Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna współtworzy świadomość powojennych pokoleń [ROZMOWA]

Kamil Kusier
Kamil Kusier
Dr hab. Grzegorz Berendt
Dr hab. Grzegorz Berendt fot. Jakub Steinborn
O Gdańsku, pamięci o lokalnych bohaterach, istocie tożsamości narodowej, a także o 83. rocznicy wybuchu II wojny światowej rozmawiamy z dyrektorem MuzeumII Wojny Światowej, profesorem Grzegorzem Berendtem, który uważa, że Wolne Miasto Gdańsk było jedynie jednym z pretekstów do podjęcia przez Hitlera agresywnych działań wojennych nad Bałtykiem w 1939 rokiem.

„Powinno być utworzone niepodległe państwo polskie, które winno obejmować ziemie zamieszkałe przez ludność bezspornie polską, mieć zapewniony wolny i bezpieczny dostęp do morza; jego niezawisłość polityczna, gospodarcza oraz całość terytorialna winna być zagwarantowana układem międzynarodowym”. Tak stwierdził 8 stycznia 1918 roku Thomas Woodrow Wilson w swoim orędziu, przedstawiając program pokojowy, który miałby zapobiec kolejnej wojnie światowej. Później powstaje Wolne Miasto Gdańsk, które z wolnością nie miało chyba zbyt wiele wspólnego...

Zasady ustrojowe Wolnego Miasta Gdańska określone w jego konstytucji oraz traktatach międzynarodowych chroniły w pierwszej kolejności autonomię niemieckiej ludności, stanowiącej dominującą część lokalnego społeczeństwa. Aczkolwiek w granicach prawa swoją aktywność mogły realizować także mniejszości narodowe i wyznaniowe. Wśród mniejszości narodowych najliczniejsza z nich - polska. Beneficjentami byli też np. Żydzi czy emigranci z terenów dawnego Imperium Rosyjskiego. Dla Niemców, skrajnie niezadowolonych z odłączenia obszaru gdańskiego od Rzeszy, polska aktywność była bardzo niemiła i starali się osłabiać polską pozycję w Wolnym Mieście. Jendak mogli to czynić tylko w ramach obowiązującego prawa. Zasady państwa demokratycznego zaczęły być bezwzględnie niszczone po maju 1933 r., kiedy naziści uzyskali kontrolę na większością instytucji publicznych Wolnego Miasta. W pierwszej kolejności obrócili się przeciwko rodakom z innych partii niemieckich, stopniowo eliminując je ze sceny. Równolegle podkopali pozycję przedstawiciela Ligi Narodów, nominalnej gwarantki ustroju Wolnego Miasta, oraz gdańskiego biskupa rzymskokatolickiego. Później przyszedł czas na eskalację kampanii antyżydowskiej i na koniec antypolskiej. Nasilanie tej ostatniej występowało w okresie po 24 października 1938 r., kiedy Hitler zażądał przyłączenia obszaru Wolnego Miasta do Rzeszy. Z całą pewnością już od lata 1933 r. przymiotnik „wolne” tylko formalnie wiązało się z quasi-państwem gdańskim. Skądinąd wcześniej też nie była to wolność nieograniczona.

Powstanie 15 listopada 1920 roku Wolnego Miasta Gdańska dla kogo było korzystniejszym rozwiązaniem?

Na utworzeniu Wolnego Miasta skorzystali przede wszystkim lokalni Niemcy, zachowując kontrolę nad kluczowymi instytucjami publicznymi. Ale w ówczesnych okolicznościach Polska zdołała wiele wynegocjować, biorąc pod uwagę, że jej wpływom u ujścia Wisły i Motławy niechętni byli niektórzy wpływowi brytyjscy politycy. To, co polscy mężowie stanu, mimo trudności, zdołali wynegocjować w latach 1918-1920, dało nam możliwość obsługi polskiego handlu morskiego do momentu, kiedy cud gdyńskiego „miasta z morza” dał nam niezależność od kaprysów gdańskich niemieckich nacjonalistów. Poza tym nie zapominajmy, że z Polski przybyło w krótkim czasie kilkanaście tysięcy - często bardzo rzutkich - osób, które wzmocniły polski stan posiadania na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Chociaż ludzie ci nie uzyskali w Wolnym Mieście praw politycznych, to kapitalnie zdynamizowali polską mniejszość, zwiększając ją do nieco ponad 9% ogółu miejscowej ludności.

Czy zdaniem pana profesora można uznać, że Wolne Miasto Gdańsk było swego rodzaju zapalnikiem do wydarzeń, do których doszło dwie dekady później?

Wolne Miasto Gdańsk było jedynie jednym z pretekstów do podjęcia przez Hitlera agresywnych działań wojennych nad Bałtykiem w 1939 r. Nawet gdyby Gdańsk stanowił po 1919 nadal część Rzeszy, ten tyran doprowadziłby do wojny, ponieważ był owładnięty myślą połączenia w swoim państwie wszystkich ziem pozostających pod kontrolą Niemiec w przeszłości. A na pewno ziem w tej części Europy. Skoro uważał się za spadkobiercę Fryderyka Wielkiego i kanclerza Otto von Bismarcka oraz innych pruskich polityków, uznających zachowanie przez Niemcy kontroli nad niemal całym południowym wybrzeżem Bałtyku, to musiał zaatakować Polskę, która w 1920 r. odzyskała wolny dostęp do tego morza. To był element pruskiej, a później ogólnoniemieckiej doktryny państwowej od połowy XVIII wieku.

Okres dwudziestolecia międzywojennego w Gdańsku można nazwać okupacją niemiecką?

Biorąc pod uwagę fakt, że Niemcy stanowili w 1919 r. około 95% lokalnej ludności, a dziesięć lat później nadal około 90%, to mówienie o niemieckiej okupacji Wolnego Miasta nie ma sensu. Tym bardziej że w roku 1920 r. ta dominująca pod wieloma względami większość bez wątpienia miała niemiecką świadomość narodową. Zapewne część miejscowych Niemców była zainteresowana gdańską autonomią na wzór swobód, jakimi wolne miasta cieszyły się przed 1792 r. w dawnym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego czy Gdańsk w Pierwszej Rzeczpospolitej, ale na pewno nawet oni nie chcieli należeć do zunifikowanego państwa polskiego. Chcieli czerpać pożytki z obsługiwania polskiej gospodarki, ale pragnęli to czynić na swoich, a nie na polskich warunkach. Tym bardziej zatwardziali niemieccy nacjonaliści nastawieni na rewizję systemu wersalskiego.

Społeczność skupiona wokół Gedanii Gdańsk, Polskiego Klubu Morskiego, czy inne środowiska pokazały, ze polski ruch narodowo-katolicki w tym okresie był relatywnie silny. Zgodzi się pan profesor?

Trwanie przy polskości tysięcy ludzi w niezwykle trudnych lokalnych warunkach wzbudza mój podziw i szacunek. Ci Polacy, którzy w Gdańsku, Sopocie, Oliwie i innych miejscowościach przechowali swój język i wartości wspólnotowe w latach 1793-1918, to bohaterowie. Byli częścią polskiego frontu w ramach zjawiska, które doczekało się nazwy „najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”. Tak nazwano starania państwa pruskiego, aby zniszczyć ducha narodowego Polaków. Ci ludzie bardzo mądrze wykorzystywali możliwości tworzone przez porządek prawny Wolnego Miasta, aby kontynuować swoją pracę narodową. Szkoda, że bardzo długo istniały spory między aktywistami starej społeczności polskiej i ludźmi nowo przybyłymi, bo wyraźna konsolidacja ruchu polskonarodowego w Wolnym Mieście nastąpiła dopiero w 1937 r. Polskie kluby, stowarzyszenia i parafie Kościoła rzymskokatolickiego pomagały w integrowaniu różnych środowisk, ale ich skuteczność była ograniczona.

Jedną z takich postaci zasłużonych dla mimo wszystko mniejszości polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku był kapitan Tadeusz Ziółkowski, który odmówił wprowadzenia do Portu Gdańskiego niemieckiego pancernika Schles-wig-Holstein. Gdańsk pamięta o swoich bohaterach?

W Gdańsku bardzo długo pamiętano o tym dzielnym człowieku, co po 1945 r. znalazło odbicie w wielu inicjatywach. Znawcy dziejów Polaków w Wolnym Mieście nigdy o nim nie zapomnieli. Natomiast bez wątpienia dziś trzeba tę postać przybliżać gdańszczanom, którzy weszli w świadome życie po 1989 roku, ponieważ w moim przekonaniu postać kapitana popadła w okresie ostatnich kilku dekad w społeczne zapomnienie.

Polacy w Gdańsku od początku wojny byli prześladowani. 2 września otwarto niemiecki obóz koncentracyjny w Sztutowie, w Nowym Porcie działał obóz przejściowy, do którego trafił m.in. Brunon Zwarra. Wrócę jeszcze do Wolnego Miasta Gdańska. Jego powstanie było dobrą decyzją?

Odpowiedź zależy od tego, kogo pan pyta. Chociaż paradoksalnie Niemcy i Polacy w jednym są w większości zgodni, bo każda ze stron, chociaż z odmiennych powodów, uznaje tę decyzję za szkodliwą. Ale inne rozwiązanie czyniłoby beneficjentem albo Niemców, albo Polaków, a nie obie strony jednocześnie, a tak się stało, chociaż w ograniczonym stopniu. Ja uważam, że w realiach 20-lecia Gdańsk jako podmiot społeczno-gospodarczy stracił na decyzji podjętej w Paryżu w 1919 r. Gdańscy Niemcy doprowadzili do sytuacji, w której Rzeczpospolita została zmuszona do zbudowania im pod nosem wspaniałego konkurenta - Gdyni. Gdyby nie wojna, Gdynia w okresie kilku, kilkunastu lat prześcignęłaby Gdańsk jako centrum gospodarki morskiej. Już na początku lat 30. Gdańsk „jechał na oparach”, usilnie zabiegając w Polsce, aby choć część swojego handlu morskiego prowadziła przez Gdańsk. W latach 1922-1939 Gdynia wyrosła do pozycji miasta liczącego około 130 tys. mieszkańców, ze wspaniałym, nowoczesnym portem. 1000--letni Gdańsk miał w 1939 r. około ćwierć miliona mieszkańców. W tym kontekście można powiedzieć, zaledwie ćwierć miliona. Wielkie baseny nowoczesnego gdyńskiego portu bez trudu konkurowały z tymi, do których można było wejść tylko przez wąskie gardło kanału Martwej Wisły. Gdańsk utracił monopol bycia polskim oknem na świat. Ze swojej winy.

Profesor Stanisław Żerko w naszej rozmowie przed rokiem także przyznał, że Gdańsk był dla Hitlera jedynie pretekstem. Dlaczego Pomorze Gdańskie było aż tak ważne dla Niemców?

Gdańsk i szerzej Pomorze Nadwiślańskie stanowiły pomost do niemieckich posiadłości w Prusach Wschodnich, postrzeganych jako nieodłączna część Niemiec. Utrzymanie, a po 1920 r. odzyskanie kontroli nad tym obszarem uznawano w Berlinie za jeden z priorytetów niemieckiej polityki. Pamiętajmy, że Prusy nie straciły kontroli nad większością Pomorza Gdańskiego ani na chwilę w latach 1772-1919. Jeżeli porównamy przebieg wschodniej granicy Królestwa Prus z lat 1796-1806 ze wschodnią granicą Trzeciej Rzeszy w listopadzie 1939 r., to okazuje się, że Hitler anektował wprost do państwa niemieckiego niemal wszystkie obszary zajęte przez Hohenzollernów w ramach trzech rozbiorów Polski. Ten austriacki Niemiec czuł się dziedzicem tradycji ekspansjonizmu i hegemonii, która była faktem w Berlinie od blisko 200 lat.

Czy życie i losy Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku mogą stanowić analogię do tego, co spotkało krajan w innych częściach okupowanego państwa polskiego?

Wraz z atakiem Trzeciej Rzeszy na Rzeczpospolitą Polacy na terenie zlikwidowanego jednostronnie przez Hitlera Wolnego Miasta Gdańska stali się celem bezprecedensowej agresji. W pierwszych miesiącach wojny terror przewyższał ten stosowany na terenie tzw. Generalnego Gubernatorstwa. Skutkowało to zamordowaniem co najmniej sześciuset liderów polskiego życia narodowego, cierpieniem ich rodzin powodowanym także pozbawianiem wolności, szykanami, prepresjami, wypędzeniem i rabunkiem mienia. Nieliczni Polacy, którym pozwolono pozostać na miejscu, musieli wyrzec się okazywania związków ze swoim narodem i jego kulturą. Mieli zostać Niemcami albo zniknąć.

Czas leczy rany? Czy to zbyt trywialne określenie? Co wiemy po 83 latach od wybuchu II wojny światowej, a na jakie pytania nadal nie uzyskaliśmy odpowiedzi?

Siłą rzeczy powojenne roczniki nie mogą odczuwać wojny tak boleśnie, jak te, które jej doświadczyły. Ale współtworzy ona świadomość co najmniej części osób urodzonych po 1945 r., bo pamięć wojennych, tragicznych doświadczeń przeniesiono w tradycji rodzinnej do naszych czasów. Ta wojna, w pewnym stopniu, wciąż jest z nami. To fakt. Ponadto wiedza na temat przeszłości pomaga rozumieć teraźniejszość. Jest pomocna również w rozumieniu tego, co współkształowało naszą gdańską rzeczywistość, w której funkcjonujemy. Z tych powodów warto wiedzieć więcej o tym, czego doświadczył Gdańsk w XX wieku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wojna współtworzy świadomość powojennych pokoleń [ROZMOWA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska