Latem, 1 lipca, wybuchają strajki wywołane podwyżką cen mięsa, nazwaną przez władze dla propagandowej zmyłki "komercjalizacją handlu". Protesty rozlewają się po kraju. 14 sierpnia staje Stocznia Gdańska, a dwa dni później zawiązuje się Międzyzakładowy Komitet Strajkowy pod kierownictwem Lecha Wałęsy.
Komuniści wpadają w popłoch, tym bardziej że dostają dodatkowe ciosy od samej natury. Lipcowa powódź: 849 tysięcy zalanych gospodarstw. Sierpniowy huragan: 30 tysięcy zniszczonych domów.
Ten popłoch był widoczny zwłaszcza w ówczesnej propagandzie, choć oficjalnie rządząca partia starała się go nie okazywać. Z braku legalnej opozycyjnej prasy Polacy posiedli jednak umiejętność czytania między wierszami: z gestów i niedomówień. Może dlatego, mimo manipulacji, jakimi media rządowe karmiły społeczeństwo, ono tak namiętnie wtedy czytało i oglądało TV.
Weźmy do ręki "Trybunę Ludu", wiodący dziennik wiodącej i jedynej partii, który był potęgą finansową, medialną, polityczną. Wydanie weekendowe z historyczną,
jak się potem okaże, datą 30-31 sierpnia. Strona pierwsza.Na samej górze wezwanie: "Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!". Warto zwrócić uwagę na nakład, który wtedy podawano obok winiety - jeden milion sześćset siedemdziesiąt tysięcy egzemplarzy. Cena 1 złoty, jak za darmo, zważywszy, że średnia krajowa wynosiła ok. 5,7 tysiąca. I tylko osiem stron.
Ale za to ani jednej fotografii na okładce! Królowało wtedy słowo, a czas cywilizacji obrazkowej dopiero czaił się do skoku zza Łaby, która oddzielała Niemcy nasze od Niemców wrażych, czyli świata wolnego Zachodu od moskiewskiego Mordoru (tego pojęcia też wtedy jeszcze nie było). Druga strona także bez zdjęć. Nie ma ich
też na trzeciej. Dopiero na czwartej pojawia się zdjęcie z budowy rzeźni drobiu w Świebodzinie, jak zapewniono w podpisie - najnowocześniejszej w kraju.
Główny materiał na stronie okładkowej nosi tytuł "Nasz kraj to nasz dom.Pragniemy w nim spokoju". To sonda wśród Polaków, którzy odnoszą się w niej do strajków, choć tylko w domyśle, bo nikt ich o to w sposób jednoznaczny nie zagaja. Nie pojawia się żadne konkretne pytanie, nie wiadomo, do czego pytania odnoszą swą troskę. "Wszyscy odczuwamy już potrzebę unormowania sytuacji i umożliwienia normalnego rytmu pracy zakładom w całym kraju" - mówi do reporterskiego notatnika Tadeusz Prosół, łamacz ręczny z Opolskich Zakładów Graficznych, jakby czytał z kartki podsuniętej mu przez partyjnego szpenia od propagandy (wtedy nie istniało jeszcze pojęcie public relations, ani nawet marketing).