Pierwsza grupa przedsiębiorstw straciła swoje pieniądze latem 2010 r. Na budowę zaangażowana została do drobnych prac ziemnych i wożenia piasku. Nie miała sprzętu i pracowników, więc zatrudniła podwykonawców. W sierpniu 2010 r. okazało się, że jej właściciel nie zapłacił rachunków i przepadł bez śladu. Do dziś prokuratura poszukuje go listem gończym. Pozostawił przeszło 20 oszukanych firm i 600 tysięcy złotych długów. Sprawa trafiła do sądu. Proces trwa.
Kolejna grupa firm pracowała przy wykonywaniu instalacji. Wciąż domagają się około 15 milionów złotych. - Zamierzamy w najbliższych dniach zorganizować protest we Wrocławiu, być może w okolicach stadionu - mówi Krzysztof Wieczorek z firmy Prod-Rem z Bielska-Białej. Budowała ona wokół stadionu kanalizację. Była podwykonawcą spółki CES z Trójmiasta. CES z kolei został zaangażowany przez Imtech. Imtech zaś na budowę zatrudnił generalny wykonawca areny czyli Max Boegl.
W drugiej połowie ubiegłego roku podwykonawcy CES-u nie dostawali należności. Zleceniodawcy czyli CES i Imtech przerzucali się odpowiedzialnością za finansowy zastój. Wreszcie CES wyrzucono z placu budowy. Faktury za wykonaną pracę - w przypadku firmy z Bielska - wynoszą blisko 150 tys. zł. Ale drugie tyle to pieniądze za pracę, która została wykonana, a nie wystawiono na nią faktur. Po wyrzuceniu z budowy firmy CES, zobowiązania miała przejąć spółka Imtech, ale stało się tak zaledwie wobec kilku firm. Część z nich pracuje na stadionie do dziś i albo dostała pieniądze, albo ma obietnicę uregulowania części zaległości.
Większość podwykonawców wraz z wyrzuceniem CES-u z placu budowy straciła kontrakty. Firma z Bielska - Białej miała na budowie koparki i inny ciężki sprzęt. Zatrudniała tutaj kilkunastu pracowników. - Część naszego sprzętu zabraliśmy, ale do tej pory przy stadionie został jeden z naszych kontenerów - mówi właściciel Prod-Remu Krzysztof Wieczorek.
Inna spółka, Totem, wykonywała na stadionie montaż instalacji elektrycznej na wysokości i regulację lamp. Teraz zapowiada, że odda do sądu swoje roszczenia wobec spółki CES. Niewykluczone że pozwie również zleceniodawcę CES-u czyli Imtech. - Pracowaliśmy na Baltic Arenie i Stadionie Narodowym. Tam dostaliśmy pieniądze. We Wrocławiu zaległości sięgają ponad 100 tys. zł - mówi właściciel Totemu Tomasz Mucha. - Jedna z najważniejszych budów w tak wielkim i bogatym mieście jak Wrocław kończy się w taki sposób. Wstyd.
Właściciele firm - które nie dostały należnych im pieniędzy - zapowiadają że zjednoczą siły, by odzyskać wierzytelności. - Przyjedziemy do Wrocławia i będziemy protestować. Domagamy się reakcji władz miasta i spółki Wrocław 2012 - mówi Krzysztof Wieczorek.
Spółka Wrocław 2012 tłumaczy, że interweniowała w tej sprawie już w listopadzie, w efekcie czego podwykonawcy, których roszczenia były uzasadnione, dostali pieniądze i pracują nadal na stadionie. Nadzorująca budowę areny miejska firma tłumaczy, że części firm - pracujących na budowie na zlecenie CES-u - nie zgłoszono jako podwykonawców. Takim firmom - tłumaczy rzeczniczka spółki Wrocław 2012 Magdalena Malara - nie da się pomóc.
- Poza mediacjami, które odbywały się wielokrotnie pomiędzy generalnym wykonawcą a spółką Imtech, nie mamy narzędzi prawnych umożliwiających wyegzekwowanie ich należności - mówi Malara. - Nie ma także prawnych możliwości zapłacenia za prace, za które już zapłaciliśmy generalnemu wykonawcy. Co więc mogą zrobić firmy, które nie dostały pieniędzy? - Najprawdopodobniej część z tych spraw będzie musiała zostać rozstrzygnięta przez sąd - podkreśla Magdalena Malara.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?