Cztery olimpijskie kwalifikacje dla mężczyzn, zero dla kobiet i zero medali – tak wyglądały z naszej perspektywy mistrzostwa świata w Ałmatach. A jak wyglądały z bliska?
Ciężko się wypowiadać po takiej przegranej, bo przecież od iluś tam lat – odkąd pamiętam – zawsze przywoziliśmy medale z MŚ i ME. Przyzwyczailiśmy kibiców, że ciężary to dyscyplina medalodajna.
Żeby daleko nie szukać – na londyńskich igrzyskach wywalczyły ciężary 20 procent wszystkich polskich medali – dwa spośród dziesięciu.
O takich sprawach ludzie jednak szybko zapominają. Moim zdaniem problemu należy szukać w sztabie trenerskim, a przypomnę, że główny opiekun kadry męskiej, Jacek Chruściewicz, został odsunięty po ostatnich wpadkach dopingowych. W kwestii szkoleniowej jest wiele do zrobienia, bo jeśli chodzi o marketing i medialność, praca przynosi już efekty. Ostatnie mistrzostwa Polski w Łukowie transmitowała TVP Sport, a plan jest taki, by telewizja pokazywała również zawody ligowe. Mamy generalnego sponsora - firmę Anwil i wierzę, że nie zostawi nas w trudnej sytuacji, bo prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Zaliczyliśmy słabszy start na MŚ, ale pojawią się kolejne szanse, by powalczyć o olimpijskie paszporty, choćby na przyszłorocznych MŚ w Houston. Mnie się marzy stworzenie sztabu szkoleniowego z prawdziwego zdarzenia. Drużyny, zorganizowanego teamu. Zaczątki już są, w Ałmatach był z nami psycholog Kamil Wódka, który przed laty współpracował z Adamem Małyszem i innymi polskimi skoczkami. Na razie obserwował zawodników, dyscyplinę i pytał. Tu właśnie trzeba szukać rezerw – w nauce i psychologii. Bo jeśli zawodnik pali trzy próby w boju, to coś jest nie tak.
No właśnie – rwanie przypalił mistrz olimpijski Adrian Zieliński, teraz startujący już w wyższej kategorii 94 kg. Zawsze uchodził za silnego psychicznie, nie zdarzały mu się takie wpadki.
Nie był to jego dzień. Ciężko oceniać takiego mistrza, bo przecież Adrian jest zawodowcem i perełką wśród ciężarowców. Po prostu czasem czegoś zabraknie. Adrian dźwiga w ten sposób, że sztanga musi zawsze trafić w punkt, a tego nie było. Trzy spalone podejścia były w zasadzie identyczne, sztanga zostawała z przodu. Zresztą Adrian myśli już nie tylko o igrzyskach w Rio, ale i o kolejnych w Tokio. A propos. Ze slajdami pojawiła się już w Ałmatach minister obrony narodowej Japonii.
A co z próbką B zawieszonego Marcina Dołęgi?
W przyszłym tygodniu powinniśmy już wszystko wiedzieć.
Niektórzy mogą się też doszukiwać jakiejś siły nieczystej w rezygnacji ze startu – z powodu kontuzji – Bartłomieja Bonka. Możemy takim domysłom zaprzeczyć.
Absolutnie tak. Bartek naderwał w Spale mięsień czworogłowy. To nieduża kontuzja, ale wiadomo, że bolesna. Szkoda i tyle.
Jak ocenia Pan imprezę z punktu widzenia wiceprezesa Dolnośląskiego Związku Podnoszenia Ciężarów?
Nieźle zaprezentował się Arek Michalski (Górnik Polkowice, 6. miejsce w kat. 105 kg – WoK), choć stać go na dużo więcej, bo potencjał ma spory. To mocny kandydat do startu w Rio. Miejsca Krzysztofa Szramiaka, Sabiny Bagińskiej i Kasi Ostapskiej w okolicach dwudziestego pozostawiają już niedosyt. Tym bardziej, że nie dźwigaliśmy pod rekordy życiowe. A świat gdzieś nam uciekł.
Bohater imprezy był chyba jeden – Ilja Iljin, teraz już gwiazda kat. 105 kg.
Bez dwóch zdań. Stoczył niesamowitą walkę przy pełnych trybunach, ozdobioną rekordem świata. Widać było nawet w telewizji, jak tuż po rywalizacji odbierał telefon od prezydenta Kazachstanu, z którym biegł do niego minister sportu i kultury. Tamtejsi zawodnicy sami przyznają, że prezydent traktuje ich jak synów. Jeśli pojawiają się jakieś problemy, rozwiązywane są na szczeblu prezydenckim. Tam na ulicy każdy Iljina zna, to celebryta. Chociaż i nam robiło się miło, kiedy ludzie rozpoznawali i prosili o zdjęcie Szymona Kołeckiego. To zapewne efekt ich walki o olimpijskie złoto w Pekinie. No i widać było gołym okiem jak Kazachowie szanują fakt, że dźwigają dla swojego kraju.
A jak się prezentują Ałmaty? To miasto starające się o zimowe igrzyska 2022 roku, miało o nie walczyć m.in. z Krakowem.
Miasto jest porosyjskie, za to kobiety piękne, księżniczki. Mnie imponowały względy bezpieczeństwa. Pilnowani byliśmy całą dobę, wszędzie konwojowani, a na zawodach nie sposób było przedostać się gdziekolwiek bez prawa wstępu. A medale? Wierzę, że i my wrócimy sportowo na dobrą drogę, może stanie się to nawet we Wrocławiu. Jest bowiem spora szansa, że w 2015 roku zorganizujemy w Orbicie MŚ do lat 20.
Rozmawiał Wojciech Koerber
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?