Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław ma aferę niemal jak Amber Gold

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Oskarżony szef firmy Finroyal nie przyznał się do zarzutów. Kilka dni temu odmówił wyjaśnień we wrocławskim sądzie
Oskarżony szef firmy Finroyal nie przyznał się do zarzutów. Kilka dni temu odmówił wyjaśnień we wrocławskim sądzie Tomasz Hołod
Kulisy śledztwa w sprawie piramidy finansowej. Zaczęło się w 2008 roku. A firma naciągała ludzi jeszcze całe cztery lata.

Przed wrocławskim sądem rozpoczął się kilka dni temu proces Andrzeja K., szefa firmy Finroyal. Jest oskarżony o naciągnięcie 1716 osób z całej Polski na przeszło 100 milionów złotych. Oferował produkty podobne do lokat bankowych. Historia wygląda jak kalka słynnej sprawy Amber Gold.

Co ciekawe, większość - jeśli nie wszyscy - spośród 1716 pokrzywdzonych, wpłaciła swe pieniądze firmie Andrzeja K. w czasie, gdy trwało już śledztwo w sprawie firmy Finroyal. Zaczęło się ono w 2008 roku. Zarzuty przestępstw Andrzej K. usłyszał cztery lata później. A panika wśród jego klientów wybuchła, gdy historię „parabanku” opowiedziała telewizja TVN.

Sprawę wykryli klienci. Warszawski bankowiec pan Zbyszek w ciągu dwóch tygodni ustalił, że w sprawie firmy Finroyal coś śmierdzi. Dokładnie w połowie stycznia 2008 r. dostał ofertę ulokowania w tej firmie swoich oszczędności. Zadzwoniła do niego pani z informacją, że to wielka, międzynarodowa firma, działająca od 30 lat. Z centralą w Anglii i kapitałem sięgającym 88 milionów funtów brytyjskich. Zaczął sprawdzać te informacje. Trafił na stronę internetową „brytyjskiej” firmy. Była w języku angielskim, ale znalazł na niej sporo błędów stylistycznych i ortograficznych. Było jasne, że tekstów po angielsku nie redagowała osoba dobrze władająca tym językiem. Ustalił też, że firma powstała zaledwie kilka miesięcy wcześniej i nie działa na rynku od 30 lat.

Pan Zbyszek zawiadomił policję i prokuraturę w Warszawie. Tymczasem Finroyal wpompował potężne pieniądze w promocję swojej działalności. Firma nie miała prawa przyjmować lokat od ludzi. To zastrzeżone dla banków. Trzeba mieć koncesję. Ale Finroyal pożyczał pieniądze. Obiecując, że odda z procentem. To wolno każdemu.

Prokuraturze i policji cztery lata zajęło ustalenie, że w rzeczywistości działalność Andrzeja K. może być przestępstwem. Bo takim przestępstwem jest prowadzenie działalności bankowej bez licencji.

W 2009 roku - rok po zawiadomieniu od pana Zbyszka - prokuratura poprosiła służby brytyjskie o pomoc prawną. Trwało to wiele miesięcy. Ale ustalono, że firma Finroyal jest tylko zarejestrowana w Wielkiej Brytanii i nic tam nie robi.

W 2008 r. Komisja Nadzoru Finansowego wpisała spółkę Andrzeja K. na specjalną „listę ostrzeżeń” jako niewiarygodną. Ale o liście mało kto wiedział. Śledztwo się wlokło, a ludzie zwabieni reklamami w mediach, lokowali w Finroyal coraz większe pieniądze. Co się działo z tymi pieniędzmi? Niewielką ich część ulokowano w małych i nierentownych firmach. Część Andrzej K. próbował zainwestować kupując i sprzedając waluty, ale nie zarobił na tym. Dopiero w 2012 r. działalność Finroyal została zakończona. Zostały długi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska