Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Handel dopalaczami kwitnie. Sanepidowi śmieją się w twarz

Marcin Rybak
Handel dopalaczami we Wrocławiu kwitnie w najlepsze
Handel dopalaczami we Wrocławiu kwitnie w najlepsze fot. Tomasz Hołod
Trzy lata po ogłoszeniu przez rząd wielkiej akcji zamykania sklepów z dopalaczami sprzedaż tych specyfików kwitnie w najlepsze. Gołym okiem widać, że legł w gruzach system, który miał uniemożliwić wprowadzanie na rynek chemicznych substancji, które działają jak narkotyki, a czasem bywają nawet od nich groźniejsze.

Wystarczył krótki, półgodzinny spacer w sobotni wieczór w okolicach wrocławskich sklepów sprzedających dopalacze, byśmy zebrali z pobliskich trawników i chodników kilkanaście pustych opakowań po tych substancjach. Z dopalaczami walczy sanepid uzbrojony w prawo administracyjne. Do dyspozycji ma takie kroki, jak decyzje, zakazy, kary finansowe, rekwirowanie towaru. W praktyce to nie działa. - Sprzedawcy dopalaczy prawo administracyjne mają gdzieś - mówią bez ogródek pracownicy jednej z dolnośląskich placówek sanepidu. Proszą, by nie podawać nazwisk. Boją się gangsterów. W sklepach z dopalaczami nieraz natykają się na maczety i gaz obezwładniający. Nierzadko po zakończeniu kontroli są śledzeni przez dziwne typy.

- Jesteśmy bezradni, bo firmy są zarejestrowane na "słupy". Jak od bezdomnego skutecznie wyegzekwować karę administracyjną? Nie da się - rozkładają ręce pracownicy sanepidu. - Kiedyś nałożyliśmy karę na firmę handlującą dopalaczami i mieliśmy wielki problem, bo trzeba się było tłumaczyć w kilku instancjach, dlaczego kara pozostała na papierze

Prezydent Rafał Dutkiewicz ma do sklepu z dopalaczami 3 minuty drogi

Jedyną metodą jest zarekwirowanie podejrzanego towaru. Zgodnie z prawem sanepid może go przetrzymywać do badań 18 miesięcy. I tak robi, choć brakuje mu w budżecie pieniędzy na przebadanie wszystkich dopalaczy. Część tych specyfików sprawdzono. W opiniach wystawionych przez Narodowy Instytut Leków powtarza się wniosek: groźne dla życia i zdrowia.

Gdyby prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz chciał zrobić sobie spacer z ratusza do sklepu z dopalaczami, wystarczyłyby mu trzy minuty. Handlarze nie kryją się wcale na peryferiach, w ciemnych zaułkach. Robią interesy pod nosem władzy, w centrum miasta.

Do redakcji przyszedł ostatnio list. "Nie podawajcie nazwiska, jestem nauczycielem... (nazwa placówki oświatowej), słyszałem od dzieci, że w lombardzie (pada nazwa ulicy na osiedlu Rakowiec) sprzedawane są dopalacze". Sprawdzamy. Sobota wieczór. Przy tej ulicy są dwa lombardy. Jeden z nich czynny do godz. 22. Drzwi szeroko otwarte, na wystawie wiertarki, telefony komórkowe - wszystko, co ludzie zostawili, by wziąć pożyczkę. Kilkaset metrów dalej małe drzwi zaklejone tak, by nikt nie mógł zajrzeć do środka. Napis "Lombard". Informacja, że wstęp tylko dla dorosłych. Czynne 24 godziny.
Rozglądam się po chodniku. Jest! Przy ścianie leży małe, kwadratowe opakowanie. "R-1. Preparat do czyszczenia. Imitacja". Z instrukcja obsługi wydrukowanej drobnym maczkiem wynika, że to preparat do czyszczenia. Że niby rozpuszcza się w wodzie i nanosi szmatką. W pobliżu znajdujemy puste, rozerwane opakowania po "pochłaniaczu wilgoci" oraz preparacie "przyspieszającym schnięcie farb".

Co jeszcze znalazł reporter portalu GazetaWroclawska.pl? Czytaj na 2. stronie

Ten sam sobotni wieczór. Uliczka na wrocławskiej starówce. Co najwyżej trzy minuty od Rynku. Tu też działają dwa lombardy. Do jednego z nich prowadzą przykurzone drzwi. W środku widać tylko głowę sprzedawcy. Na okolicznych trawnikach leżą małe, kwadratowe opakowania po C12 i G-Y. Oba to preparaty do czyszczenia złota. Instrukcja: "włożyć do woreczka monetę, polerować posuwistym ruchem do uzyskania satysfakcjonującego efektu". Albo "rozpuścić w wodzie, zanurzyć przedmiot na 3 minuty".

Czy mamy uwierzyć, że na wrocławskiej ulicy, zaraz po wyjściu z lombardu, ktoś pospiesznie czyści złoto, usuwa zabrudzenia, doprowadza do pochłonięcia wilgoci i przyspiesza schnięcie farby?

"Sprzedaży płynu do czyszczenia toalet też by pani zakazała" - zapytał bezczelnie na przesłuchaniu w sanepidzie człowiek z dopalaczowego biznesu. Jeden z nielicznych, którzy w ogóle raczyli się pojawić w dolnośląskiej placówce. Z ustaleń sanepidu wynika, że w tych opakowaniach nie ma wcale środków czyszczących. Są narkotyki, a ściślej biorąc - działające identycznie na organizm człowieka związki chemiczne. W polskim prawie nazwano je "substancjami zastępczymi".

W sierpniu minęły trzy lata, odkąd ujawniliśmy, że naprzeciwko siedziby Straży Miejskiej we Wrocławiu działa sklep z dopalaczami. Nic się nie zmieniło. Nie pomagają żadne kary czy rekwirowanie towaru.

Kupiliśmy tam "środek do czyszczenia komputerów". Eksperci z Uniwersytetu Medycznego sprawdzili, że zawiera etylokatynon i kofeinę. Ten pierwszy jest właśnie dopalaczem. Działa identycznie jak katynon, czyli twardy narkotyk.

Już za samo posiadanie katynonu grozi więzienie. Wystarczy jednak dać tę substancję chemikowi, a ten zmodyfikuje ją i zmieni w pochodną. Tak samo groźną dla zdrowia, ale bezpieczną dla sprzedawcy, bo nikt go za handel nią nie wsadzi do więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska