18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Na Sępolnie pochowano prof. Jerzego Przystawę (ZDJĘCIA)

Hanna Wieczorek, fot. Jarosław Jakubczak
fot. Jarosław Jakubczak
W sobotę na cmentarzu przy ulicy Smętnej we Wrocławiu pożegnano profesora Jerzego Przystawę, fizyka z Uniwersytetu Wrocławskiego, byłego działacza opozycji solidarnościowej i radnego miasta. Zmarł 3 listopada. Miał 73 lata.

Prof. Jerzy Przystawa zawsze płynął pod prąd i choć wielu nie zgadzało się z nim, wszyscy byli pod wrażeniem logiki jego wywodów. Bronił swojego zdania do upadłego, ale jeśli się pomylił, przepraszał. Przekonywał do wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych.

Profesor Jerzy Przystawa kojarzy nam się przede wszystkim z Ruchem na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, którego był twórcą. Jednak jego droga polityczna była znacznie dłuższa. Mirosław Majcherek, emerytowany aktor, wspomina jak poznał Jerzego Przystawę. - Nasi rodzice byli w AK, musieli uciekać ze Wschodu i trafiliśmy do Sławy Śląskiej - opowiada. - Pamiętam, że w szkole nauczycielka narzekała na niego, że jej przeszkadza. Bo miał już wtedy ogromną wiedzę. Kiedy ona zaczynała mówić, on kończył. Był fizykiem, ale też i humanistą. Kiedy mówił, wszyscy go słuchali.

W roku 1980 zaangażował się w działalność w NSZZ Solidarność. Po ogłoszeniu stanu wojennego organizował strajk na Uniwersytecie Wrocławskim oraz pierwszy podziemny Regionalny Komitet Strajkowy Solidarności Dolnego Śląska. Po pacyfikacji wrocławskich zakładów pracy w grudniu 1981 roku, ukrywał go przez chwilę (razem z Barbarą Labudą i Józefem Piniorem) ksiądz Franciszek Głód. Do legendy przeszło, że właśnie wtedy profesor pokłócił się potężnie z Józefem Piniorem o... Pinocheta. Barbara Labuda powiedziała wówczas: "Panowie, są ważniejsze sprawy".

- Był dla wielu z nas autorytetem - mówi Paweł Skrzywanek, w stanie wojennym student historii. - Angażując się w działalność opozycyjną, w jakimś sensie baliśmy się, że nas wyrzucą z uczelni pod byle pretekstem. Dużym wsparciem byli dla nas nauczyciele akademiccy, tacy jak profesor Jerzy Przystawa, którzy w jasny i otwarty sposób mówili, że będą te nasze działania wspierać i nas chronić. Skrzywanek wspomina, jak to profesor oburzył się, kiedy usłyszał, że studenci przygotowali ankietę, w której oceniali pracowników naukowych Uniwersytetu. Uznał, że nie czas na takie działania, bo na Uniwersytecie właśnie przeprowadzono "esbeckie" czystki. Jednak kiedy opublikowano wyniki ankiety, przeprosił. Okazało się, że studenci szczególnie cenili sobie dobrych wykładowców, nawet jeśli byli oni surowymi egzaminatorami. I na dodatek większość pozytywnie ocenionych naukowców to byli ci, którzy zostali negatywnie zweryfikowani. Prof. Przystawa przez cztery lata był wrocławskim radnym. Wybrany w pierwszych samorzadowych wyborach - w 1990 roku - szybko stał się legendą wrocławskiej rady.

Rzadko zgadzał się z prezydentem Bogdanem Zdrojewskim i jego ekipą. Jego pytania i wystąpienia skupiały uwagę. Bo oprócz tego, że były zwykle zabójczo logiczne, to na dodatek nieco zjadliwe i na pewno dowcipne. Kiedy profesor po raz drugi lub trzeci nie dostał odpowiedzi na pytanie: "dlaczego z mostów Sikorskiego zeszła położona właśnie nawierzchnia?", stwierdził, że to tajemnica wszech czasów, a ten, kto ją rozwiąże, powinien dostać nagrodę Nobla. Innym razem, mówiąc o jakichś niepokojących go sprawach, stwierdził, że władze miasta zachowują się tak, jak chory na syfilis, który z uporem twierdzi, że jest chory na różyczkę. - Był człowiekiem wielkiej erudycji - wspomina Krzysztof Tenerowicz, radny I i II kadencji. - Ale choć zgadzaliśmy się w wielu sprawach, nie byliśmy w jednym klubie. Profesor był typem indywidualisty, chodził własnymi drogami. Fakt, do żadnego klubu w radzie nie należał, nie pracował też w żadnej komisji rady.

Był gorącym rzecznikiem jednomandatowych okręgów wyborczych i twórcą Ruchu na rzecz JOW. Po raz pierwszy wezwał do ich wprowadzenia w 1991 roku. Podkreślał, że są one szansą dla ludzi, którzy nie chcą się wiązać z żadną partią. Bo, jak mówił: "W Polsce jesteśmy wszyscy w sytuacji chłopów pańszczyźnianych. Nie mamy prawa kandydowania do Sejmu. To znaczy, że jest jakaś szlachta mająca przywileje i jest prawie 40-milionowe pospólstwo, które tego prawa nie ma. Uważamy, że to straszliwy gwałt".

Wierzył, że okręgi jednomandatowe to lek na wiele politycznych chorób, w tym na korupcję i afery finansowe. Takie jak FOZZ. A o tej ostatniej wiedział dużo. Z prof. Mirosławem Dakowskim po śmierci Michała Falzmanna (inspektora NIK, który wykrył nieprawidłowości w Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego i doprowadził do ich ujawnienia) napisał książkę "Via bank i FOZZ". Mimo problemów nie zrezygnował z prób wyjaśnienia okoliczności związanych z aferą i śmiercią Michała Falzmanna, a później prezesa NIK Waleriana Pańki. Nie przeszkodził mu w tym trwający 14 lat proces wytoczony przez osoby opisane w książce "Via bank i FOZZ".

- Jurek Przystawa był gorącym patriotą, a przy tym ciepłym człowiekiem - mówi Mirosław Majcherek. - Miał bardzo dużo cierpliwości dla ludzi i wierzył, że należy ich "naprawiać". Nikogo do niczego nie zmuszał, rozmawiał tylko. Bo najważniejsza dla niego była wolność. Także wolność wyboru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska