Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Kurczyński, trener #VolleyWrocław: Jakby nie wyszło, mogę zostać górnikiem [ROZMOWA]

Jakub Guder
#VolleyWrocław
– Nasz zespół powinien być bardziej stabilny, a klub wychodzi na prostą z różnych zawirowań finansowo-organizacyjnych. Skład mamy taki, że pozwoli nam spokojniej patrzeć na ryzyko kontuzji i urazów. Budżet mieliśmy skonstruowany już wiosną, więc mogliśmy skupić się tylko na pracy sportowej – mówi w rozmowie z nami Wojciech Kurczyński, który po Marku Solarewiczu przejął obowiązki trenera siatkarek #VolleyWrocław.

Kadra #VolleyWrocław skompletowana, wkrótce rozpoczęcie przygotowań. Jakie emocje towarzysza Panu przed pierwszym sezonie w roli pierwszego trenera w Lidze Siatkówki Kobiet?
Myślę, że przede wszystkim jest to ciekawość. Po zakończeniu sezonu od razu ruszyliśmy do budowania zespołu i sztabu szkoleniowego oraz planowania przygotowań. To był bardzo intensywny czas, więc nie było okazji zastanawiać się nad tym, jakie towarzyszą mi emocje. Przez ostatnie lata – jako asystent Marka Solarewicza – miałem szerokie kompetencje i dużą swobodę pracy. Mogłem realizować pewne własne pomysły, ale ostateczne zdanie zawsze należało do pierwszego trenera. Teraz jestem ciekawy, czy moja filozofia, moje rozwiązania będą w praktyce tak skuteczne, jak mi się wydaje. W tej chwili skupiam się jednak przede wszystkim, na zadaniach, jakie mam teraz do wykonania. Jest to planowanie procesu treningowego, potem sparingi itd. Wiadomo, że podczas oficjalnych meczów ligowych mogą pojawić się nowe emocje. Wszystko wyjdzie w praniu. Czasem wydaje się, że coś konkretnego będzie przełomowe, a reagujemy na to normalnie, a innym razem zaskakują nas sytuacje – zdawać by się mogło – naturalne.

Często różniliście się z Markiem Solarewiczem? W sportach zespołowych pojawia się zarzut, że asystent – który wiele lat pracował z tym samym trenerem – ma pewnie identyczne spojrzenie na większość spraw.
W wielu obszarach mieliśmy bardzo podobne spostrzeżenia – w końcu przez ostatnie trzy lata współpracowaliśmy bardzo ściśle. Rozumieliśmy się dość dobrze. Oczywiście mieliśmy własne przemyślenia i rozwiązania. Trudno mi jednak powiedzieć, jak znaczące były różnice między nami. To chyba najlepsze pytanie do dziewczyn, które były u nas w poprzednim sezonie, a teraz będą tu trenować i grać pod moim okiem. Czasem – na tym najwyższym poziomie – treningi u rożnych szkoleniowców pozornie niczym się nie różnią. Liczą się jednak niuanse – gesty, słowa, sposób zwrócenia uwagi takie drobne rzeczy. Wracając jeszcze do naszej współpracy z Markiem – reasumując była bardzo dobra. Gdyby było inaczej, to nie zostałbym przez niego przecież zaproszony do współpracy. To nie było bowiem tak, że prezes Grabowski coś mu narzucił. Filozofia w klubie jest taka, że pierwszy szkoleniowiec ma dużą autonomię. Bardzo to zresztą szanuję i cenię.

Macie teraz ze sobą duży kontakt? Często do siebie dzwonicie?
Ostatni czas był taki, że łatwo było o konflikt interesów. Chodzi oczywiście o transfery. Mogło być bowiem tak, że zarówno my, jak i ŁKS, chcieliśmy u siebie tę samą siatkarkę. Byliśmy jednak wspólnie na meczach naszej reprezentacji siatkarek w Opolu. Wymiana myśli szkoleniowej jest, ale też tyle się dzieje, że nie ma czasu na towarzyskie spotkania i rozmowy.

Kim jest najmłodszy trener Ligi Siatkówki Kobiet w nadchodzącym sezonie?
Hmm… Nie zastanawiałem się nad tym, ale faktycznie, mogę być najmłodszy. Bartłomiej Dąbrowski jest najmłodszy (rocznik 1993, wcześniej pracował we Wrocławiu, w ostatnim sezonie kończył ligę z Developresem Rzeszów jako pierwszy trener i zdobył brązowy medal – przyp. jg). Jestem Dolnoślązakiem – urodziłem się w Bogatyni. Tam się wychowałem, ale z Wrocławiem jestem związany od ponad 10 lat i czuję się już wrocławianinem. Studiowałem na Politechnice Wrocławskiej, tu zaczynałem profesjonalną przygodę z siatkówką jako trener – najpierw z młodzieżowymi grupami Gwardii Wrocław, a potem w Impelu Wrocław. Do drużyny dołączyłem jako stażysta w sezonie 2012/13, a przez ostatnie trzy lata byłem drugim trenerem.

Jaki kierunek Pan studiował?
Geoinżynierię, górnictwo i geologię. To kierunek związany z… Bogatynią. To był bowiem mój „plan B” - gdyby się nie udało z siatkówką, to rozważałem pracę w kopalni, w rodzinnych stronach. Zresztą moi rodzice związani są z tą branżą od wielu lat. Ostatecznie skończyłem 3,5-letnie studia inżynierskie i zdecydowałem się w 100 proc. poświęcić trenerskiej przygodzie, która nabierała rozpędu. Zawsze wychodziłem bowiem z założenia, że nie można robić kilku rzeczy naraz na 100%. Trzeba poświęcić się jednej sprawie, by osiągnąć jak najlepszy poziom.

A w genach była siatkówka? Ktoś z rodziców uprawiał ten sport?
Można powiedzieć, że u mnie w genach jest kopalnia „Turów” (śmiech). Rodzice byli sportowo aktywni. Tata grał amatorsko w siatkówkę, ale przede wszystkim jest społecznikiem. Założył „Stowarzyszenie Miłośników Piłki Każdej”, które skupiało ludzi chcących uprawiać sporty zespołowe. Z czasem skupiło się to bardziej na młodzieży, która chciała grać w siatkówkę. Powstała drużyna, którą zgłoszono do rozgrywek IV ligi dolnośląskiej. Tam stawiałem swoje pierwsze kroki na boisku. Wcześniej w Bogatyni nie było siatkarskich tradycji.

Na jakiej pozycji Pan grał?
W Bogatyni na skrzydle, na przyjęciu. Czasem jakieś punkty zdobywałem. Potem występowałem w AZS-ie Politechniki Wrocławskiej. To był już wyższy poziom, więc postanowiłem się nie oszukiwać i z moim wzrostem wybrałem pozycję libero (śmiech). To był dla mnie bardzo dobry czas. Poznałem świetnych ludzi, pracowałem z dobrymi trenerami – Robertem Jaroszem i Jakubem Osóbką. Wiele się od nich nauczyłem zarówno jako siatkarza jak i trener.

To jaki będzie nadchodzący sezon dla #VolleyWrocław?
Myślę, że spokojniejszy. Nasz zespół powinien być bardziej stabilny, a klub wychodzi na prostą z różnych zawirowań finansowo-organizacyjnych. Skład mamy taki, że pozwoli nam spokojniej patrzeć na ryzyko kontuzji i urazów. Budżet mieliśmy skonstruowany już wiosną, więc mogliśmy skupić się tylko na pracy sportowej.

A cele sportowe?
Trudno o nich mówić, kiedy jeszcze nie wszystkie drużyny ogłosiły swoje składy. Po zmianie systemu rozgrywek ósme miejsce – które daje play-off – to cel realny, ale cytując Marka Lebedewa (australijski trener, który pracuje w Polsce – przyp. jg) „określenie celów ogranicza zespół”. Bo co, jeśli my powiemy o ósmym miejscu, a będzie okazja walczyć o szóste? Zawsze wolę się skupiać nie na celu, a na drodze do niego – treningach i dobrej grze, bo to właśnie na boisku się obroni.

Śląsk Wrocław wygrał sparingowy mecz z Hajdukiem Split 2:1 (2:0) Śląsk Wrocław 2:1 (2:0) Hajduk Split. W poniższej galerii wyciągamy wnioski z gry Trójkolorowych przeciwko najtrudniejszemu rywalowi letniego okresu przygotowawczego. Śląsk: Putnocky – Broź, Golla (46’ Celeban), Pawelec (k), Hołownia – Musonda (71’ Gąska), Mączyński (60’ Łabojko), Chrapek (66’ Pałaszewski), Pich (71’ Łyszczarz), Płacheta (66’ Cholewiak) – Exposito (55’ Szczepan).Hajduk: Duka, Juranović (k), Ismajli, Svatok, Dellowa, Beširović, Hamza, Jradi, Jairo, Gyurcso, DelićHajduk od 60 minuty: Duka, J. Bašić (k), Simić, Borja Lopez, Dolček, Kalik, Sahiti, Jurić, Šego, Tahiraj, Špikić

Co wiemy po Hajduku? Dziewięć wniosków po trzecim sparingu Ś...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska