Przyjaciel profesor od razu postawił sprawę na ostrzu noża: - Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że bezwzględnie i jak najszybciej internet należy okiełznać, wprowadzając doń cenzurę.
Coś mi to przypomniało, więc nieśmiało wybrzmiałem, że równie dobrze można osiodłać krowę, jak mawiał pewien klasyk. Zakrzyczał mnie jednak drugi przyjaciel, prawnik: - Precz z cenzurą, niech żyje wolność, wolność i swoboda! "Niech żyje zabawa i dziewczyna młoda" już miałem na języku, ale po pierwsze przypomniałem sobie, że cytowany hymn jest własnością Waldemara Pawlaka, skądinąd fana i fanatyka internetu, a po drugie przyjaciel profesor nie pozwolił mi na otwarcie ust, krzycząc niemal: - Kochaj bliźniego jak siebie samego! Wolność to uświadomiona konieczność!
- Ty perfidny komuchu, marksisto plugawy! Człowiek odnajduje swoją wolność, nie godząc się na żadną konieczność! - rzucił prosto w twarz przyjacielowi profesorowi przyjaciel prawnik.
- To nie Marks, to Hegel, nieuku! - odwinął, takoż w twarz, przyjaciel profesor przyjacielowi prawnikowi!
Ponieważ "przyjacielska rozmowa" zaczęła niebezpiecznie przypominać internetowe komentarze pomieszczane przez wolnych ludzi pod najbardziej choćby obiektywną, prawdziwą i bezstronną informacją (dajmy na to nekrologiem), za stosowne uznał wtrącić się stojący dotąd skromnie z boku przyjaciel matematyk: - To może jednak wróćmy do źródła i zlikwidujmy internet albo przynajmniej przywróćmy obowiązujący do 1991 roku zakaz używania go do celów komercyjnych, tudzież pseudokomercyjnych, bo w tym tkwi problem, nie w wolności.
- To już lepiej zlikwidujmy wojsko, które internet wymyśliło i pewnie jeszcze niejedno nam wymyśli - wtrąciłem i spiesznie podałem tyły, obawiając się, że przyjacielski dyskurs przeniesie się na ulicę.
W domu, zamiast włączać telewizor, radio czy wreszcie komputer, sięgnąłem po książkę Krzysztofa Jaworskiego pt. "Dandys", biografię pierwszego polskiego futurysty Brunona Jasieńskiego, który w czasach "Noża w bżuhu" nie był jeszcze plugawym komuchem niezasługującym na ulicę w rodzinnym Klimontowie.
Już po kilku stronach, porażony, odłożyłem tom na półkę. Facet 90 lat temu przewidział dzisiejsze internetowe spory. Ba, rzec można, że był praojcem katastrofy, o której śnił, ale której się nie spodziewał. Bo przecież każdy człowiek jest nowoczesnym artystą, którego wypowiedzi są nieskrępowane "żadnymi prawidłami składni, logiki czy gramatyczności". Jako taki powinien mieć immunitet. "Artysta jest takim samym przedstawicielem Narodu jak poseł!", "Więcej słońca!", "Gdyby Sejm polski obradował na wolnym powietrzu, na pewno mielibyśmy o wiele słoneczniejszą konstytucję".
Przyznam, że to ostatnie wezwanie spodobało mi się nadzwyczaj, więc chciałbym je trochę uwspółcześnić. Właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dzisiejszy Sejm polski obradował nie na Wiejskiej, ale w… internecie. Jestem niezmiernie ciekaw, jakie z takiego parlamentu wychodziłyby akta i ACTA.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?