- Firmy ochroniarskie, pracujące tutaj w Sylwestra, w ogóle nie biorą pod uwagę potrzeb firm, działających tutaj na wrocławskim Rynku - mówi Grażyna Horszowska, właścicielka antykwariatu i restauracji Pod Gryfami. - Niektórzy ich pracownicy zachowują się arogancko i grubiańsko. Nie inaczej było teraz.
Ulice Św. Mikołaja i Odrzańska w czasie Sylwestra zostały zamknięte po południu z uwagi na trwające tam przygotowania do imprezy transmitowanej przez TVP 2. Zgodnie z danymi Biura Promocji Miasta po południu rozpoczęło się ustawianie tam karetek pogotowia, nieodzownych przy imprezach masowych, i nakładanie zapalników na sztuczne ognie, co wymagało usunięcia stamtąd osób postronnych. Tamtędy chciała właśnie przejść Grażyna Horszowska.
- Wjeżdżał tamtędy samochód, więc postanowiłam skorzystać z okazji, że ochroniarz odsunął ogrodzenie i chciałam przejść - opisuje sytuację, która odbywała się po południu, przed godziną 18.00, 31 grudnia. - Organizatorzy zapewniali, że do godz. 18 będzie można swobodnie poruszać się po Rynku. Okazało się, że nie do końca.
Gdy idąca od strony kamieniczek Jaś i Małgosia właścicielka restauracji Pod Gryfami chciała przejść przez Rynek, ochroniarz miał ją najpierw szarpnąć, a później rzucić o płot, który wraz z nią się przewrócił. Puściły nawet druty na spawach. Jak przekonuje Grażyna Horszowska, tylko dzięki szkolnym treningom koszykówki (które nauczyły ją odpowiednio upadać) i grubemu ubraniu, nie doznała poważnych obrażeń.
- Po prostu chciałam wejść na Rynek - wyjaśnia. - Od ochroniarza poczułam alkohol. Zapewniam, że nie jestem kolizyjnym mieszkańcem, a obywatelem miasta, które kocham. Od nas restauratorów wymaga się zrozumienia, że jest to jedna taka w roku impreza, ale my mamy problem przez miesiąc, gdyż budowę sceny rozpoczęto 10 grudnia, a jeszcze w czwartek ją rozbierano. Nie mam pretensji o Sylwestra, ale o nieszanowanie nas, którzy zatrudniamy wrocławian, płacimy tu podatki, więc niech nam się nie utrudnia prowadzenia działalności. My bierzemy udział w tworzeniu klimatu Rynku, a nikt z nami się nie liczy.
Ten sam ochroniarz miał także nie przepuścić pracownika pani Grażyny, a do jej syna, który chciał przejść przez ul. Św. Mikołaja na Rynek, zgodnie z relacja powiedział: "Spier..... przez pl. Solny".
Inaczej całą sytuację przedstawia Biuro Promocji Miasta. - Natychmiast po otrzymaniu telefonu o całym nieporozumieniu z ochroniarzem, osobiście udałam się na miejsce - wyjaśnia Małgorzata Wojciechowska. - Zgodnie z prośbą pani Grażyny Horszowskiej, najpierw szef ochrony, a później policja, zbadali tego pracownika ochrony alkomatem. Obydwie próby nic nie wykazały - dodaje.
Dodatkowo zgodnie ze słowami świadków pani Grażyna miała sama rzucić się na ten płot. Ze zdenerwowania. Ochroniarz miał być przerażony całym zdarzeniem. Zgodnie z zapewnieniami, nie mając uzasadnionych powodów, nie podniósłby na nikogo ręki, a tym bardziej na kobietę, gdyż musiałby za to odpowiedzieć. Biuro Promocji Miasta, aby załagodzić sytuację, poprosiło restauratorkę, by wysłała im mailem listę z nazwiskami pracowników. W ciągu godziny otrzymali oni przepustki do przechodzenia przez strefę 0, mieszczącą się za sceną sylwestrową.
- Musimy jeszcze raz się spotkać i wyjaśnić tę sytuację - dodaje Małgorzata Wojciechowska z Biura Promocji Miasta. - Rozumiem, że trudno jest pogodzić wymogi imprezy masowej i porozumienie z właścicielami lokali, ale staramy się zawsze osiągnąć konsensus, który zadowoli wszystkie strony.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?