Wczoraj rozpoczęto wysadzanie poniemieckiego schronu przeciwlotniczego, który znajduje się przed Dworcem Głównym PKP, gdzie jeszcze kilka miesięcy temu działały sklepy. Pirotechnicy będą pracowali przy nim aż cztery miesiące. Dlaczego tak długo?
- Nie możemy wykonać jednego wielkiego wybuchu, bo to zagroziłoby okolicy - tłumaczy Marek Łukowski, który zajmuje się wysadzeniami.
Ustalono, że schron zostanie zniszczony serią mikrowybuchów. Użyty zostanie do tego celu amonit - materiał, z którego korzystają górnicy w kopalniach. Będzie bezpiecznie - nie ma zagrożenia, że w górę polecą odłamki. Miejsce, pod którym jest schron, zostanie przykryte ciężką, gumową płachtą.
Likwidacja schronu nie będzie prostym przedsięwzięciem, bo nie wiadomo dokładnie, ile Niemcy użyli stali przy budowie obiektu. Do tego ściany są bardzo grube. W niektórych miejscach mają aż 12 metrów!
Schron miał służyć pasażerom i pracownikom kolei na wypadek bombardowania dworca w czasie wojny.
Jest obszerny - ma 5 tys. metrów sześciennych. Miłośnicy legendy o podziemnym Wrocławiu są zdania, że schron ma nieodkryte jeszcze podziemne kondygnacje.
- Jak na razie śladu po kazamatach nie ma - mówi Piotr Biedalak, kierownik budowy z przedsiębiorstwa Budimex, które prowadzi przebudowę dworca. - Czy są pod schronem? Dowiemy się, jak go wyburzymy.
W miejscu obiektu z czasów wojny powstanie podziemny parking. Zmieści się w nim 217 samochodów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
