stojącym na półce i cierpliwie zaczekać ze złożeniem jaj, aż szczęśliwie dotrzemy do domu. Tam wreszcie może rozpocząć składać jaja. W ciągu swojego życia może ich złożyć od 100 do 500.

Chce Pan powiedzieć, że pokłucie w pociągu to nie najgorsze, co nas może spotkać?

Najgorsze jest zabranie pluskiew do domu. O ich obecności dowiemy się dopiero po 2-4 tygodniach, kiedy potomstwo się wykluje i zacznie nas atakować. Przekształcanie się w kolejne formy (a pluskwy mają kilka stadiów larwalnych) wymaga pożywienia. Każdy taki etap wymaga nassania się krwi, a więc zaatakowania żywiciela.

Jak się przed nimi zabezpieczać, bo to chyba będzie proste.

Jeżeli wyjazd planujemy na rano, to zwykle pakujemy się wieczorem lub w nocy. Gdy opuszczamy w ten sposób zapluskwione mieszkanie, to poważny błąd! Trzeba się pakować za dnia, oglądając każdą z rzeczy bardzo dokładnie. To jeden z najlepszych sposobów, by nie zabrać ze sobą niechcianych pasażerów na gapę, ale nie zawsze to wystarczy.

Czy to możliwe, żeby rodacy powracający z pracy na Wyspach Brytyjskich importowali pluskwy?

Właśnie tak. Nie wszyscy oczywiście, ale część z nich wynajmuje stare, zaniedbane i zwykle zapluskwione domostwa. Czy to oznacza, że tylko w Anglii tak jest? Nie. Pojedyncze przypadki inwazji pluskiew stwierdzaliśmy w Polsce jeszcze przed boomem wyjazdów na Wyspy Brytyjskie. Pluskwy możemy przywieźć również z wojaży po ekskluzywnych miejscach na świecie. Chociaż zdarza się to bardzo rzadko. Pluskwa angielska nie różni się niczym w wyglądzie i zwyczajach od pluskwy polskiej, francuskiej czy pluskwy innej narodowości. To jeden i ten sam gatunek pluskwy domowej.

Czy ludzie chętnie informują specjalistów o inwazji pluskiew w swoim domu?

Zwykle niechętnie. Dotyczy to nie tylko specjalistów, ale nawet sąsiadów. Powiem tak: wstyd, który towarzyszy przyznaniu się sąsiadom, że mamy pluskwy w domu, sprzyja wyłącznie przetrwaniu pasożytów. Trzeba otwarcie powiedzieć, że mamy pluskwy, więc trzeba razem działać, by się ich pozbyć. Bo ich obecność nie jest związana z brudem, jak sądzi wielu ludzi. Często to przypadek decyduje o tym (jak ta pechowa podróż w pociągu), że te krwiopijne owady wprowadzają się pod nasz dach. Mówiąc krótko: żeby się pozbyć pluskiew, trzeba działać kompleksowo w całym budynku. Nawet tam, gdzie do tej pory pluskwy nie ujawniły się.

Co, jeśli się tak nie stanie?

Będziemy je przepędzać z pomieszczenia do pomieszczenia. To walka z wiatrakami - zniszczymy 80 procent populacji w jednym mieszkaniu, a te 20, które przeżyje w drugim, wróci i po kilku tygodniach spokoju problem pojawi się znowu.

We Wrocławiu, na Dolnym Śląsku mamy takie przypadki?

(śmiech)...

Nie pytam Pana o konkretne adresy...

Jest kilka budynków wielorodzinnych we Wrocławiu w okolicach placu Grunwaldzkiego, gdzie wiele mieszkań jest wynajmowanych studentom. Niejeden przyszedł na zajęcia pokłuty przez pluskwy.

Skoro już walczymy z małymi najeźdźcami, powiedzmy o innych sprytnych przeciwnikach kryjących się w naszych domach.

To przede wszystkim pchły. Oczywiście, ich rozprzestrzenianie się latem jest znacznie ułatwione, dzięki panującym na zewnątrz odpowiednim warunkom pogodowym. Oprócz tego ludzie wyprowadzają zwierzęta do parku, czeszą je przy ławce, wyczesując pchły, które ochoczo przesiadają się na inne zwierzęta. Generalnie jednak pchły doskonale zaadaptowały się do życia w naszych mieszkaniach.

Co zrobić, żeby nas polubiły?

Im nasz dywan ma dłuższe włosy, tym stwarza lepsze warunki do rozwoju larw pcheł. Przeważnie ludzie nie kojarzą tych kilkumilimetrowych robaków, które znajdują w legowisku swoich zwierząt, z pchłami. A przecież z nich, po przepoczwarzeniu powstaną dojrzałe owady.

Są groźne dla nas?

Na pewno groźniejsze niż pluskwy. Może akurat te, które występują u naszych psów czy kotów, nie aż tak, jak pchła szczurza, która jest głównym wektorem (nosicielem) pałeczek dżumy. To ona przez tysiące lat siała postrach. Szacuje się, że w Imperium Rzymskim epidemie dżumy pochłonęły 100 milionów istnień ludzkich. A w średniowieczu to były wielkie plagi, tzw. czarna zaraza, która dziesiątkowała populację ludzi w Europie. Tu winowajcą była pchła szczurza.
Ci natomiast, którzy wyjeżdżają do tropików, doświadczają kontaktu z jeszcze innymi gatunkami, które u nas nie występują. Np. pchła piaskowa żyje w wilgotnym piasku. Atakuje, wkłuwając się bezboleśnie w skórę lub pod paznokcie. Później, gdy zaczyna rosnąć, przybierając postać guzka wielkości kilku milimetrów, składa jaja. Trudno ją usunąć. Potrzebny jest zabieg chirurgiczny, by się jej pozbyć.
Gdzie powinniśmy na nią uważać?

W południowej Azji, środkowej Afryce, na Madagaskarze, ale też na Karaibach.

Pchły lubią psy i koty. Ale nas też mogą dopaść.

Tak, każdy z gatunków pcheł może żerować na wielu różnych żywicielach, zresztą podobnie jak pluskwy. Te ostatnie, gdyby miały wybierać: pies, kot czy człowiek, wybrałyby człowieka. Dlaczego? Łatwy dostęp do skóry, głęboki sen - rewelacja! Pchła ma inne preferencje. Jako że nie ma określonych pór żerowania, musi brać pod uwagę okrywę włosową żywiciela, jako miejsce schronienia. Dlatego człowiek nie jest najlepszym obiektem ataku. Łatwo możemy ją dostrzec na naszej skórze i zlikwidować. Dlatego pchła woli psa czy kota. Jest taka dobra rada w podręczniku dla lekarzy weterynarii, której powinni udzielać swoim klientom (właścicielom zwierząt): "Przyjeżdżasz po długiej nieobecności do domu, a podróżowałeś wraz ze swoim psem. Wpuść najpierw psa - niech pobiega po pomieszczeniach. Teraz zabierz go do najbliższego weterynarza i odpchlij, a skutecznie pozbędziesz się tych pasożytów". Niektórzy powiedzą, że to niehumanitarne. Ale tak jest, to najskuteczniejsze rozwiązanie. Pchły łatwo znajdują schronienie na psach czy kotach. Proszę zauważyć, że dopóki populacja tych owadów nie przekroczy punktu krytycznego, ludzie - mimo że mieszkają z zapchlonym psem czy kotem - nie odczuwają obecności pasożytów. One ograniczają żerowanie do zwierząt. Ale, gdy ich populacja się rozrośnie, będą ryzykować życiem, by skosztować naszej krwi.

Wspomniał Pan, że dywan to dobre miejsce dla pcheł.

Bo to świetne miejsce do ich rozwoju. Ktoś powie: "Jak regularnie odkurzamy dywan, to pchły nie mają szans". Niestety, to nieprawda. Skuteczność standardowego odkurzania jest niewielka. Zwykły odkurzacz potrafi wyzbierać co najwyżej 30 procent pcheł z dywanu. Dlaczego tak się dzieje? Ich larwy zwykle gromadzą się na dnie dywanu, bo stronią od światła. Poza tym mają tam odpowiednią temperaturę i wilgotność. Odkurzanie przy pomocy odkurzacza generuje bodźce mechaniczne, na które larwy reagują okręcaniem się wokół nasady włosa dywanu. Wessać je do odkurzacza jest wtedy bardzo trudno.

Proste, ale bardzo sprytne.

Ale na tym nie koniec. Mam tu w woreczku pchły - proszę zobaczyć. Nie miały dostępu do pożywienia, ale urosły. Dlaczego? Bo są kanibalami. Nawet jak mają co jeść, chętnie zjedzą jaja swojego lub innych gatunków pcheł, z których jeszcze nie zdążyły się wylęgnąć larwy. Żeby przekształcić się w poczwarkę, larwy okrywają się oprzędem, do którego przylepia się piasek i kurz. Takiej poczwarki nikt nie zauważy w domu, bo pomyśli, że to zwykła grudka piasku. W środku jest przepoczwarzający się owad doskonały, czyli imago. Nie istnieje środek chemiczny ani żaden inny sposób, który by pokonał poczwarkę pchły. Jedynie przez pierwszy tydzień jest ona wrażliwa na wysychanie. Potem - nie ma sposobu żeby ją unicestwić. Pchła opuści poczwarkę dopiero wtedy, gdy odczuje fizyczny nacisk lub ciepło.

Czyli wtedy, gdy poczuje nad sobą świeże jedzenie?

Tak, nie opuści poczwarki, gdy nie ma w pobliżu żywiciela. Poza tym, jak wspomniałem, postacie larwalne odżywiają się swoimi braćmi i siostrami, które jeszcze się nie wylęgły. Z jednej strony to dla nas dobrze, bo populacja pcheł sama się ogranicza. Z drugiej jednak powoduje to, że mogą one przetrwać w skrajnych warunkach braku pokarmu organicznego w środowisku. Larwy pcheł nie mogą się obejść także bez zjedzenia odchodów dojrzałych pcheł - ssące krew samice po pobraniu pokarmu, wydalają do otaczającego środowiska spiralki częściowo strawionej krwi. Obecność hemoglobiny w kale dojrzałych pcheł i białko, którego źródłem są jaja własnego gatunku, są bezwzględnie potrzebne do tego, by larwy mogły przekształcić się w poczwarki. I pomyśleć, że to wszystko może odbywać się w zaciszu naszego domu lub mieszkania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska