Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Ciąg dalszy afery na Kozanowie. Trwa kłótnia o myjnię samochodową

Maciej Kołtuniewicz
fot. Paweł Relikowski
Mieszkańcy ulicy Dzielnej, którzy zebrali się w piątek pod budynkiem spółdzielni mieszkaniowej Kozanów IV nie kryją oburzenia. Nikt nie pozwolił im się wypowiedzieć na temat budowy myjni pod ich oknami, a przedstawia się ich jako pieniaczy.

Myjnia na Dzielnej była punktem zapalnym, który doprowadził do usunięcia ze stanowiska prezesa Ryszarda Kucharskiego. Afera miała miejsce 16 czerwca, kiedy mieszkańcy ulicy Dzielnej zostali poinformowani o konieczności usunięcia samochodów spod budynku, bo inwestor będzie stawiał tam obiekty myjni. Problem tkwił w tym, że nikt nie poinformował mieszkańców o tym, że taka myjnia ma powstać.

– Prezes Kucharski zapewniał w wywiadach z telewizją że myjnia będzie ekologiczna i cicha, ale my nie mieliśmy o tym pojęcia – mówi jeden z lokatorów zamieszkałych prze Dzielnej. Inna mieszkanka nie kryje swojego oburzenia. – Zrobili z nas w mediach ciemnogród, pisali, że rzucaliśmy się pod koparki, to wszystko bzdury – tłumaczy.

CZYTAJ TEŻ: Awantura na Kozanowie. Prezesa pilnują ochroniarze (ZDJĘCIA)

– Inwestor przestraszył się całego projektu, mieszkańcy grozili mu, mówili że puszczą z dymem – mówił nam wczoraj odwołany prezes spółdzielni Ryszard Kucharski. – Nie zdziwię się, jeśli sam się teraz wycofa, zastraszony przez mieszkańców – dodał.

Mieszkańcy odpierają te zarzuty i tłumaczą jak wyglądała sytuacja po pojawieniu się inwestora. – Kiedy pojawił się sprzęt odmówiliśmy usunięcia samochodów i wyszliśmy na plac, aby dowiedzieć się o co w ogóle chodzi – tłumaczą. – Pan Krzysztof Żuk zbywał wszystkie nasze pytania, nie chciał się przedstawić ani pokazać żadnych pozwoleń na budowę, w końcu zwyzywał nas od emerytów bez samochodów, powiedział, że sprawa nas nie dotyczy i nasze miejsce jest kościele, a nie na działce, która od teraz należy do niego. Nikt nie rzucał też się pod koparkę, po prostu nie chcieliśmy opuścić placu pod naszym domem dopóki on albo prezes spółdzielni nie wyjaśnią nam, co się właściwie dzieje. Policję wezwaliśmy kiedy inwestor chciał wjechać na plac koparkami przez trawnik, pomimo tego, że wciąż stały tam nasze samochody – podsumowują.

Prezes Kucharski, który dotarł na miejsce próbował uspokajać mieszkańców, obiecywał, że powstanie tam betonowany parking koło myjni i cała inwestycja wyjdzie osiedlu na dobre. Jednak ludzie oburzeni tym, że nikt nawet nie pytał ich o zdanie nie chcieli go wcale słuchać. Nie pomogło mu na pewno to, że wśród mieszkańców prezes Kucharski już od dłuższego czasu nie miał dobrej prasy, obwiniali go oni o gigantyczne zadłużenie spółdzielni, chybione inwestycje mieszkaniowe, podwyżki czynszu i brak jakiejkolwiek komunikacji z mieszkańcami osiedla.

Rozgoryczenie wzrosło tylko, kiedy mieszkańcom przekazano do wiadomości warunki, na jakich zawarto umowę najmu: firma Krzysztofa Żuka miała płacić 1,15 zł za metr kwadratowy dzierżawionego terenu. Dawało to sumę 815 za miesiąc. Podobny teren pod myjnię ten sam inwestor próbował wynająć na Popowicach za... 6 tysięcy złotych. Wtedy jednak mieszkańcy na zebraniu spółdzielni zagłosowali przeciw.

Na Kozanowie mieszkańcy i prezes dogadali się jednak, że sprawa myjni zostanie poruszona na walnym zgromadzeniu i czasu jego zakończenia inwestor nie podejmie żadnych kroków. Kolegium tego właśnie walnego zgromadzenia doprowadziło do odwołania starego zarządu. Prezes Kucharski nie uznał wtedy tej decyzji i otoczony ochroną zamknął się w budynku spółdzielni, następnego dnia udał się na urlop.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska