W 2006 roku we Wrocławiu założył szkołę policealną. Mieściła się przy ul. Poniatowskiego. Reklamował ją, że ma uprawnienia szkoły publicznej. Okazało się, że to nieprawda. Nauka - choć dawała jakąś wiedzę - nie zapewniała żadnych formalnych uprawnień, wymaganych do wykonywania zawodu.
- Straciłem półtora roku i sporo pieniędzy - mówi jeden z pokrzywdzonych. Ma na imię Sebastian. Nie chce podać swojego nazwiska. W sądzie występował jako oskarżyciel posiłkowy.
- Poziom nauki był średni. Ale po roku okazało się, że szkoła nie ma żadnych uprawnień. Dyrektor zniknął, a szkoła została zamknięta na klucz. Wtedy zawiadomiliśmy prokuraturę - dodaje były uczeń.
Tomasz M. tłumaczył w śledztwie i podczas procesu, że nikomu nie mówił o publicznych uprawnieniach szkoły. Miał informować, że ich nie ma.
Sąd mu nie uwierzył. Przeczą temu zebrane w śledztwie dowody. Głównie - zeznania świadków. Poza tym Tomasz M. firmował oficjalne szkolne dokumenty pieczęcią z wizerunkiem godła Rzeczypospolitej Polskiej. A jako szkoła bez uprawnień publicznych tego typu pieczęcią posługiwać się nie mógł.
Co miesiąc uczniowie płacili czesne. Każdy indywidualnie negocjował z Tomaszem M. jego wysokość. Są więc uczniowie oszukani na 1,6 tys. zł i tacy, którzy w ciągu roku zapłacili ponad 3 tys. zł.
Wrocławski sąd w wyroku nakazał Tomaszowi M. naprawienie szkody. Musi zwrócić czesne wszystkim pokrzywdzonym uczniom. Dodatkowo niektórzy wytoczyli mu proces cywilny.
- Domagam się 12 300 złotych odszkodowania i zadośćuczynienia - mówi Sebastian. Z wyroku nie jest zadowolony. Domagał się dla Tomasza M. zakazu prowadzenia działalności w edukacji. Tego sąd nie orzekł. Tomasz M. znowu szefuje szkole. Tym razem ma uprawnienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?