Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiesław Błach - Na olimpijskie pudło w końcu się wdrapał. Z podopieczną

Wojciech Koerber
Zapisane w DNA geny walki przekazał Wiesław Błach synowi Łukaszowi (z lewej) oraz córce Blance, szpadzistce AZS-u AWF-u
Zapisane w DNA geny walki przekazał Wiesław Błach synowi Łukaszowi (z lewej) oraz córce Blance, szpadzistce AZS-u AWF-u fot. michał pawlik
1990 rok, ME we Frankfurcie. Doświadczony Wiesław Błach ma walczyć z Turkiem Ayanem o brąz. Wchodzi na matę, a... Turka nie ma. Sędziowie czekają aż w końcu orzekają zwycięstwo Polaka, który schodzi z tatami z medalem. W tym momencie do hali wbiega rywal z trenerami. Ci błagają Błacha, by jednak walczył. Sędzia główny macha, że już nie można. Że przepisy...

- Widząc błagalne miny Turków coś mnie tchnęło i pod wpływem impulsu, wewnętrznej potrzeby, powiedziałem, że nie chcę takiego medalu i albo walczę, albo się go zrzekam. I na całe szczęście wygrałem, lecz po morderczej walce. Ledwo, ledwo, decyzją sędziów, na wskazówki (2:1). Niewiele brakowało, a plułbym sobie w brodę do dziś. Można było pewnie wystąpić wtedy o jakąś nagrodę fair play, ale w związku nikt o tym nie pamiętał. Szczycę się jednak tym, jak postąpiłem - opowiada nam Wiesław Błach. Ale skąd to spóźnienie Turka? - Po wcześniejszej walce miał przerwę i pojechał odpocząć w hotelu. Później wsiadł do złego autokaru, który zamiast z powrotem do hali wywiózł go gdzieś indziej - dodaje.

Wspomina również Błach inne ciekawe przypadki. Igrzyska w Atlancie (1996), w wadze ciężkiej olimpijskiego złota miał bronić Gruzin Kakaszwili. - Ale nie bronił, bo w ustalonym terminie nie stanął na wadze. Nie o samo ważenie tam chodziło, mówimy przecież o kat. ciężkiej, była to jednak forma obowiązkowej rejestracji. Cztery lata pracy na marne. Ze złości Gruzin pobił swojego trenera - mówi judoka, obecnie pan doktor i promotor magisterskiej pracy wicemistrza olimpijskiego, wioślarza Pawła Rańdy. Sam Błach olimpijskiego pudła nigdy nie sięgnął, choć może jeszcze doczeka się kiedyś takowej emerytury. Ale teraz już po kolei.

- Czemu judo? Przypadek, kolega z podwórka, jeszcze w Opolu, mnie zaciągnął. Choć zawsze kochałem piłkę nożną, pamiętam jak w turnieju dzikich drużyn dotarliśmy do finału, graliśmy na stadionie Odry Opole, przed jej ligowym meczem, przy jupiterach. A to były czasy Odry mającej nawet mistrza jesieni, Młynarczyka w bramce, Wójcickiego, Masztalera, Adamca - wylicza olimpijczyk. Skoro później stał się agresorem na macie, to musiał zapewne być napastnikiem? - Oczywiście, cały czas. Nie widziałem się na innej pozycji. Do dziś zresztą gram w piłeczkę, mówią, że sobie radzę - zauważa rezolutnie.

Po maturze w opolskim liceum kontynuował Błach naukę na wrocławskiej AWF. Jako junior wywalczył najpierw srebro Spartakiady Młodzieży, później dwukrotnie złoto MPJ, lecz poza granicami kraju zupełnie się w oczy nie rzucał. - Na juniorskich ME rzeczywiście odpadałem w eliminacjach. Przebojem wdarłem się jednak do krajowej czołówki na MP seniorów w 1982 roku. To był mój pierwszy taki start i od razu złoto. W półfinale wygrałem z medalistą olimpijskim z Montrealu, Marianem Tałajem, w finale natomiast z piątym zawodnikiem moskiewskich igrzysk, wrocławianinem Edwardem Alkśninem - pamięta jak dziś. W sumie tych złotych krążków seniorskich MP uzbierał osiem, do tego dwa srebrne i dwa brązowe. Niemal wszystko w kat. 71 kg. Niemal, bo jedno sreberko wyrwał w kat. open, pokonując wówczas ówczesnego mistrza wagi ciężkiej, Marka Pitułę.
By się w tej kat. 71 kg utrzymać, przez większość część kariery musiał zrzucać około 4-5 kg. To niewiele choćby przy katujących się w tym samym celu zapaśnikach, mających i po 10 kg balastu. W 1992 roku sięgnął jednak po PP już w kat. 78 kg. Przejdźmy jednak do olimpijskiej przygody.
- Zacznijmy może od 1984 roku i igrzysk w Los Angeles, na które nie pojechaliśmy. Zastępczy Turniej Przyjaźni zorganizowano w naszej dyscyplinie w Warszawie. I tam zdobyłem brąz, ulegając w półfinale Gruzinowi z ZSRR. Minimalnie, bo po akcji na kokę (koka, yuko, waza-ari, ippon - taka była wówczas gradacja, dziś koki już nie ma - WoK). O trzecie miejsce pokonałem Bułgara - przypomina Błach. Kilku jego kolegów, którzy też sięgnęli wówczas po medal, pobiera dziś olimpijską emeryturę. Choć na stuprocentowych igrzyskach nie występowali ani wcześniej, ani później, nie zdobywali też medali MŚ i ME. Taką samą emeryturę ma też m.in. wrocławski siatkarz Ireneusz Kłos, który w 1984 roku zdobył brąz w analogicznym Turnieju Przyjaźni siatkarzy. Na Kubie. Czego więc brakuje Błachowi?

Myślimy o złożeniu pozwu. To przecież nie w porządku, że jedni tę emeryturę mają, a inni jej nie pobierają

- Ustawę spisano w tak głupi sposób, że emerytura nie należy się tym medalistom, którzy nie byli wcześniej zakwalifikowani do Los Angeles. A mnie na liście zabrakło. Może dlatego, że będąc na zgrupowaniu w Cetniewie uciekliśmy z pochodu pierwszomajowego i zrobiła się afera - zdradza obecny prezes PZJ. Chciał w ten sposób zamanifestować swą polityczną odmienność czy po prostu skok w bok niesfornej młodości to był?

- Po prostu, młodzi i przekorni byliśmy, a narzucili nam uczestnictwo w czymś, co się nam nie podobało. Myśmy woleli iść na plażę, a nie łapkami wymachiwać. No i nie wpisali nas na listę. A dużo gorsi ode mnie się na niej znaleźli. Nosimy się jednak z zamiarem złożenia pozwu, bo to przecież nie w porządku, że jedni tę emeryturę mają, a inni nie - obrazuje temat prezes. Miał wtedy 22 lata, to już był dobry wiek na sukcesy. Dwa sezony wcześniej został akademickim wicemistrzem świata, a to prestiżowa impreza w tej dyscyplinie.

Rok po igrzyskach w LA wywalczył Błach brąz MŚ w Seulu. W 1987 roku w Paryżu był już mistrzem Europy. Wygrał wszystkie pojedynki, finałowy z broniącym tytułu Francuzem. Dziś za tamtą złotą akcję daliby ippon (koniec walki), wtedy była tendencja do zaniżania technik. Dali waza-ari. W końcu nastał czas igrzysk w Seulu. 26-letni Błach chciał powtórzyć wynik z rozgrywanych tam rok wcześniej MŚ. Nie udało się. Zdecydowała porażka z Brazylijczykiem Qumurą, brązowym medalistą z Los Angeles.

Barcelona? Tam miał nasz zawodnik niełatwe losowanie, stoczył pięć ciężkich pojedynków. Najpierw rzucił na ippon Kubańczyka i Koreańczyka z Północy. Zaczął dobrze. - Gdybym wygrał trzecią walkę, o tzw. mistrza ćwiartki, byłbym już przynajmniej piąty. Trafiłem na legendę, Toshihiko Kogę, z którym wcześniej walczyłem już na turnieju Jigoro Kano w Japonii. Przegrałem wówczas na karę shido, a więc o punkcik. On był pierwszy, ja trzeci. Tym razem przegrałem w jeszcze bardziej nieznaczny sposób. Przy remisie przez wskazanie sędziów. Ale przegrałem - musi po latach podkreślić Błach. Później uległ też Francuzowi Carabettcie, a przecież gdyby go zwyciężył, miałby prawo walczyć o brąz. Skończył na 7.-8. pozycji.

Po Barcelonie był Błach 30-latkiem. Sportowcem w kwiecie wieku, wciąż czującym się wybornie. Tyle że system nie bardzo pozwalał na kontynuację kariery. Wielu polskim sportowcom. Taki nastał po Barcelonie chudy okres w sportowej Rzeczpospolitej. - Przestali płacić stypendium, nie miałem z czego żyć, w zasadzie skończyłem karierę. Może to był błąd, bo czułem się świetnie. Ale startowałem jeszcze z powodzeniem w komercyjnych turniejach, gdzie dawali dobre nagrody, w lidze słoweńskiej również. Nawet do 1995 roku, choć byłem już trenerem - zauważa.

Według kronikarzy uchodzi nasz mistrz Europy za jednego z najwybitniejszych techników w polskim judo. Czy rzeczywiście znał chwyty i rzuty, których inni nie wykonywali? - Eee tam, byli lepsi, np. Janusz Pawłowski, wybitny technik. Ja miałem specyficzny styl, z którym obecnie nic bym nie zwojował. Dużo łapałem za nogi, a dziś to już technika zaniechana, wykluczona. To była doskonała broń na Japończyków, nie potrafili się przed nią bronić i to oni właśnie lobbowali, by tę technikę zdelegalizować. Tak się stało w 2010 roku. I proszę. W 2009 roku na MŚ w Rotterdamie ich męska kadra zdobyła srebro i brąz, rok później w Tokio już dziesięć krążków, a łącznie z paniami 23 medale - rzuca liczbami Błach. Czy rzeczywiście był bardzo nierówny? A może to specyfika dyscypliny? Jeden rywal ci leży, drugi - wręcz przeciwnie. Więc po artystycznej wręcz walce w następnej sięgasz nagle dna.

- W judo powtarzalność rzeczywiście jest rzadka. O powodzeniu decyduje ułamek sekundy, a mistrz świata w kolejnych zawodach nie może przejść pierwszej walki. Do tego moja kategoria była chyba najcięższa. Przez 10 lat co sezon mieliśmy innego mistrza Europy - oddaje wrocławianin specyfikę swej sportowej miłości.

Sen o olimpijskim złocie ziścił się w końcu podczas pracy szkoleniowej. Na igrzyskach w Atlancie opiekował się Błach kadrą kobiet (w programie olimpijskim żeńskie judo debiutowało cztery lata wcześniej, w Barcelonie - WoK). I tam po srebro sięgnęła włocławianka Aneta Szczepańska, a walki o brąz przegrały nasza Beata Maksymow i nieżyjąca już mistrzyni Europy Ewa Krause, która zginęła w wypadku samochodowym niedługo po igrzyskach. Jechała na zgrupowanie kadry.

W 2004 roku, gdy liczyliśmy wpadki naszych olimpijczyków w Atenach, jedną z nich zaliczył podopieczny Błacha, wtedy już opiekuna męskiej kadry, Robert Krawczyk. Pewnie wygrywał półfinał z Ukraińcem, któremu dał się rzucić w ostatniej sekundzie. Do walki o brąz wychodził już bez ducha, bez wiary. Znów przegrał w końcówce. Błach w jednej chwili stracił 50 tys. zł trenerskiej nagrody, a nieco później - trenerski stołek (umowa wygasła, zastąpił go Marian Tałaj). Dziś to szef związku, a zapisane w DNA geny walki przekazał synowi Łukaszowi (27 lat) oraz córce Blance (21).

Wiesław Błach

Urodził się 25 marca 1962 roku w Opolu. 171 cm wzrostu. Doktor nauk kultury fizycznej. Olimpijczyk z Seulu, gdzie pokonał S. Chin Chonga (Hongkong), po czym przegrał z L. Qumurą (Brazylia) i odpadł z rywalizacji. Cztery lata później w Barcelonie pokonał I. Sayu (Kuba) oraz Y. Paka (Korea Płn.), by ulec T. Kodze (Japonia). W repesażach zwyciężył Chińczyka C. Shi i przegrał z Francuzem B. Carabettą (Francja), zajmując miejsca 7.-8. (wygrał Koga). Brązowy medalista MŚ w Seulu (1985, kat. 71 kg), mistrz Europy z Paryża (1987, 71 kg), a także dwukrotny brązowy medalista ME (Belgrad 1986, Frankfurt 1990, 71 kg). 8-krotny mistrz Polski w kat. 71 kg (1982-1985, 1987-88, 1990-91), Reprezentował Gwardię Opole i AZS AWF Wrocław. Obecnie prezes PZJ. Żona Elwira, była florecistka Startu Opole. Syn Łukasz jest aktualnym mistrzem Polski w judo, córka Blanka czołową szpadzistką kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wiesław Błach - Na olimpijskie pudło w końcu się wdrapał. Z podopieczną - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska