Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki powrót Adama Wójcika do Wrocławia

Jacek Antczak
Adam Wójcik w swoim żywiole, czyli na parkiecie
Adam Wójcik w swoim żywiole, czyli na parkiecie Wojtek Wilczyński
Jest bardzo spokojnym człowiekiem. Ale chyba się zdenerwował. Na Wrocław. Na bezproduktywne marudzenie o powrocie do stolicy Dolnego Śląska wielkiej koszykówki. I wrócił. Jako koszykarz, nestor i ojciec dwóch synów, którzy być może będą walczyć o mistrzostwo Polski dla Wrocławia.

Najsłynniejszy (po Gortacie) polski koszykarz za miesiąc wybiegnie na parkiet. W trakcie najbliższego sezonu co najmniej dwa razy zagra ze Śląskiem Wrocław. To znaczy przeciwko niemu. W drugiej lidze. Ale już za dwa lata może poprowadzi drużynę WKK Wrocław do zwycięstw nad Prokomem czy Anwilem. Zespół, z którym się związał, istnieje od 4 lat. Buduje się od podstaw, tzn. szkoli koszykarzy we wszystkich grupach wiekowych. Trenują tu także Janek Wójcik i Szymek Wójcik. Nic dziwnego, że Adam Wójcik - koszykarz, który, jak już wszyscy wiedzą, nie starzeje się (40 lat na karku to jakaś zmyłka), postanowił wprowadzić drużynę do I ligi, a za rok do najwyższej klasy rozgrywkowej.

- Zobaczymy, nie mówię nie. Na razie czuję się nieźle - śmieje się Adam, który jest na wakacjach we Francji. Gdy wszyscy myśleli, że jego kariera dobiegła kresu, zaskoczył fanów, podpisując kontrakt sportowo-szkoleniowy z WKK. To świetny pomysł - jest wrocławianinem, chce być blisko synów i... grać. Przy okazji będzie miał okazję przekazać swoim następcom, przyszłym mistrzom Polski z Wrocławia, swoje wielkie doświadczenie. Być dla nich wzorcem. Jak dla Marcina. Marcina Gortata.

Sezon 2009/10. Koszulka dla Gortata

W tamtym roku, po kilku latach przerwy, wrócił do reprezentacji Polski. Był kapitanem naszej drużyny podczas Eurobasketu. Niestety, pechowa kontuzja łydki sprawiła, że nawet w swoim 150. meczu w biało-czerwonych barwach... nie zagrał. Odebrał puchar, był fetowany przez kibiców, doradzał i mobilizował kolegów, ale na parkiet wybiegł tylko na kilka minut w meczu z Hiszpanią. Zdobył piękną trójkę, dołożył jeszcze trzy punkty i... zakończył przygodę z reprezentacją Polski, trwającą 20 lat. Tak naprawdę ze 149 meczami na koncie. Każdy, kto w Polsce interesuje się koszykówką, powinien przyłączyć do apeli o powołanie Adama na jeszcze jedno spotkanie, chociażby towarzyskie. Najlepiej, żeby odbyło się w stęsknionym za koszykówką Wrocławiu, gdzie podczas Euro Marcin Gortat poprosił swojego idola o podarowanie mu koszulki z nazwiskiem. Twierdził bowiem, że dla niego gra z Wójcikiem w jednym zespole to zaszczyt. Adam trochę zwlekał, mówił, że nie może dać Marcinowi zupełnie czystej, musi w nią wylać trochę potu, ale w końcu podarował ją koledze z NBA.

Po mistrzostwach Adam dojeżdżał... do pracy w Zgorzelcu. Żartowano, że to specjalnie dla niego wybudowano kawałek autostrady A4. W ostatnim sezonie w Polskiej Lidze Koszykówki zagrał w 28 meczach Turowa Zgorzelec, rzucił 197 punktów, w tym dziesięć trójek. W sumie Adam Wójcik rzucił w Polsce 9891 punktów - najwięcej w historii. W liczbie rozegranych meczów (629) i sezonów (19) jest na drugim miejscu. Nie ma rady, musi zagrać jeszcze raz - pobije wszystkie rekordy polskiej koszykówki.

Sezony 1997/2001. Ze Śląskiem na masce

W tych latach był jednym z trzech muszkieterów Wrocławia. Adam grał zawsze z "10" na koszulce. - I to zobowiązuje, powinienem mieć tyle złotych medali - podkreśla. Na razie wciąż ma na koncie 9 tytułów mistrza kraju, w tym raz Grecji, a raz Belgii (tam kibice wywieszali na hali transparenty z hasłem "Wójcik na prezydenta"). Ale najbardziej ceni trofea zdobywane niemal rokrocznie ze Śląskiem Wrocław. - A świętowania z kibicami kolejnych tytułów mistrzowskich dla Wrocławia nie zapomnę do końca życia - mówi Adam Wójcik. - Raz w Rynku postawiono nas na dachu sklepu z pamiątkami przy pręgierzu i rozłożono gigantyczną flagę. Jak nigdy czuliśmy wtedy, że "cała Polska jest w cieniu Śląska". Innym razem, podczas zaciętych bojów z Pruszkowem, kiedy we Wrocławiu przegrywaliśmy, a ostatni mecz finału wygraliśmy u nich, kibice jechali obok nas samochodami już od połowy trasy powrotnej. Od Oleśnicy zaczęli oblewać nasz autokar szampanami. Gdy przyjechaliśmy do Wrocławia, wskoczyliśmy na samochód dziennikarzy.
Z Dominikiem i Zielonym zaczęliśmy podskakiwać i wgnietliśmy dach. Szybko zeskoczyliśmy, ale Zielony skakał dalej. Chyba skasowaliśmy to auto - przyznaje się dziś Wójcik. Wyznaje też inne grzechy popełnione w euforii i afekcie. Raz w Hali Ludowej na rozgrzewce przed finałowym meczem wykonał efektowny wsad, zawisł na koszu i... wylądował na ziemi z obręczą w rękach. Odłożył ją pod koszem i szybciutko, niezauważony, podreptał na ławeczkę rezerwowych. Po kilkunastu minutach szokował przeciwników, trafiając trójkę za trójką, a media rozpisywały się nie tylko o jego skuteczności i waleczności, ale i o blond fryzurze, którą wyróżniał się niczym Maciej Zieliński tatuażami.

Wraz z Dominikiem Tomczykiem stanowili zresztą nie-rozłączną trójkę muszkieterów. Nawet gdy Adam grał we Francji czy Hiszpanii, zawsze latem umawiali się na grilla z piwkiem. Tak jest do dziś.
W 2001 roku Adam został też gwiazdą filmową. W "Sześciu dniach strusia" Jarosława Żamojdy zagrał gwiazdę koszykówki o nazwisku Adam Wójcik.

- To była niezwykła przygoda. Dzięki temu wiem, że piętnastosekundową scenę kręci się trzy godziny - śmieje się Adam Wójcik, który w dniu premiery "Strusia" zagrał... 40 minut w Hali Ludowej z 40-stopniową gorączką. Może dlatego grał jak w transie - rzucił 36 punktów. Filmowcy byli na trybunach, ale autografy rozdawał tylko Adam.

Sezony 1970/1990. Od Oławy, przez Gwardię, do Krystyny

Adam urodził się w 1970 roku. Jako 13-latek ze szkolnej drużyny w rodzinnej Oławie trafił do Gwardii Wrocław. Miał wtedy 173 cm wzrostu; dziś, jako wciąż bardzo "silny skrzydłowy", ma 209 cm i waży ok. 107 kilogramów.

Właściciel terenowego volvo sporo lat dojeżdżał na treningi pekaesem, wspomina też, jak z kilkoma dwumetrowymi kolegami raz przyjechali... małym fiatem. Jego starszy brat grał w siatkówkę w Moto Jelczu Oława, a Adamowi pozostał pseudonim "Oława" (w Grecji mówiono do niego per "El Profesore") i stały zestaw żartów kolegów z zespołu, gdy przejeżdżali przez tę miejscowość w drodze na mecz: "Adam, tak się rozglądamy i rozglądamy... Gdzie jest ten twój dwumetrowy pomnik?". Kibice z kolei, wspominając mistrzostwa Europy w Hali Ludowej... w 1962 roku, pytali się, na jakiej pozycji grał wtedy Wójcik ("Bo podobno Adam zaczynał karierę jeszcze w przedwojennym Breslau" - usłyszałem na trybunach w czasie Eurobasketu 2009).

Być może, ale na pewno szczęśliwy dla koszykarza był wyjazdowy mecz Gwardii ze Stalą Stalowa Wola w 1989 roku. Tam poznał studentkę warszawskiej SGH. Krystyna została żoną Adama i przeniosła się do wrocławskiej Akademii Ekonomicznej. Od tej pory jest też świetną menedżerką, która tak wspomaga karierę Adama, że zawsze wychodzi mu to na dobre.

Ostatnio małżeństwo Wójcików wpadło na genialny pomysł, jak nie żyć w rozjazdach, kontynuować karierę Adama w ukochanym Wrocławiu i przy okazji mieć oko na rozpoczynających karierę Wójcików juniorów. Wszyscy "zapisali się" do jednego klubu - WKK Wrocław. Adam ujawnia, że jak na treningach jest im za mało koszykówki, gdy wracają do domu, na podwrocławskie Bielany, grają pod domem dogrywkę. I zawsze wygrywa drużyna Wójcika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska