Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiara w powracających zmarłych na nowożytnym Śląsku

dr Daniel Wojtucki, Uniwersytet Wrocławski
W Rybnicy Leśnej kilka lat walczono z powrotnikiem
W Rybnicy Leśnej kilka lat walczono z powrotnikiem Daniel Wojtucki
Wiara w powracających zmarłych zakorzeniona jest we wszystkich kulturach. Według prymitywnych wierzeń eschatologicznych osoba zmarła mogła stać się nie tylko opiekunem i przyjacielem żywych, ale także złośliwym upiorem, działającym na szkodę żyjących.

Wierzenia w „żywego trupa” były konsekwencją zaprzestania polowań na czarownice lub na niektórych obszarach nowożytnej Europy funkcjonowały w ich zastępstwie. Wiara w czarownice, której następstwem były procesy i egzekucje podejrzanych, rozprzestrzeniała się w Europie z zachodu na wschód. Zaś wierzenia w powrotnika na obszar środkowych Niemiec napłynęły z odwrotnego kierunku. Egzekucje osobników oskarżanych o szkodliwą działalność po śmierci, mogły funkcjonować na terytoriach wschodnich obszaru niemieckojęzycznego w zastępstwie polowań na czarownice. W ich miejsce wprowadzono szkodzących zmarłych, zwłaszcza tych, którzy zeszli z tego świata śmiercią nienaturalną, których działania miały przekładać się na konkretne zdarzenia wobec pozostawionych bliskich zmarłego lub określonej społeczności. Szczególnie, że granica pomiędzy pojęciami czarownica, powrotnik czy wampir nie zawsze była jednoznacznie dostrzegalna. Wiara w powracających, szkodzących zmarłych, wypełniła więc lukę, powstałą w wyniku zaprzestania procesów o czary. Ówcześni ludzie potrzebowali jakiegoś zjawiska pozwalającego egzorcyzmować własne lęki, zjawiska wyjaśniającego nękające ich nieszczęścia, powracające epidemie dżumy lub cholery. Ten szczególny rodzaj wierzeń w powracające duchy znany jest szerzej w środkowej i wschodniej Europie pod terminem magia posthuma.

Topielec, samobójca i wisielec

Przeważnie dwie kategorie zmarłych wskazywano jako jednostki, które mogą po śmierci powrócić do świata żywych. Dlatego po ich zgonie starano się przed nimi dokładnie zabezpieczyć, a przede wszystkim zawczasu przedsięwziąć stosowne kroki zaradcze. Były to osoby, które zeszły z doczesnego świata za pomocą zadania sobie śmierci samobójczej lub kobiety pozbawiające własne potomstwo życia (dzieciobójczynie). Znamienny może być tutaj przykład z Lubania, który wydarzył się w styczniu 1653 r. Miejscowy kronikarz winą za silną burzę, która przeszła nad miastem obarczył wrocławskich samobójców, o których czynie usłyszał kilka dni wcześniej, a dokładniej trzech mężczyzn, którzy mieli powiesić się tej samej nocy oraz dzieciobójczynię z Czeskiej Lipy.

Powrotnikiem (niem Wiedergänger), czyli istotą powracającą z zaświatów mogła stać się każda osoba, która zeszła z doczesnego świata nagle, gwałtowną śmiercią, czyli w warunkach anormalnych. Chociaż najbardziej podatnymi osobami, które post mortem prawie zawsze mogły powrócić do świata żywych byli topielcy, wisielcy, samobójcy, narzeczeni lub małżonkowie zmarli przed lub w dniu ślubu, nieochrzczone dzieci, kobiety zmarłe w połogu czy martwe płody. Są to kategorię zmarłych, którzy mogli stać się „demonami”, to jest w opinii swoich bliskich zjawami. Do wyróżniających ich cech zaliczało się posiadanie dwóch dusz, z których tylko jedna ponoć miała umierać, z tego powodu wstawał on z grobu i szukał pożywienia. Według wierzeń ludowych także ludzie, którzy byli źli za życia – zgodnie z poglądem o kontynuacji życia ziemskiego przez zmarłych – byli takimi również po śmierci. Istniało także przekonanie, że każdy, kto nie przeżył do końca przypisanych mu lat zostanie uwięziony pomiędzy tym a tamtym światem. Czyli wszyscy ci, których życie przerwano żelazem, sznurem, wodą, ogniem stanowili większość powracających z zaświatów.

Szewc, który terroryzował Strzegom

Znamienny jest tutaj przykład ze Strzegomia, gdzie doszło do niepokojących zdarzeń w latach 1591-1592, do obrony przed którymi zaangażowano miejscowe władze miejskie, jak i instytucje sądownicze. Jak mniemano zapoczątkowały je wydarzenia z 20 września 1591 r. Wówczas jakiś szewc we wczesnych godzinach rannych, w ogrodzie swojego domu z nieznanych przyczyn poderżnął sobie gardło własnym nożem. Jego żona, kiedy znalazła zwłoki męża w obawie przed dużą hańbą z uwagi na popełniony przez niego czyn, zdecydowała się, iż ukryje prawdziwy przebieg całego zajścia, oświadczając jednocześnie, że były szewc zmarł w wyniku napadu (pobicia). Miało to zapewnić możliwość pogrzebania ciała jej męża, w normalnym grobie na cmentarzu, przy tradycyjnej, religijnej oprawie, czego nie praktykowano przy pochówku osoby, która odebrała sobie sama życie.

Wdowa dokładnie umyła zwłoki, ukryła ranę na szyi i tak przygotowane ciało złożono w trumnie. Zdołała dzięki temu pochować samobójcę w godny sposób. Jednak już w trzy dni później szewc zaczął się ukazywać pod postacią ducha, a w mieście pojawiły się plotki, że zmarły sam odebrał sobie życie. Jako widmo chodził po domach, budził ludzi, którzy leżeli w łóżkach. Dusił ich tak, że jeszcze rano mogli rozpoznać ślady siniaków, ale i jego palców na ciele. Działania te ciągle nasilały się i po pewnym czasie, kiedy zmarły pojawiał się nie tylko w nocy, a nawet w jasny dzień w południe, a siła i gwałtowność zjawy była tak duża, że ludzie zaczęli w poszczególnych pomieszczeniach swoich domostw przesiadywać jedynie w blasku światła. Krzyki stały się też coraz bardziej złowieszcze. Odwracał do góry nogami stoły i krzesła wtedy, kiedy w izbie przebywali ludzie. Wysiadywał także wieczorem i nocą przed bramą cmentarną, gdzie został pochowany i napadał przechodzących ludzi. Dusił ich i bił do tego momentu, aż nie padali na ziemię półprzytomni. Niektórzy mieli od tego umrzeć. Ukazywał się także w swojej postaci z krwawiącą raną na szyi.

Wydarzenia te nie miały końca, dopóki rada miejska nie nakazała odkopać zwłok szewca-samobójcy, aby zapobiec tym niepokojącym i niewytłumaczalnym zjawiskom. Uważano, iż jeśli pogrzebie się nieczystego zmarłego, ziemia nie przyjmie jego ciała, a co za tym idzie nie pozwoli mu się rozłożyć. Są oni skazani na błądzenie i mszczenie się na żywych. Co też czynił według przytoczonej wyżej relacji zmarły w 1591 r. szewc.

Zaświaty go odrzucają, a ziemia nie chce go rozłożyć, stał się wyklętym ze społeczności umarłych, jak i ze społeczności żywych. Dlatego też każda społeczność, niezależnie od wyznania, w podobnym jak omawianym przypadku wytwarzała specyficzne mechanizmy obronne, czasem brutalne, nawet dla ówcześnie żyjących, których efektem finalnym miało być przywrócenie stanu sprzed niepokojów. Tak też się stało, jak wierzono, w analizowanym przypadku szewca-samobójcy. Pomimo, że jego zwłoki leżały w grobie od 22 września 1591 r. do 18 kwietnia 1592 r. nie uległy rozkładowi. Po rozkopaniu mogiły odnaleziono w niej nienaruszone wręcz ciało. Wyglądało tak samo świeżo jak w dniu pogrzebu. Złuszczona skóra leżała obok jego stóp, lecz te były już pokryte świeżą. Dodatkowo skóra była sflaczała, a rana na szyi otwarta. Poddano je sądowym oględzinom przez biegłych, podczas których odkryto znamię w postaci narośle w kształcie róży, które miało świadczyć o powiązaniach zmarłego z czarostwem.

Należy tutaj zwrócić uwagę na fakt, iż zwłoki przeleżały w grobie w okresie jesienno-zimowym, co niewątpliwie znacznie spowolniło rozkład tkanek, a wręcz nawet je zatrzymało, ponieważ, jak można domniemać, zwłoki złożone w trumnie, jeśli były pochowane stosunkowo płytko, mogły ulec zamarznięciu. Szczególnie, że ówcześni grabarze nie przykładali się zbytnio do kopania odpowiednio głębokich mogił. Zaniedbania te powodowały, że niektóre zwłoki zalegały zbyt płytko pod powierzchnią. Jak stwierdzono pod odkopaniu, na zwłokach nie dopatrzono się śladów rozkładu i trup szewca jeszcze nie śmierdział. Wszystkie kończyny dały się też zginać, jak u żywej osoby. Trupa szewca po ekshumacji w czasie od 18 do 24 kwietnia pilnowała straż, przy czym jedynie za dnia leżał on na wolnym powietrzu, w porze nocnej przenoszono go do jakiegoś domostwa.

Ciało szewca przewieziono na miejsce straceń, gdzie stała murowana szubienica i tam zostało zakopane. Uważano bowiem, że siedliskiem złych dusz były też place kaźni, gdzie gromadziły się duchy straconych. Miejsca straceń były granicą (przejściem) pomiędzy światem żywych a umarłych. Dodatkowo pochowanie w „złej ziemi” sprawiał, że człowiek tak zagrzebany stawał się bezimiennym zmarłym, obcym. Szczególnie, że ówczesnym mieszkańcom nie było obojętne gdzie zostaną pochowani. Z punktu widzenia symboliki prawnej nie było obojętne, czy ciało będzie pochowane w obrębie murów miejskich, czy poza nimi. Wobec osób posiadających obywatelstwo miejskie (którym przysługiwał pochówek w granicach danego ośrodka) grzebanie na cmentarzach pozamiejskich (podmiejskich) traktowano jako formę zabiegu dehonestacyjnego.

Powrotnik w Bolkowie i Rybnicy Leśnej

Miasto, zapewniało bowiem swoim mieszkańcom konkretną ochronę za życia, a także po śmierci. Pochówek szewca-samobójcy na miejscu nieczystym, nie rozwiązał jednak problemu, ponieważ pośmiertna działalność zmarłego stała jeszcze bardziej uciążliwa. Kronikarz zanotował, że zjawa „straszliwie szalała”, co nawet według niego nie dało się opisać. Dodatkowo widmo nie oszczędziło w atakach swojej własnej rodziny, dlatego tym razem skargę na szkodliwą działalność zmarłego szewca przed władzami miasta złożyła sama wdowa. Zdecydowano się na ponowną ekshumację, która odbyła się dnia 7 maja 1592 r. Miejski kat wyjął ciało z jamy przy szubienicy, odrąbał zmarłemu głowę, odjął ręce i nogi, rozciął plecy i wyjął serce, które było nienaruszone, jak u świeżo zabitego cielaka. Wyrwanie serce zmarłemu miało symbolizować pozbawienie go funkcji życiowych, ponieważ w nim koncentrują się wszystkie siły życiowe. Wyeliminowanie powracającego zmarłego wymagało, więc wyjęcia serca, jako „mechanizmu” napędzającego całe ciało. Bez tego zabiegu powrotnik nie mógł zostać spalony. Następnie korpus, głowę, kończyny oraz wnętrzności złożono na przygotowanym stosie z siedmiu sążni drewna i spalono na popiół, który wrzucono do rzeki. Ten zabieg miał ostatecznie unicestwić szewca powrotnika.

Podobny przypadek zdarzył się w 1602 r. w Bolkowie. Wówczas o interwencję w sprawie domniemanej zjawy została poproszona Praska Izba Apelacyjna. Z początku dosyć sceptycznie odniosła się ona do skarg mieszkańców i w celu wyjaśnienia całej sytuacji powołana została specjalna komisja, którą wysłano następnie do miasta. Urzędnicy przybyli do Bolkowa dnia 11 maja 1602 r. Już następnej nocy przekonali się, że wnoszone skargi nie były „czczą gadaniną”. Wspomniany duch ukazywał się w sypialni w pełnej postaci mimo palących się lamp. Zakłócał ciszę, dusił i szczypał członków komisji. O działania te oskarżono pewną kobietę podejrzewaną wcześniej o uprawianie czarów i jak widać dalszą aktywność mimo swojej śmierci. Prascy urzędnicy nakazali ekshumację podejrzanych zwłok i spalenie ich na popiół. Decyzja została ogłoszona 16 maja 1602 r.

Znany jest też przykład unicestwienia szkodliwego zmarłego w Rybnicy Leśnej koło Wałbrzycha. Obszerna relacja z 1709 r., pokazuje jak długi proces sądowy – łącznie z przesłuchaniami świadków – towarzyszył całej sprawie mężczyzny posądzanego o szkodliwą, pośmiertną aktywność. W pierwszej kolejności w siedem tygodni po śmierci, dnia 11 lipca, dwóch wynajętych grabarzy ekshumowało zwłoki. Jak stwierdzono komisyjnie mimo tak długiego zalegania w ziemi z łatwością można było zginać w stawach wszystkie członki pochowanego, ponadto jeden z grabarzy ponacinał w niektórych miejscach ciało, z którego popłynęła krew barwiąc koszulę.

Ciało zostało jednak ponownie złożone w grobie a na cmentarzu wystawiona została warta składająca się z ośmiu mężczyzn. Także w domu zmarłego czuwało sześciu kolejnych. W międzyczasie posłano po grabarza z Pakoszowa (obecnie część Piechowic koło Jeleniej Góry), którego współcześnie określilibyśmy mianem biegłego sądowego. Miał on się dobrze orientować w podobnych przypadkach. Po oględzinach ciała stwierdził jednak, że sprawa przedstawia się beznadziejnie i niezbędna będzie interwencja kata. Po dalszym rozpatrzeniu sprawy i kolejnych przesłuchaniach sąd zebrał się ponownie 24 września. Urzędnicy zasiedli przy stole wystawionym nieopodal cmentarza, gdzie dalej spoczywały zwłoki. W relacji kronikarz przytoczył także pełny wyrok sądu ogłoszony po procesie. Wyraźnie napisano, iż w przypadku, gdy samo odcięcie głowy nie przyniesie pożądanego rezultatu i zmarły będzie nadal się ukazywał wyrządzając dalsze szkody, kat jest zobowiązany do ponownego wydobycia zwłok, już bez kolejnego zbierania się sądu, a następnie ich dokładnego spalenia.

Jak można zauważyć przypadek ten został poddany wnikliwej analizie i dopiero po zupełnym upewnieniu się do winy zmarłego przeprowadzono egzekucję. Częściowo było to spowodowane interwencją żony zmarłego, która zabiegała, aby ciało jej męża pozostało w poświęconej ziemi. Jednocześnie mamy dowód tego jak wielka była siła samego faktu pochowania kogoś poza miejscem do tego przeznaczonym. Uruchomiono wiele środków i zaangażowano liczne osoby, aby dobrze wyjaśnić całą sprawę.

Na zakończenie należy wspomnieć, iż i strzegomscy, jak i ławnicy z Wrocławia podobnymi przypadkami zajmowali się jeszcze w późniejszym okresie, po wydarzeniach z ostatnich lat XVI stulecia. W Strzegomiu już w 1594 r. miały miejsce kolejne ekshumacje i spalenie trupów kilku zmarłych, których oskarżono o nawiedzanie mieszkańców miasta. Z kolei wrocławscy ławnicy z problemem powrotników spotkali się jeszcze w latach 1622, 1632, 1641, 1644 i 1664, kiedy to jako instancja apelacyjna musieli rozpatrywać problemy związane ze zjawiskiem magia posthuma z innych ośrodków, których włodarze zwrócili się do ławników ze stolicy Dolnego Śląska z nurtującym ich problemem powracających z zaświatów zmarłych.

Dr Daniel Wojtucki pracuje jako adiunkt w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego

Literatura:
C. Lecouteux, Tajemnicza historia wampirów, Warszawa 2007.
E. Potkowski, Dziedzictwo wierzeń pogańskich w średniowiecznych Niemczech. Defuncti vivi, Warszawa 1973.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska