Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Nasza pierwsza tysiąclatka

Małgorzata Matuszewska
Szkoła Podstawowa nr 71 - pierwsza tysiąclatka we Wrocławiu (na zdjęciu zajęcia z rytmiki)
Szkoła Podstawowa nr 71 - pierwsza tysiąclatka we Wrocławiu (na zdjęciu zajęcia z rytmiki) fot. archiwum sp 71, reprodukcja: tomasz hołod
52 lata temu Władysław Gomułka rzucił hasło: Tysiąc szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego. Pierwsza tysiąclatka powstała u zbiegu Podwala i ul. Kołłątaja.

Szkoła Podstawowa nr 71 nie była typową socjalistyczną budą. Uczyli w niej przedwojenni harcerze, powstała jako szkoła eksperymentalna i na owe czasy oferowała nieszablonowy model wychowania.

Tysiąclatki powstawały w ramach akcji "Tysiąc szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego", z inicjatywy Władysława Gomułki, pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego PZPR. Oprócz uczczenia rocznicy, trzeba było dostosować warunki do liczby uczniów - wyżu demograficznego. Szkoła nie do końca poddała się standaryzacji. Zbudowano ją w latach 1959-1960 według projektu Jadwigi Hawrylakowej, zakładającego piętnaście klas. I przeniosły się tam dzieci ze szkoły przy Zwierzynieckiej 3, założonej jako szkoła eksperymentalna.

Szkoła, ufundowana przez ZSS Społem, dostała imię pisarza Leona Kruczkowskiego w 1964 roku. Niestety, nie mogła zostać nazwana imieniem Aleksandra Kamińskiego, bohaterskiego żołnierza Armii Krajowej, choć wielu chciało, by je nosiła. Jeszcze przy Zwierzynieckiej sławny druh był u dzieci z wizytą, po której został dar: książka Antek Cwaniak z jego autografem. Także przy Zwierzynieckiej powstał prekursor dzisiejszej zerówki. Przychodziły dzieci w wieku przedszkolnym i były zuchami. Nową szkołę wyposażono w schron przeciwlotniczy, bo władze kraju bały się konfliktu, w który mogła się przerodzić zimna wojna między Wschodem a Zachodem. Gdyby wojna wybuchła, schron mógłby posłużyć za polowy szpital. Szkołę wyposażono w wygodne podjazdy, które dziś mogą służyć niepełnosprawnym, a wyjścia z bunkra prowadziły na podwórko. Pierwszym uczniom służyły zresztą jako harcówka i warsztaty do prac ręcznych, wyposażone w stolarskie stoły. Potem, w 1997 roku, schrony uratowały budynek, który w czasie powodzi utrzymał się, wspierany przez porządne, podziemne umocnienia.

Krzysztof Nierzewski, jeden z pierwszych absolwentów (rocznik 1962, szkoła wtedy była siedmioklasowa), wspomina ze wzruszeniem starą budę przy Zwierzynieckiej, do której szło się przez zoo na godz. 9.

- A do nowej szkoły chodziliśmy na ósmą - zaznacza.
Nowy budynek w centrum miasta został otwarty uroczyście 1 września 1960 roku. Każda klasa dostała wstążkę i trzymając się jej, docierała do swojej pracowni. Uczniami opiekowała się Wytwórnia Filmów Fabularnych, która podarowała szkole piękny globus. Jedna z koleżanek napisała w zeszycie o wizycie towarzysza Wiesława we Wrocławiu, który jednak nie gościł na otwarciu szkoły. Zeszyt powędrował do Komitetu Centralnego, a dziewczynka dostała czeski zestaw kreślarski i księgę baśni - upominki zostały przekazane w czasie uroczystego apelu.

Eksperymentalny system uczenia był nadzwyczajny. - Klasa została podzielona na małe grupy, także ławki ustawiano grupowo, a nie w rzędach - opowiada Krzysztof Nierzewski. Każda grupa przygotowywała referat na zadany temat, więc nauczyciele musieli poświęcić więcej czasu dzieciom, niż gdyby sami wykładali lekcję. Żona pana Krzysztofa - Joanna (poznali się w podstawówce nr 71) - dodaje: - Jeździliśmy na zimowiska i to nie w czasie ferii, ale poza nimi. To były prekursorskie wyjazdy dzisiejszej tzw. zielonej szkoły. Ponieważ była zima, więc najwięcej było lekcji WF-u. - Ale szkoła nie była elitarna - zaznacza Krzysztof Nierzewski. - Wszystkich rodziców stać było na te wyjazdy. O tym, że uczono w szkole angielskiego, przypomina Jadwiga Wacław, absolwentka z pierwszego rocznika. - Przychodzili do nas lektorzy z politechniki - uśmiecha się.

Pani Wacław dodaje, że na zimowisku jeździło się na nartach, przerobionych przez tatę. Uczniowie wspominają, że nieszablonowo uczono ich też kultury zachowania w publicznym miejscu. Kiedy mieli po 11 lat, wychowawczyni zawiozła ich do kawiarni Stylowa przy placu Kościuszki. Po drodze nauczyli się zachowania w tramwaju, w kawiarni - jak się zamawia ciastko, picie i płaci rachunek. Od początku uczono też niemieckiego. I były zajęcia rytmiki, nieosiągalne w innych przybytkach masowej edukacji. Prowadził je Czesław Wiech. Dzieci tańczyły mazura i poloneza, ubrane w stroje uszyte z aptecznej gazy.

Kółko historyczne jeździło na wycieczki ciuchcią z placu Staszica do Trzebnicy. Irena Oczko na lekcjach historii w niektórych klasach mówiła nawet o Orlętach Lwowskich.

W tysiąclatce nieszablonowo były: angielski, niemiecki i rytmika

Pierwszą polonistką i dyrektorką była druhna Zofia Skałowa. Rządziła w latach 1958-1973. Dzieci w szkole dowiedziały się, że 17 września był czwartym rozbiorem Polski.
- Nauczycielka uczyła nas dalej, nie poszła siedzieć - dziwią się dziś wychowankowie. Cała ich klasa należała do drużyny harcerskiej. Bunkry dla dzieciaków nie były niczym ekscytującym. Znały podobne budowle i bawiły się w nich.

W nowym budynku były także świetlica i stołówka, a także porządne boisko, którego brakowało przy Zwierzynieckiej. Dzieci chodziły na baseny przy pobliskiej ulicy Teatralnej.
Ciekawe, że nie wymagano od uczniów noszenia na co dzień fartuszków. Galowy strój obowiązywał tylko na akademiach.
Przyjaźnie zawarte w szkole trwają do dziś.
Małgorzata Matuszewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska