Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław. Remont przy Pomorskiej zmienił życie przedsiębiorców. Niektórzy rozważają nawet zamknięcie usług [ZDJĘCIA]

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
Remont ul. Pomorskiej rozpoczął się wraz z końcem wakacji. To oznacza zamknięcie dla wszystkich tej ważnej ulicy we Wrocławiu na blisko 2 lata.
Remont ul. Pomorskiej rozpoczął się wraz z końcem wakacji. To oznacza zamknięcie dla wszystkich tej ważnej ulicy we Wrocławiu na blisko 2 lata. Maciej Rajfur
Wielki remont przy ul. Pomorskiej wpłynął znacząco na życie nie tylko mieszkańców okolicy, ale przede wszystkim przedsiębiorców, którzy mają tam ulokowane swoje usługi. Niektórym liczba klientów spadła aż o połowę. Rozważają zamknięcie binzesów.

Pomorska to jedna z ważniejszych ulic północnej części Wrocławia. Jej kompleksowa przebudowa zaplanowana jest przez magistrat do pierwszego kwartału 2024 roku. Zaczęła się miesiąc temu, we wrześniu. Dla usługodawców kolejne półtora roku to wieczność. Szczególnie w kryzysie, kiedy liczy się każdy dzień. Albo też przelicza.

Pomorska została zamknięta, a była to ulica ruchliwa ze względu na samochody, ale także gęstą siatkę komunikacji miejskiej – tramwaje i autobusy. Można ją przemierzać tylko pieszo i z ograniczeniami.

Na wschodniej pierzei kamienic przy ul. Pomorskiej znajduje się szereg różnego rodzaju usług. Od fryzjera, krawca, sklepu z maszynami do szycia, przez gastronomię, piekarnię, apteki, po sklepy odzieżowe, spożywcze i wielobranżowe.

- Baliśmy się, że będą pustki, od momentu gdy wjadą maszyny budowlane i zamkną ulicę, ale na szczęście tak się nie stało. Nie jest tak źle, jak myśleliśmy. Nie odczuliśmy mocno tej zmiany. Nasi klienci dochodzą tutaj jednak pieszo. To mieszkańcy okolicznych kamienic – mówi nam pracowniczka pizzerii „Ogień”, która serwuje pizzę po neapolitańsku.

Zupełnie inna sytuacja jest jednak w salonie fryzjerskim „Jan”.

- Od kiedy zaczął się remont, natychmiast spadła liczba klientów i to znacznie. Już wcześniej denerwowali się oni, że nie ma gdzie zaparkować, teraz w ogóle nie mają jak dojechać i rezygnują. Szczególnie bardzo wiekowi klienci, których przywożono tu samochodem. Teraz musieliby daleko zaparkować. Nawet przed remontem zapowiadali, że nie będą mieli jak się do nas dostać – opowiada jedna z fryzjerek.

Dodaje, że bardzo ciężko się pracowało w momencie skuwania ulicy. Wszystko w zakładzie drżało.

- Pewnego razu siedział klient na fotelu i mówi: „Panie, ja się boję, latam tu z całym krzesłem, jak mnie pan zetnie?”. Ale co mieliśmy zrobić? Dawaliśmy sobie radę, choć to utrudniało nam bardzo zadania. Teraz jest ciszej i spokojniej, te prace nie są takie uciążliwe – mówi.

Co ciekawe, w związku z remontem zmniejszył się hałas, który dość mocno dawał się we znaki klientom i pracownikom salonu.

- Teraz nie zrywają już nawierzchni obok nas i zrobiło się cicho. A czasami taki ruch był na ulicy, że latem nie mogliśmy otworzyć drzwi. Nie dało się rozmawiać, nic nie było słychać – wspomina fryzjerka.

Nie tylko usługi

Ruch klientów zauważalnie spadł także w aptekach. - Niektórzy zamawiali u nas leki do odbioru. Przez utrudnienia komunikacyjne rezygnują i po prostu się nie pojawiają - twierdzi farmaceutka z apteki Dr Max.

Przez remont dotkliwie oberwało się również sklepom spożywczym oraz wielobranżowym.

- Obroty nam spadły już od pierwszego dnia zamknięcia ulicy. O 30 procent - relacjonuje kierownik sklepu Lewiatan. - Najwięcej mieliśmy klientów z pierzei naprzeciwko - z ulicy Kurkowej. Problemem jest brak dogodnego przejścia przez plac budowy. Ludziom nie chce się iść naokoło, a kiedy już okrążają remont, bliżej mają inne dyskonty. Tutaj nie zaglądają, nie mają takiej determinacji.

Szczególnie duży dochód sklep miał do tej pory z alkoholi. Kierownik podkreśla, że wakacje są słabszym okresem w utargu i sklepy z niecierpliwością czekają na wrzesień. Jednak tegoroczny wrzesień przyniósł remont i drastyczne odcięcie od klientów.

- Zdajemy sobie sprawę, ile to potrwa. Rozwiązaniem byłaby tymczasowa kładka przez środek. Zastanawiałem się nad petycją, ale okazało się, że to plac budowy, na który obowiązuje zakaz wstępu. Nie ma o czym mówić... Gmina realizuje swoje zadanie, by utrzymywać odpowiednią infrastrukturę i na tym koniec – tłumaczy przedsiębiorca.

Twierdzi też, że czuje bezradność. Jeśli zaś tendencja zakupowa się utrzyma, liczy się nawet z zamknięciem interesu. To bardzo realna wizja, która dotyczy także sklepu z mięsem i wędlinami „Schabik”.

- Pomorska należy do ruchliwych ulic, ale klienci i tak przez nią przebiegali, czasem nie przejmując się z tym, że tu nie ma przejścia dla pieszych - opowiada jednak z ekspedientek. - Teraz remont nas rozdzielił.. Mają jakby za daleko. Liczba kupujących spadła o 25 procent. Myślałam, że może zrobią ścieżkę przecinającą ulicę w czasie remontu… Przejście jest daleko. I co teraz? Scenariusz zamknięcia sklepu wisi w powietrzu. Szczególnie, że opłaty bardzo podrożały - mówi ekspedientka.

Po kieszeni dostała odzieżówka

- Od razu zauważyłam, że remont wpłynął na liczbę klientów. My akurat przyciągaliśmy sporo przejezdnych, którzy podróżowali przez Pomorską samochodem, tramwajem, czy autobusem, np. na Cmentarz Osobowicki. Zobaczyli coś na wystawie, wysiadali i przychodzili. Nawet mówili nam, że ich skusiło ubranie z wystawy. Teraz nie przychodzą, bo nic tu nie jeździ – opowiada pracowniczka sklepu odzieżowego przy Pomorskiej 51/53.

Znane są przypadki przy tego typu remontach, że właściciele firm prosili przez petycje władze miasta o wsparcie, np. zwolnienia z podatku od nieruchomości czy o odszkodowania.

- U nas liczba klientów spadła aż o 50 procent. Praktycznie na drugi dzień po rozpoczęciu remontu. Jesteśmy usadowieni blisko przystanków tramwajowych i autobusowych. Ludzie zachodzili do nas przy okazji przesiadki, widząc wystawę w oknie. Czasem specjalnie wysiadali. Teraz jest po prostu pustka. Są dni, że nie ma dosłownie nikogo. Nie wiem, co zrobimy dalej. Ja tu tylko pracuję, decyzja należy do szefa. Może przed świętami Bożego Narodzenia się polepszy – zastanawia się ekspedientka kolejnego sklepu z ubraniami.

Zaskakująca jest za to tendencja w piekarni-cukierni „Biskupin”.

- Wydaje mi się, że przychodzi więcej ludzi. Większość teraz przechodzi tędy piechotą, a normalnie każdy tędy przejeżdżał tramwajem lub autobusem. Dlatego ci nowi piesi do nas zachodzą. Miejmy nadzieję, że tak zostanie i będą zaglądać dalej. Teraz widzę dużo nowych twarzy, a starzy klienci zostali. Ale nie wiadomo, jak będzie zimą, gdzie ten ruch pieszy zmaleje ze względu na temperaturę – dywaguje sprzedawczyni.

Mieszkańcom też ciężko ale są plusy

- Bywało, że pracowali na ulicy w niedzielę. Nie mogliśmy odpocząć od tego hałasu. Wychodziliśmy do robotników i prosiliśmy, żeby sobie odpuścili chociaż w niedzielę, bo tak się nie da funkcjonować – wspomina Michał Karolkiewicz, mieszkaniec Pomorskiej.

Pan Michał widuje regularnie, jak przechodnie pod wpływem alkoholu (a takich nie brakuje) przewracają ogrodzenia placu budowy, żeby sobie skrócić drogę.

- Naturalnie, rozumiem konieczność przebudowy naszej ulicy. Trochę przerażała mnie wizja 2 lat w remoncie, ale powoli się przyzwyczajam. Kiedy zrywają nawierzchnię, jest najgorzej, bo panuje straszny hałas. Są jednak dni naprawdę ciche. Takich nie doświadczaliśmy, mając okna wychodzące na Pomorską. Praktycznie cały czas jeździły tu samochody, tramwaje i autobusy – opisuje mieszkaniec.

Grażyna Frąckiewicz mieszka tu od 8 lat na wynajmie. - Nigdy nie narzekałam, wiedziałam, co brałam. Do szumu komunikacyjnego idzie się przyzwyczaić. Teraz jednak bywają dni naprawdę ciche. Boję się, że do nich też się przyzwyczaję - śmieje się. - Najbardziej doskwiera mi paraliż komunikacyjny, którego każdego ranka doświadczam. Ciężko się stąd wydostać samochodem. Myślałam, żeby się wynieść, ale przy dzisiejszym skoku cen za wynajem szybko zrezygnowałam. Mam za dobry układ z wynajmującym. Ufamy sobie – oświadcza 42-latka.

Starsze małżeństwo spotkane przy sklepie „Świat owoców i warzyw” szczerze się uśmiecha, kiedy pytamy, jak znoszą remont.

- Proszę Pana, to normalna rzecz - mówi Jan Gądecki. - Nie zazdrościmy tym, co prowadzą tu interesy, ale staramy się kupować u nich tyle, ile możemy. Mieszkamy w kamienicy, wysoko, więc nas hałasy tak nie męczą. Takie są uroki miasta. Trzeba to przeczekać. Może wystosować jakiś apel na klatkach, żeby wspierać lokalnych przedsiębiorców? Przydałaby im się jakaś pomoc – podsumowuje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska