Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Drzyzga: Siatkarski chocholi taniec może wyrzucić nas z igrzysk [ROZMOWA]

Łukasz Żaguń
Sylwia Dąbrowa / Polskapresse
O kadrze Polski, PlusLidze i Lotosie Treflu rozmawiamy z Wojciechem Drzyzgą, byłym siatkarzem, a obecnie ekspertem Polsatu Sport.

Czwarte miejsce w Lidze Światowej, piąte w mistrzostwach Europy, brąz w Pucharze Świata, ale brak kwalifikacji do igrzysk - to dorobek reprezentacji Polski w 2015 roku. Mimo wszystko wydaje się, że to nie był zbyt udany sezon dla naszej kadry.
Wręcz przeciwnie. Ja uważam, że to był udany rok dla polskiej reprezentacji. Trzeba pamiętać o tym, jaką ona przeszła metamorfozę pod względem personalnym. Spójrzmy choćby na reprezentacje Rosji i Bułgarii. Te drużyny też się zmieniały i wpadły przez to w turbulencje. Jestem bardzo blisko siatkówki i może nie zachowuję pełnego obiektywizmu, ale chyba każdy przyzna, że siatkarze natyrali się jak woły.

Tyle że przyzwyczaili nas do większych sukcesów...
Zgadzam się z tym, że mieliśmy tylko pojedyncze wyniki. Jeżeli chodzi o Puchar Świata - to jest kuriozum, które zafundowali nam działacze. Ja porównałem ten turniej do... skoku w dal. Jeden z zawodników pobił rekord świata, tyle że dwóch kolejnych skoczyło jeszcze dalej. I co? W takiej sytuacji powiemy, że ten, który zajął trzecie miejsce, słabo wypadł? To nam niestety wypacza obraz tego wyniku. W Lidze Światowej zajęliśmy z kolei czwarte miejsce, co przez zbyt wielkich optymistów odebrane było jako porażka. Zgadzam się jedynie, że najsłabszy występ przytrafił nam się w mistrzostwach Europy. To była jednak wyprawa kaskaderska. Do niej się kompletnie nie szykowaliśmy.

Czyli nie ma Pan obaw przed styczniowym turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk?
Oczywiście, że mam! Obawa, że nie będzie nas w Rio, tli się od momentu poznania systemu kwalifikacyjnego.

No właśnie. Jak Pan ocenia te zasady kwalifikacji?
Nie wiem, czym się kierował ten tetryczny, były prezydent CEV Andre Meyer, który sprawił, że Europa sama sobie zgotowała ten los. Może jego siła perswazji była tak słaba, że FIVB tak nas pokarała. A może to pazerność finansowa na tworzenie sztucznych turniejów kwalifikacyjnych? Tak czy inaczej, kręcimy się teraz w jakimś przedziwnym, chocholim, siatkarskim tańcu, który może wyrzucić z igrzysk nie tylko Polaków. W Rio de Janeiro może nie być też mistrzów olimpijskich - Rosjan czy mistrzów Europy - Francuzów. Kiedyś ktoś się zapyta - co to były za igrzyska, skoro grały tam Argentyna, Chile i Wenezuela, a z Europy pojechały dwa zespoły? Wtedy w FIVB ktoś się puknie w czoło, a centrala europejska też wyciągnie wnioski. Ale to będzie dopiero za cztery lata. Cóż, marchewki się ugotowały, a mleko się rozlało i za to zapłaci siatkówka, a europejska, niestety, najwyższą cenę.

Do niedawna sporo mówiło się o ewentualnych powrotach do kadry Mariusza Wlazłego i Pawła Zagumnego. Ostatecznie żaden z nich w turnieju kwalifikacyjnym się nie pojawi. Przydaliby się kadrze?
Każdy z tych zawodników stanowi jakąś wartość - mniejszą lub większą. Zwłaszcza Mariusz Wlazły, bo przecież pozycja atakującego w naszej reprezentacji budzi ogromny niepokój. Jest osamotniony Bartosz Kurek. Poza tym mamy kilku zawodników rezerwowych, ale żaden z nich nie jest pewny. A Paweł Zagumny? To oczywiście doświadczony gracz, ale bardziej widziałbym go w roli zawodnika uzupełniającego, a może nawet jokera w sytuacji kryzysowej.

Czyli w jakiej?
Czyli wtedy, kiedy będziemy lecieć do Japonii na turniej interkontynentalny w maju.

Jak to? Przecież najpierw zagramy w turnieju styczniowym w Berlinie...
Tak, ale w mojej opinii, my tam raczej awansu nie wywalczymy. Nie stawiam zatem na zwycięstwo w Berlinie, ale na to, że jakoś się tam dopchamy do Japonii. Sztab szkoleniowy na pewno cały czas musi obserwować zawodników i to nie tylko tych, którzy w kadrze grają regularnie. Jest przecież grupa siatkarzy, których trenerzy mogą brać po uwagę. Do tego grona zaliczyć można choćby Zbigniewa Bartmana czy Łukasza Żygadło. Oczywiście, zadziała pewnie też ambicja, no i trzeba mieć również trochę farta.

Zmieńmy temat. PlusLiga w tym sezonie czymś Pana zaskakuje?
Bezsensownym regulaminem!

Rozumiem, że ma Pan na myśli brak fazy play-off...
Dokładnie. Nie wiem jak prezesi klubów, w porozumieniu z ligą i chyba też niektórymi trenerami, mogli coś takiego wymyślić. Zespoły się po prostu zarzynają. Nie mogą sobie pozwolić na żadne wpadki. Widzę, jak wygląda obecnie Mateusz Mika w Lotosie Treflu, ile musi grać Bartosz Kurek, bo w Asseco Resovii jest panika. Oczywiście ja osobiście nie krzyczałem, by rozszerzać play-offy, ale można zrobić tak, jak to uczynili np. Włosi. Po rundzie zasadniczej należy rozdać miejsca w europejskich pucharach i to byłoby sprawiedliwe rozwiązanie, a mecze o mistrzostwo Polski rozegrać w formule turnieju 1-4 - dwa półfinały: pierwszy z czwartym i drugi z trzecim, a potem piękny finał w jednym mieście. Trzeba po prostu zostawić trochę logiki w sportowych wydarzeniach. Za pięć, sześć kolejek prawdopodobnie będzie tak, że połowa zespołów zacznie grać o „pietruchę”, a trzy, cztery będą walczyły o życie.

Chciałbym porozmawiać też o Lotosie Treflu. Ten zespół stać na zdobycie kolejnego medalu?
Absolutnie tak! Widać wyraźnie, że to już nie jest zespół, który opiera się tylko na jednej szóstce. Rywalizacja się rozszerzyła. Bartosz Gawryszewski nie jest już takim pewniakiem, bo przecież dobrze prezentuje się Artur Ratajczak. Pojawił się Miłosz Hebda, który moim zdaniem może wkrótce wychodzić na boisko częściej. Mateusz Mika i Sebastian Schwarz nie są już tacy osamotnieni. No i wreszcie Damian Schulz przejął rolę Murphy’ego Troya, który bardzo wolno wchodził w sezon. W tych rozgrywkach mówimy już zatem co najmniej o dziewięciu, dziesięciu zawodnikach, którzy nie są już tylko zadaniowymi. To sprawia, że trener Anastasi ma przestrzeń, może rozkładać obciążenia.

W czym tkwi siła tego zespołu?
Wydaje się, że wszystko wiąże się z ludźmi. Dobrze ich dobrano. Pojawił się trener z charyzmą, który pociągnął tych chłopaków w dobrym kierunku. Ponadto, pewna grupa siatkarzy, którzy grają obecnie w Lotosie Treflu, wcześniej była niechciana w innych klubach. Oni też mieli zatem prywatnie coś do udowodnienia. Dobrze znam np. Wojtka Grzyba czy Piotra Gacka. To są ludzie z dobrym kręgosłupem i charakterem, ale gdzieś wcześniej dostali pstryczka w nos, wypaliły się jakiś układy, w których egzystowali. W Gdańsku złapali drugą młodość.

Ale Lotos Trefl to nie tylko wiekowi zawodnicy...
Oczywiście, że nie. Poza siatkarzami, których wcześniej wymieniałem, jest też charyzmatyczny rozgrywający Marco Falaschi, który ma swój styl. Do tego zwycięstwa nakręcały i nakręcają nadal ten zespół. To już nie są chłopcy do bicia, jakimi byli jeszcze choćby dwa lata temu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wojciech Drzyzga: Siatkarski chocholi taniec może wyrzucić nas z igrzysk [ROZMOWA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska