Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław stolicą Romów. Mieszka ich u nas najwięcej w Polsce. Jak żyją?

Bartosz Józefiak
Bez muzyki Romowie nie wyobrażają sobie życia
Bez muzyki Romowie nie wyobrażają sobie życia fot. Tomasz Hołod
Cyganie mieszkają w lepiankach lub taborach jeżdżących od wsi do wsi. Dziewczynki rodzą dzieci w wieku 10 lat. Nie znają polskiego, ich dzieci na oczy nie widziały szkoły, a zarabiają tylko na kradzieżach, żebraniu i muzyce. Ile w stereotypach o Romach jest prawdy? Sprawdziliśmy to u wrocławskich Romów.

W piosence śpiewali: dziś prawdziwych Cyganów już nie ma. Nieprawda! Są! - śmieje się Romka z Wrocławia Bożena Paczkowska.
Romowie we Wrocławiu, wbrew pozorom nie mieszkają jedynie na koczowisku przy Kamieńskiego, ale także w Brochowie na Krzykach, przy ul. Żeromskiego i w innych miejscach w całym mieście. Łącznie jest ich ok. 1500, co czyni Wrocław miastem z największą liczbą Romów w Polsce (w całym kraju żyje ich ok. 35 tysięcy).

Na Brochowie polskie dzieci mówią po romsku
W stolicy Dolnego Śląska jest kilka grup Romów. Co ich różni? Miejsce z którego pochodzą, to kiedy (w którym wieku) przybyli do Polski, jakie uprawiali profesje. Mamy więc polskich Cyganów nizinnych (inaczej Polska Roma) którzy do lat 60. ubiegłego wieku prowadzili wędrowny tryb życia, Cyganów wyżynnych, podkarpackich (Bergitka Roma) osiadłych tu kilkaset lat temu, Romów Lowari pochodzących z Węgier, oraz Kelderasza - Romów którzy przybyli z Rumunii, gdzie jeszcze do XIX wieku mieli status niewolników. Ta ostatnia grupa to właśnie mieszkańcy koczowiska przy ul. Kamieńskiego. Przez stulecia koczowniczy lud prześladowany w innych krajach znajdował bezpieczne schronienie w tolerancyjnej Polsce.
- My tak samo jak Polacy: są np. hanysi i gorole, którzy wzajemnie sobie dokuczają. Warszawiak nie lubi wrocławianina, lub na odwrót. U nas podobnie - opowiada Józef Mastej, prezes Stowarzyszenia Romani Bacht .

Dzięki stowarzyszeniu młodzi Romowie czas wolny spędzają m.in w świetlicy wyremontowanej z unijnych pieniędzy. Jest siłownia, stół do ping - ponga, sala koncertowa, a nawet studio nagrań, gdzie kapele grające tradycyjną muzykę nagrywają swoje płyty. Pan Józef jest dumny - cztery lata starań opłaciły się. Młodzi mają co robić, a głupie pomysły nie przychodzą im do głowy.

Romowie na Brochów sprowadzili się po drugiej wojnie światowej. Obecnie na tym największym ich skupisku we Wrocławiu mieszkają Romowie Górscy i z grupy Polska Roma.
- W naszym bloku od lat w zgodzie żyje 7 rodzin cygańskich i 7 rodzin polskich. Nasze dzieci bawią się razem na podwórku, a polskie dzieci podłapały już nasz język i świetnie w nim mówią - opowiada Bożena Paczkowska.

Język to coś, co łączy wszystkich Romów. Romani pochodzi z rodziny języków indoeuropejskich (to z Indii w X wieku przywędrowali do Europy Romowie) i nie ma nic wspólnego z językiem rumuńskim. Poszczególne dialekty różnią się między sobą do tego stopnia, że nawet we Wrocławiu mieszkańcy różnych osiedli mają problem w dogadaniu się.
- W domu między sobą mówimy tylko po romsku. Ale są rodziny, gdzie dzieci nie znają swojego języka. Jak tak można? - zastanawia się Józef Mastej.

Czuwanie przy łóżku denerwuje lekarzy
Kolejna rzecz, która łączy wszystkich Romów to życie w grupie. Budują oni mniejsze i większe społeczności, dlatego też masowo osiedlili się np. na Brochowie. Na każdym kroku podkreślają przywiązanie do romskiej etniczności, swojej grupy a przede wszystkim do rodziny.
- Nasza społeczność trzyma się razem. Ufamy sobie. U nas nie zamyka się drzwi od mieszkania na klucz. Ważne jest także, by dzieci od małego uczyły się, że ojca i matkę trzeba szanować. Nie wolno się im sprzeciwiać - mówi Józef Mastej.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

Gdy przychodzą święta, zjeżdża się tylko najbliższa rodzina pana Józefa - czyli z jego strony (nie licząc rodziny żony) jakieś 130 osób. Święta Cyganów są huczniejsze i trwają dłużej, niż rdzennych Polaków. Chrzciny, komunie, śluby trwają nawet tydzień. Wtedy na stołach pojawiają się tradycyjne potrawy - różne rodzaje mięs, zazwyczaj ostro przyprawionych.

Także pogrzeby trwają po kilka dni, kiedy to liczni członkowie rodziny wspierają pogrążonych w smutku najbliższych. Silna jest tradycja czuwania przy łóżku chorego. Stąd w sierpniu zeszłego roku w szpitalu MSWiA przy ul. Ołbińskiej pojawiały się liczne grupy Romów, którzy po kilkanaście osób chcieli dzień i noc czuwać przy łóżku chorej Cyganki. Pacjenci i personel szpitala uskarżali się wtedy na nadmierny hałas.

Romski król zdecydujeNo właśnie, Cygan - słowo w mediach często unikane, jako rzekomo sugerujące rasizm autora. Czy słusznie? Nie. - Dla mnie nie ma w nim nic obraźliwego, choć oczywiście zależy, kto i w jaki sposób go używa - tłumaczy Bożena Paczkowska. - Starsi nie mają z nim problemu. Ale wielu młodszych uważa je za wyzwisko, chcą być nazywani tylko Romami.
Romowie to w większości katolicy, choć zdarzają się przedstawiciele np. Świadków Jechowy. - Ale o ateiście nie słyszałem. Taka osoba byłaby nie do pomyślenia, od razu wyklęta ze społeczności - mówi Józef Mastej.

Bo ze społeczności romskiej można zostać wyrzuconym. O tym, kto jest wyklęty, decyduje starszyzna - najstarsze osoby w danej społeczności. Cieszą się dużym szacunkiem, rozwiązują spory w grupie. Ich decyzją wyklęta może być np. osoba, która sprzeciwia się rodzicom. Ale skalanym może być też ktoś, kto wykonuje nieczyste zawody - takie jak policjant czy sędzia (bo Romowie nie powinni sądzić swoich braci) czy pielęgniarka, lekarz lub sprzątaczka (bo ma kontakt z płynami ustrojowymi). Wyklętym można być na miesiące, lata, a nawet na całe życie.
- To straszna kara, bo życie poza społecznością jest dla nas nie do wyobrażenia. Taka osoba nie jest zapraszana na święta, w skrajnych przypadkach nie może wejść do domu swojej rodziny. Gdyby na przykład odwiedził mnie mój brat, który jest skalany, musiałbym wyrzucić szklankę, z której pił. Nikt inny nie mógłby z niej korzystać - opowiada pan Józef.

W skrajnych sytuacjach decyzje podejmuje Szero Rom, potocznie nazywany cygańskim królem. To zwierzchnik romskiej społeczności z grupy Polska Roma. W Polsce Szero Rom żyje pod Warszawą i to do niego przyjeżdżają Romowie z Brochowa i całej Polski, kiedy potrzebują sędziego w dużym sporze.

Porwanie ukochanej i cygański ślub
Wbrew stereotypowi, większość romskich dzieci uczy się w polskich szkołach. Wśród młodych wciąż żywą tradycją są cygańskie śluby, łączące się z porwaniami. Jeśli rodzice nie chcą się zgodzić, młodzi chłopcy mający po 16, 17 lat (a zdarza się, że młodsi), "porywają" - za ich zgodą - swoje, jeszcze młodsze od nich ukochane. Kiedyś porywało się na koniach, dziś młodzi podjeżdżają po swoje dziewczyny taksówkami, po czym razem spędzają noc (nierzadko nielegalnie, bo w polskim prawie seks z dziewczyną poniżej 15 lat to przestępstwo). Wtedy rodzice młodych nie mogą się nie zgodzić na ślub.
- Dziewczyna do 18 roku życia jest pilnowana przez rodzinę, matkę. Nie chodzi sama nawet do sklepu, o dyskotece nie ma mowy. Ale gdzie dzisiaj, w dobie komórek, upilnujesz młodych! Dziewczyna pójdzie wyrzucić śmieci, zgada się z ukochanym i tyle ją rodzice widzieli! - opowiada Bożena Paczkowska.

Rodzice młodych muszą spotkać się na zrękowiny. Ustalają szczegóły małżeństwa. Podczas cygańskich ślubów ręce młodych wiązane są chustą, a młodzi deklarują, że chcą razem spędzić życie.
-Teraz poza romskim ślubem młodzi biorą także ślub cywilny i kościelny. Zadbałem o to, by tak było w wypadku moich dzieci - mówi Józef Mastej.
Młodzi długo po ślubie mieszkają jeszcze u rodziców męża. Skoro był ślub, muszą być i dzieci. Romskie rodziny są zazwyczaj bardzo liczne, a dziewczyny zostają młodymi matkami.

Krótkie spodenki - zakazane
W powszechnej, jak się okazuje słusznej, opinii Romowie są bardzo muzykalni, dlatego nie brakuje cygańskich kapel. Wśród obowiązkowych instrumentów znajduje się gitara, skrzypce, kontrabas, akordeon, ostatnio także keyboard.
- Mamy świetne głosy i naturalnie potrafimy pięknie śpiewać - mówi Bożena Paczkowska.
Wielu Romów żyje zresztą z muzykowania. Innym popularnym zajęciem jest handel. Spora grupa Romów wyjechała za chlebem na zachód.
- Ciężko znaleźć Romowi pracę w Polsce - mówi Ewelina Paczkowska, synowa pani Bożeny. - Polacy nie chcą nas zatrudniać, często są uprzedzeni.
Jej mąż zajmuje się handlem, ona wychowuje dzieci. Twierdzi, że życie młodych Romów nie różni się zbytnio od życia innych Polaków.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

- Mam koleżanki, które nie są Romkami i nie wydaje mi się, by nasze życie bardzo się różniło. Może o tyle, że dla nas ważniejsza jest rodzina, najbliżsi. A teraz młode kobiety nastawione są na karierę często kosztem rodziny. W wolnym czasie chodzimy na przykład do kina, choć zazwyczaj we własnej grupie.
Zwyczaje nakazują Romce zakładać długie spódnice, mężczyzna nigdy nie pojawi się w krótkich spodenkach. - Musi wyglądać elegancko i schludnie - mówi Józef Mastej.

Głowa rodziny jest jedna
Paweł Bil z ulicy Żeromskiego słuchając o romskich tradycjach kręci z dezaprobatą głową. - Wiele z nich jest w naszym domu nie do pomyślenia. Rodzina Bilów przyjechała do Wrocławia blisko 20 lat temu, od kilku lat mieszka przy ul. Żeromskiego. To przedstawiciele Bergitka Roma, choć ich zwyczaje różnią się od tradycji Romów z Brochowa.
- Nie zgadzamy się na porwania córek. Jak 14 - latka może wychodzić za mąż? - zastanawia się Danuta Bil. Razem z mężem wychowują 10 dzieci.
- Przestrzegamy polskiego prawa. Nasze dzieci chodzą do szkoły. Nie stoi nad nami żadna starszyzna ani Szero Rom. I nie uznajemy żadnych zawodów za nieczyste - tłumaczy Danuta Bil.

Ojciec rodziny do niedawna pracował na wrocławskim lotnisku. Teraz szuka pracy. - Nie może być tak, by mężczyzna dłuższy czas nie pracował. Tradycja nakazuje, by to on utrzymywał rodzinę - wyjaśnia.
Najmłodsze dziecko państwa Bil - Odys chodzi do zerówki, najstarsza córka Roksana do czasu urodzenia syna pracowała w Punkcie Przedszkolnym. Część z dzieci w tym roku wybiera się na kolonie, a cała rodzina licznie stawi się na dolnośląskiej olimpiadzie romskiej w Kłodzku.

Ja już spodni nie założę
Mimo pewnych różnic, rodzina zachowuje tradycje swojej nacji. W domu mówi się w romani, święta to wielki zjazd rodzinny, a dzieci są winne rodzicom bezwzględne posłuszeństwo. Dziewczynki chodzą w spodniach - ale tylko do momentu wyjścia za mąż.
- Ja już spodni nie założę, tylko spódnicę - tłumaczy Danuta Bil.

Romowie z Żeromskiego mają żal do "kuzynów" z koczowiska przy Kamieńskiego. Przez to, że żebrzą, psują opinie pozostałym Romom, bo wielu wrocławian wszystkich Cyganów wrzuca do jednego worka. Nie rozumieją, że większość z nich pracuje, płaci podatki i uczy się tak jak rdzenni Polacy. Rodzinie Bilów dużo czasu zajęło zaprzyjaźnienie się z sąsiadami. Teraz ich dom przypomina dworzec kolejowy - drzwi się niemal nie zamykają, kolejni goście wchodzą i wychodzą. Ale nie zawsze tak było.
- Dawno temu chłopaki z sąsiedztwa byli do nas wrogo nastawieni, doszło nawet do bójki z mężem. Teraz jak nas widzą, z daleka krzyczą dzień dobry. I powtarzają kolegom - zostawcie ich w spokoju, to są nasi Romowie! - śmieje się Danuta Bil.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska