Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

We wrocławskim przedszkolu trwa wojna o jedzenie

Anna Gabińska
Agata Wójcik, Kinga Szpila i Agnieszka Mielczarek: - Dlaczego nie można korzystać z kuchni?
Agata Wójcik, Kinga Szpila i Agnieszka Mielczarek: - Dlaczego nie można korzystać z kuchni? fot. Piotr Warczak
W Przedszkolu nr 58 przy ul. Strzegomskiej we Wrocławiu trzeci tydzień rodzice próbują śniadania, drugiego śniadania i obiadu. Takich inspektorów jest sześciu: zwalniają się z pracy, by wpaść na chwilę i posmakować, co ich maluch dostał. Kinga Szpila, mama 4-letniego Mateusza: - Któregoś dnia z puszki na śniadanie była ryba. Ohydna. Pół dnia odbijało mi się tą puszką. Nic dziwnego, że syn nie chce jeść.

Agata Wójcik, mama 5-letniego Stasia pokazuje "kartę oceny rodzicielskiej posiłków": - We wtorek 20 lutego żurek był za to za słony, z kompletnie rozgotowanymi ziemniakami. Leniwe kopytka - bez śladu sera. Po prostu mąka zaklepana wodą. Surówka z marchewki - ok. Zamiast kompotu: woda z sokiem malinowym: sam cukier, zero malin.

Kolejne mamy: Agnieszka Mielczarek i Marta Puławska pytają: - Przecież mieliśmy kuchnię, w której smacznie gotowano. Dlaczego pani dyrektor się jej pozbyła?

Wczoraj (pieczeń, surówka wielowarzywna, ziemniaki i krupnik) próbki obiadu zabrała do analizy ilościowej, jakościowej, a także mikrobiologicznej inspektor sanepidu. Zrobiła to pojawiając się niezapowiedzianie, jako rekontrola po wezwaniu 9 lutego do pierogów leniwych, które były zbyt płaskie i miały za mało sera.

- Pierogi na pierwszy rzut oka źle wyglądały, więc poprosiliśmy właściciela firmy cateringowej, by je wymienił. Zrobił to w ciągu godziny - mówi Renata Baniewicz, dyrektor przedszkola. Inspektorzy sanepidu jednak oprócz zbyt małej ilości twarogu nic w nich niepokojącego nie wykryli.

Przedszkole nr 58, do którego chodzi 300 dzieci, mieści się w dwóch budynkach: przy ul. Strzegomskiej i Szkockiej. Ten przy Strzegomskiej ma swoją kuchnię. Problem z żywieniem zaczął się, gdy przedszkole dostało drugi budynek - ten przy Szkockiej - w listopadzie 2009 roku. Nie miał kuchni ani stołówki. Tam dzieci dostawały posiłki z cateringu.

- Rodzice, których maluchy dostały się na Szkocką, zaczęli żądać ode mnie na piśmie wytłumaczenia, dlaczego ich dzieci mają jedzenie cateringowe, a te ze Strzegomskiej - z kuchni własnej. Transportowanie jedzenia z kuchni ze Strzegomskiej na Szkocką na wchodziło w grę. Przenoszenia takich ciężarów pracownicom kuchni zabraniają przepisy bhp - tłumaczy dyrektor Baniewicz.

Umowa z pierwszą firmą cateringową skończyła się w sierpniu 2011 roku. Do niej niezadowoleni rodzice mieli dużo uwag. Teraz posiłki przywozi inna firma. Rodzice zaczęli prowadzić kontrole.

- Z żywieniem zbiorowym jest złożony problem - komentuje Magdalena Odrowąż-Mieszkowska, rzecznik wojewódzkiego sanepidu we Wrocławiu. - Za 5 zł dziennie trudno jest mieć posiłki z produktów wysokiej jakości. Zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia mówią, że dzieci powinny jeść dużo warzyw, owoców, ryb. Ale nie ma polskich przepisów, które pozwoliłyby to egzekwować.

Iwona Bugajska, dyrektor wydziału edukacji, w ciągu dwóch tygodni ma zaprosić dyrektor Baniewicz i niezadowolonych rodziców do siebie na mediację.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska