Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiem, co się stanie ze światem 21 października o godz. 18

Janusz Michalczyk
Paweł Relikowski
W najbliższy piątek ok. godz. 18 zakończę dyżur w redakcji i będą chciał odjechać w kierunku domu z zamiarem nakarmienia kota i pospacerowania po ogródku, by ocenić, jak kwiaty zniosły pierwszą falę przymrozków. Do domu jednak nie dojadę. Gdy przekręcę kluczyk w stacyjce auta, nastąpi koniec świata.

Tak twierdzi amerykański kaznodzieja Harold Camping, który wspomniany termin podał w tamtejszym radiu Family Network. Według niego, koniec świata będzie bardzo cichy. Ponieważ nie rozwinął tego wątku, słuchacze radia gubią się w domysłach, dlaczego Pan Bóg miałby zrezygnować z widowiskowej apokalipsy i skasować naszą rzeczywistość dyskretnie, jak gdyby przyciskał na klawiaturze komputera klawisz Delete.

Sceptycy wskazują, że kaznodzieja Harold Camping już dwukrotnie wyznaczał koniec świata, podając inne terminy. Najpierw spudłował 17 lat temu - 15 września 1994 roku, a potem, całkiem niedawno, 21 maja 2011 roku. 89-letni duchowny na spełnienie ostatniej prognozy czeka w szpitalu, dokąd trafił po tym, jak doznał udaru.

Życzymy mu, oczywiście, szybkiego powrotu do zdrowia, nawet jeśli miałby wpaść w depresję już w piątkowy wieczór, gdy - wbrew jego obliczeniom - świat będzie nadal istniał.

Harold Camping nie jest pierwszym człowiekiem, który próbuje przestraszyć bliźnich zapowiedzią bliskiego końca, aby zastanowili się nad swoim życiem, powstrzymali się od niecnych postępków i przestali grzeszyć.

Tych terminów jest rzecz jasna więcej. Gdyby Camping ponownie przestrzelił, wypada zaczekać co najmniej do 21 grudnia 2012 roku, gdy kończy się kalendarz Majów. Niektórzy uważają, że właśnie wtedy ma nastąpić koniec świata, bo Ziemia, Słońce i czarna dziura w centrum naszej galaktyki ułożą się w jednej linii, co z kolei ma zaburzyć grawitację.

Czym jest nasza codzienna krzątanina, drobne kłamstwa, mniejsze i większe zdrady wobec kataklizmu na skalę kosmosu. Do diabła z tym!

Powiedzmy szczerze - próby połączenia badań naukowych z wieszczeniem końca świata nie mogą się udać i co najwyżej doprowadzą do ośmieszenia posłańców złej nowiny, gdy popełnią błąd i podadzą - jak Camping - termin, który przeżyją. Zresztą, co myśleć o samej nauce też nie wiem, bo ostatnio przeczytałem o odkryciu, które podważa teorię względności Einsteina. Mianowicie zmierzono, że bardzo małe cząstki, neutrina, mkną szybciej od światła, co - jak dotychczas sądzono - jest niemożliwe.

Można się z tego wszystkiego śmiać, ale przecież z błędnego wyznaczania terminu końca świata płynie też bardzo optymistyczna nauka. Każdy, kto ma jakiś kłopot, przeżywa trudne chwile, z czymś sobie nie radzi, ten, słysząc o bliskim końcu całej ludzkości, może odczuć ulgę. Czym bowiem jest nasza codzienna krzątanina, drobne kłamstwa, mniejsze i większe zdrady wobec kataklizmu na skalę kosmosu? Cholera, do diabła z tym wszystkim, skoro świat wkrótce przestanie istnieć!

Jeśli w piątkowy wieczór silnik w aucie zaskoczy, dotrę bez przeszkód do domu, kot po całodziennej gonitwie zamelduje się jak zwykle na ganku, a przymrozki nie zetną jeszcze zupełnie kwiatów, to na całą resztę machnę ręką. Mimo że świat się nie skończył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska