Czarnoskóry, charyzmatyczny, katolicki kaznodzieja z Ugandy w pocie czoła wypracował sobie opinię tego, kto ma tak bliski kontakt z Niebiosami, że za jego pośrednictwem chorzy masowo odzyskują zdrowie. Według nieco rozbieżnych danych ma też na koncie od 27 do 40 wskrzeszeń - tylu zmarłych za jego sprawą powróciło do świata żywych.
Szkoda, że żaden ze wskrzeszonych nie zawitał do Wrocławia, ale rozumiem, że nikomu nie zależy na tym, by robić niepotrzebną sensację. W tak delikatnej materii, jak przywrócenie funkcji życiowych, wskazana jest dyskrecja, by nie narażać delikwenta na niepotrzebne wstrząsy w zderzeniu z niedowiarkami. Trzeba zatem Bashoborze uwierzyć na słowo, co akurat osobom religijnym nie sprawia większych trudności.
Najbardziej znanym w Polsce uzdrowicielem był bioenergoterapeuta Clive Harris, który od lat 70. XX wieku leczył dotykiem na skalę masową. Przez około trzydzieści lat odwiedził mnóstwo naszych parafii, według ostrożnych szacunków styczność z nim miały trzy miliony Polaków. Wiadomo, że wielu zdrowych szło na spotkanie z nim z czystej ciekawości.
Ja sam, będąc studentem, wystąpiłem jeden raz w roli strażnika podczas seansu w kościele przy pl. Grunwaldzkim. Robota nie była ciekawa, bo razem z kolegą staliśmy na podwórzu, naszym zadaniem było bronić dostępu do uzdrowiciela tym desperatom, którzy nie dysponowali biletem wstępu i zamierzali wślizgnąć się do świątyni. Już po wszystkim weszliśmy do części niedostępnej uzdrawianym i tam, na schodach w korytarzu wpadliśmy na Harrisa. Właśnie szedł odpocząć po kilkugodzinnym seansie, gdy nieoczekiwanie dopadła do niego młoda kobieta z dzieckiem na ręku. Jakimś cudem dostała się do środka bez wejściówki i teraz błagała szlochając, by dotknął jej chorego dziecka.
Namawianie Harrisa trwało kilka minut, bo twierdził, że cała uzdrowicielska energia z niego uszła. Ponieważ jednak histeria kobiety nie mijała, musnął w końcu dzieciaka z grymasem ledwo skrywanej niechęci. Nie polubiłem go. Dziś chyba żaden ksiądz nie byłby skłonny miło wspominać swojego udziału w praktykach zmarłego w 2009 r. Harrisa, bo pod koniec życia nieopatrznie wyznał on, że jego moc uzdrowicielska brała się z kontaktu z... demonami.
Ciekawe, że przykre doświadczenia wiernych z różnymi uzdrowicielami nie przeszkodziły arcybiskupowi Henrykowi Hoserowi urządzić Bashoborze w ubiegłym roku wielkiego show na Stadionie Narodowym w Warszawie, co mocno podbiło jego popularność w naszym kraju. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że są i tacy kapłani, jak np. ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, którzy publicznie wyrażali się krytycznie o uzdrowicielu z Afryki. Cóż, podobne głosy nie powstrzymają ludzi poszukujących za wszelką cenę ratunku. A skoro katolicyzm nie tylko dopuszcza możliwość cudów, ale wręcz dzięki temu prosperuje, praktyki uzdrowicielskie nigdy nie znikną. Z demonami lub bez.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?