Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Praca w kultowym salonie

Bogumiła Nehrebecka
Grażyna Sosnowska była jedną z 9 osób, które zainwestowały wszystkie swoje oszczędności w miejsce pracy
Grażyna Sosnowska była jedną z 9 osób, które zainwestowały wszystkie swoje oszczędności w miejsce pracy Fot. Janusz Wójtowicz
Optykiem została przez przypadek, a raczej dzięki swojej niewiedzy. Pod koniec "podstawówki" nauczyciel przedstawił uczniom listę szkół średnich, w których mogą kontynuować naukę. Na liście było technikum optyczne.

Małej Grażynce ta nazwa skojarzyła się nie z wadami wzroku i okularami, a ze światłem, czyli mówiąc fachowo - rozchodzeniem się fal elektromagnetycznych. Bardzo lubiła fizykę, miała z niej same piątki, więc złożyła dokumenty, rozpoczęła naukę i... pokochała swój zawód.

Od tej pory pani Grażyna Sosnowska, prezes Oculusa we Wrocławiu, pomogła wielu ludziom zobaczyć świat. Wyraźnie, takim, jaki jest naprawdę, pięknym.

Klimatyczna dzielnica w centrum
Wrocławski KDM, czyli Kościuszkowska Dzielnica Mieszkaniowa. Serce miasta. Ciężkie, okazałe budynki od skrzyżowania Świdnickiej z Piłsudskiego i wokół pl. Kościuszki. Budowę osiedla zakończono w 1958 roku i od razu pod arkadami ciężkich socrealistycznych budynków rozlokowały się liczne punkty handlowe i usługowe. Do naszych czasów przetrwał tylko jeden z nich: sklep z okularami. Dziś jest to Salon Optyczny Oculus, którego współwłaścicielką i główną szefową jest pani Grażyna.

- Ponad pół wieku tradycji zobowiązuje - uśmiecha się Grażyna Sosnowska. - Wczoraj przyszedł do nas list od starszego pana. Prosi, byśmy jego okulistkę pouczyły, jakie szkła ma mu przepisać, bo okulary, które 20 lat temu zrobił w naszym salonie, służą mu do tej pory. Ale nie treść listu jest ciekawa, a koperta. Widnieje na niej adres: "Zakład od okularów, Wrocław, po prawej stronie, między kolumnami". I dopisek poczty: "Sprawdzono. Świdnicka pod arkadami. Oculus".
Tu każdy miał szanse na rozwój

Pod ten kultowy adres nasza bohaterka trafiła w 1984 roku. Do technikum optycznego pani Grażyna chodziła w swoim rodzinnym mieście - Białymstoku. Potem przez kilka lat prowadziła zakład optyczny w Biskupcu. A jej życie prywatne? Mąż, trójka dzieci. Najmłodsza córeczka była jeszcze niemowlęciem, gdy cała rodzina przyjechała do Wrocławia.

- Dla mnie, dziewczyny z Podlasia, zachód Polski był cudowną krainą, tętniącą życiem, z perspektywami. Tutaj każdy miał szansę na rozwój - wspomina pani Grażyna Sosnowska.
- Ucieszyłam się, że właśnie w stolicy Dolnego Śląska mój mąż znalazł pracę. Przez pierwsze lata pobytu w tym mieście wychowywałam dzieci, dbałam o dom, ale gdy mogłam już córeczkę zaprowadzić do przedszkola, sama zaczęłam szukać pracy. Nie mogłam usiedzieć w domu.

Powiew wolności
Pani Grażyna znalazła pracę w pierwszym "optyku", do którego zajrzała. W tym największym w mieście - pod arkadami. Sklep prowadziło Przedsiębiorstwo Handlu Artykułami Papierniczymi i Sportowymi Arpis. Okulary były na doczepkę do tego państwowego molocha, handlującego zeszytami i łyżwami.

W 1990 roku nastąpił krach. Dyrekcja Arpisu postawiła sprawę jasno: albo pracownicy założą prywatną spółkę i kupią sklep, albo zostanie on zlikwidowany. Pani Grażynka była jedną z dziewięciu osób, które zainwestowały wszystkie oszczędności i wykupiły swoje miejsce pracy, zgodnie z popularnymi wówczas hasłami Solidarności: - Jesteśmy we własnym domu. Weź los w swoje ręce.
- Początki były trudne - wspomina pani Sosnowska.

- W tym czasie to my musieliśmy szukać towaru, szkieł i oprawek po całej Europie. Jeździliśmy na wszystkie targi, giełdy optyczne. I pomyśleć, że teraz hurtownicy przyjeżdżają do nas z walizami oprawek, z których my wybieramy tylko dwa, trzy modele.

Panie wzięły swój los we własne ręce
Po latach z dziewięciu wspólników Oculusa zostało tylko czterech, a raczej cztery, bo salonem rządzą teraz panie. Nasza bohaterka, uczestnicząc w wielu kursach i szkoleniach, zdobyła zaszczytny tytuł mistrza optyki i bierze udział w pracach Międzywojewódzkiego Cechu Rzemiosł Optycznych w Poznaniu. - Prezesem Oculusa zostałam w 1995 roku. Moim pierwszym zadaniem było przeobrażenie salonu w nowoczesny zakład optyczny - mówi nasza bohaterka.

- Chciałyśmy z koleżankami, by u nas pacjent został dokładnie przebadany przez lekarza, otrzymał receptę na szkła, wybrał oprawki i po godzinie wyszedł z gotowymi okularami czy soczewkami.
Panie zaczęły od generalnego remontu i kupienia najnowocześniejszej na rynku aparatury do badania wzorku i szlifowania szkieł korekcyjnych. Potem trzeba było zadbać o wystrój wnętrza, ustawić gabloty, wypełnić je oprawkami. Gdy już wszystko było gotowe, w lipcu 1997 roku powódź zniszczyła prawie wszystko, co udało się im stworzyć.

- Nie załamałyśmy rąk, chociaż tak po babsku miałyśmy oczy pełne łez. Następne dwa lata to były nowe pożyczki, kredyty, remonty, zakupy.

Do nas przychodzą pacjenci, a nie klienci
Dwadzieścia lat temu we Wrocławiu było dwudziestu optyków, teraz kilkuset, w każdym markecie po dwa. Jak radzić sobie z taką konkurencją?

- Dla nas okulary to produkt leczniczy, a nie tylko ozdoba twarzy - mówi pani prezes. - Do nas nie przychodzą klienci, a pacjenci. Przede wszystkim dbamy o to, aby pomóc im jak najdłużej zachować dobry wzrok. Oczywiście, każdy wybierze te oprawki, w których będzie najlepiej wyglądał. My tylko podpowiadamy, jakie naszym zdaniem pasują do typu urody pacjenta, kształtu twarzy i brwi, rozstawu oczu, kolorystyki i sposobu bycia. To ostatnie jest możliwe z tego względu, że z wieloma naszymi stałymi pacjentami jesteśmy po prostu zaprzyjaźnieni.

- Moim marzeniem jest zachowanie jak najdłużej tej dobrej marki naszego salonu - mówi pani prezes. - A prywatnie? Bardzo chciałabym zostać babcią. Mieć jeszcze więcej osób do kochania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska