Wiceprezydent Michał Janicki, który odpowiada za przygotowania do Euro, przekonuje, że ocena władz nadzorującej budowę spółki musi nastąpić po turnieju. - Teraz nie można ludziom wbijać noża w plecy - mówi.
Dziś Janicki nie chce oceniać prezesa Wojtasa i jego podwładnych. Mówi, że najpierw trzeba skończyć budowę. Przekonuje też, że część kłopotów na budowie areny to efekt złych, skomplikowanych i nieżyciowych przepisów.
- Wielkie inwestycje, jak autostradowa obwodnica Wrocławia, czy lotnisko, zwykle są spóźnione - przekonuje Janicki. - Gdybyśmy od razu założyli bezpieczny, 36-mesięczny czas budowy, wszyscy byliby szczęśliwi, że kończymy miesiąc przed terminem. Ale chcieliśmy skończyć budowę jak najszybciej, żeby przetestować stadion przed Euro. Dzięki temu mieliśmy najwięcej imprez spośród wszystkich polskich aren na turniej. To też opóźniało budowę.
Zapytaliśmy więc, czy odpowiedzialni za stadion menedżerowie są bez zarzutu i nie zawinili na budowie. - Mamy zastrzeżenia. Ale na ocenę będzie czas później - powtarza Janicki.
- Nie mogliśmy wyrzucać Wojtasa w czasie budowy. Tym bardziej pod koniec - przekonuje jeden z magistrackich urzędników. - Nowy szef musiałby się długo wdrażać i byłoby jeszcze gorzej.
O tym, że Wojtas stracił zaufanie władz miasta świadczy fakt, że przed kilkoma miesiącami do negocjacji z firmą Max Boegl w sprawie zmiany umowy na budowę stadionu, zaangażowano szefa innej, miejskiej firmy: Pawła Rychela, zarządzającego spółką Wrocławskie Inwestycje.
Więcej na ten temat w poniedziałek w Gazecie Wrocławskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?