- Listonosz przychodzi do nas zwykle raz na dziesięć dni. Dostajemy listy z bardzo dużym opóźnieniem. Pod koniec ubiegłego tygodnia otrzymaliśmy całą stertę listów poleconych, także priorytetowych, nadanych dwa, a nawet trzy tygodni temu - mówi Radosław Pabian, specjalista ds. impresariatu Opery Wrocławskiej, który zgłosił nam problem. - Ostatnio dostaliśmy także zwykły list nadany 31 października. Do listów adresowanych miesiąc wcześniej zdążyliśmy się już przyzwyczaić... - dodaje.
Podobny problem ma więcej firm w ścisłym centrum miasta, obsługiwanych przez Urząd Pocztowy nr 66 przy ul. Kościuszki i nr 68 przy ul. Małachowskiego.
- To szczególnie uciążliwe, gdy czekamy na ważne pismo. Jeszcze gorzej, jeśli otrzymujemy faktury już po terminie płatności - twierdzi Natalia Gan z jeden z firm przy ul. św. Antoniego. - Problem z pocztą miała także jedna z naszych pracownic, której zwolnienie lekarskie dotarło do nas dopiero po trzech tygodniach - dodaje.
Jaki jest powód tak długiego czasu oczekiwania na przesyłki? Jak informują przedstawiciele Poczty Polskiej - to brak rąk do pracy, a w zasadzie ramion do noszenia ciężkich pocztowych toreb. We Wrocławiu jest blisko 30 wakatów.
- Prowadzimy 20 rekrutacji na etaty dla listonoszy oraz 10 na zastępstwo - mówi Zbigniew Baranowski, rzecznik prasowy Poczty Polskiej. Jak dodaje, doręczyciele pracują również w soboty, a we wrocławskiej sortowni pracują też osadzeni ze strzelińskiego Zakładu Karnego.
Według Piotra Moniuszki, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty, przeciętnie w każdym z wrocławskich urzędów pocztowych nieobsadzone są nawet trzy rejony, a w kolejnych miesiącach sytuacja może jeszcze bardziej się pogorszyć. - Po nowym roku z firmy ma odejść dwudziestu listonoszy i to pracowników z dużym doświadczeniem. Nie wytrzymują po prostu narzuconej presji - zdradza Piotr Moniuszko.
Oferowana płaca także nie zachęca do podjęcia trudu noszenia pocztowej torby. Nowy pracownik, który przyjdzie z ulicy zarobi na rękę ok. 1400 zł. Osoba pracująca kilka lat otrzymuje dodatek stażowy wynoszący przeciętnie 200-300 zł. To wszystko za pracę od świtu do nocy.
- Dziennie listonosz doręcza ok. 100 przesyłek poleconych, które musi dostarczyć do rąk adresata. Do tego dochodzi jeszcze korespondencja zwykła - wymienia Moniuszko.
Listonosze muszą też werbować ludzi do zakładania kont i brania kredytów w Banku Pocztowym, sprzedawać kartki i znaczki. W okresie Wszystkich Świętych sprzedawali znicze. - Listonosz to już bardziej komiwojażer - ocenia Moniuszko.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?