Ale trzeba szczury dodatkowo wyłapywać, np. na podwórku przy ul. Chudoby 9-13. Tam polowanie na gryzonie miejski zarządca Wrocławskie Mieszkania urządzi w przyszłym tygodniu. Administrator jednej z tamtejszch kamienic nie przypomina sobie, by do dziury na podwórku, z której wychodziły szczury wpadło dwa tygodnie temu 6-letnie dziecko. Mieszkańcy jednak twierdzą, że dopiero dzięki tej sytuacji doczekali się interwencji zarządcy.
Szczurów w bocznych ulicach Kościuszki, takich jak Świstackiego, Więckowskiego, Chudoby zaczęło przybywać od jesieni, gdy saperzy wysadzali schrony pod Dworcem Głównym. Ostatnie stada gryzoni wywędrowały stamtąd wczesną wiosną.
Ale w kamienicach miejskich zaraz zostały poczęstowane trutkami, bo rozpoczęła się wiosenna deratyzacja. Dlaczego więc nie widać efektów? - Jest problem, by zmusić wszystkich zarządców, w tym wspólnotowych i spółdzielni, by w jednym czasie prowadzić akcję, choć jest odpowiedni przepis prezydenta - uważa Urszula Hamkało, rzeczniczka Zarządu Zasobu Komunalnego.
Ale szczurołapy gdzie indziej widzą przyczynę. Zarówno ZZK, jak i Wrocławskie Mieszkania zlecają deratyzację firmom sprzątającym. Trutki wykładane są w piwnicach. - Często zaraz za drzwiami do piwnicy albo na schodach, bo pani sprzątaczka boi się wejść do piwnicy głębiej - opowiada Sławomir Nawój, jeden z wrocławskich deratyzatorów. Jego zdaniem nie może to przynieść efektów, bo szczury nie uganiają się za trucizną. Właściwie cierpią na neofobię - boją się wszelkich nowości i muszą mieć trochę czasu, by się do czegoś przyzwyczaić. Dlatego trutka wyłożona na tacce czy w specjalnej skrzynce, do której pies czy kot nie będzie miał szansy zajrzeć, nie mówiąc o dziecku, musi być wystawia na w miejscu, gdzie często chodzą.
- W piwnicach czy na strychach można wypatrzeć ich trasy np. po odchodach, jakie zostawiają w postaci dużych bobków - opowiada inny deratyza-tor, Sławomir Kaczmarek.
Kolejny błąd zarządców to kupowanie najtańszych i ciągle tych samych trutek. - Trzeba wyłożyć najpierw trochę i obserwować, czy będą zainteresowane, czy to jedzą - tłumaczy Elżbieta Suszczyńska, zajmująca się deratyzacją od 30 lat.
Szczury można spotkać w całym Wrocławiu, tam, gdzie są wyrzucane resztki jedzenia. Zatem na tyłach kamienic w Rynku, w których mieszczą się restauracje - też. Ich populację oblicza się na 1-2 sztuki na mieszkańca Wrocławia. Nie znikną - ale chodzi o to, by było ich mniej. Przede wszystkim trzeba zamykać klapy od śmietników na podwórkach i nie dokarmiać gołębi. A z piwnic wyrzucić stare ubrania.
W Poznaniu ze szczurami walczą przez całą dobę
Z Józefem Rapiorem z wydziału gospodarki komunalnej w urzędzie miejskim w Poznaniu, rozmawia Anna Gabińska
Macie w Poznaniu problem ze szczurami?
Pewnie. Czasem pojawiają się na zieleńcach. W tym roku ludzie widzieli je na dwóch placach.
I co robicie?
Od 1998 r. przeprowadzamy deratyzację. W tym roku mieliśmy ją od 18 kwietnia do 6 maja. Rozsyłamy do większych zarządców informację przypominającą o niej. A potem robimy kontrolę, czy ją przeprowadzili. Jeśli nie, strażnicy wystawiają mandaty.
U nas też tak jest, ale słabo pomaga.
My prowadzimy wykaz sklepów z trutkami i firmami deratyzacyjnymi na stronie internetowej urzędu miejskiego. Poza tym można zadzwonić całą dobę pod bezpłatny numer 986 na straż miejską i tam dostać informację o tym, gdzie się mieści najbliższy sklep od miejsca zamieszkania. Nie lekceważymy też sygnałów, gdzie się pojawiły, bo wiadomo, że zostawione w spokoju nie znikną, lecz się rozmnożą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?