Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

We Wrocławiu przybywa lombardów

Anna Gabińska
Oprócz złota najchętniej zastawiamy telefony komórkowe
Oprócz złota najchętniej zastawiamy telefony komórkowe Paweł Relikowski
We Wrocławiu jest 150 miejsc z szybką pożyczką. Wielu ratuje w ten sposób domowy budżet.

50-letni mężczyzna w dżinsach i czarnym płaszczu do kolan wyciąga z kieszeni złoty pierścionek.

- Sześćset złotych mogę za to pożyczyć na miesiąc - proponuje Adam Szuba z lombardu "U Adama" przy bulwarze Ikara. Mężczyzna zgadza się bez namysłu. Pokazuje dowód osobisty i składa podpisy na umowie. Transakcja będzie go kosztowała 90 zł, bo tyle wynosi prowizja, ale pieniądze ma po dwóch minutach. Bez żadnych pytań.

- Jeśli po miesiącu nie zwróci pieniędzy, wyciągniemy zastaw z sejfu i wystawimy na sprzedaż - opowiada Adam Szuba.

Zastrzega, że 90 proc. jego stałych klientów ma pracę. Tacy nawet nie muszą dzwonić, by się upewnić, czy zastaw nie został wystawiony na sprzedaż.

- W starych, solidnych lombardach obowiązuje zasada: my mamy zaufanie do klientów, a klienci do nas - tłumaczy Szuba.

Przedmiot od stałego klienta nie trafi na ladę, ale trzeba za to zapłacić dodatkową prowizję. Niektórzy przedłużają w ten sposób moment rozstania z pamiątką rodzinną nawet przez kilka miesięcy. Rekordzistka, starsza pani, czekając na spadek trzymała u Adama Szuby swoją biżuterię przez siedem lat. I w końcu ją wykupiła.

Większość klientów oddaje dług natychmiast po wypłacie. A tydzień później przychodzi z nowym zastawem.

Adam Szuba przyznaje, że część klientów traktuje lombard jak bankomat: wpada tu nawet kilka razy w tygodniu. Są jednak i tacy, którzy czekają na spóźnioną wypłatę, a mają do zapłacenia pilne rachunki. Matki pożyczają pieniądze na mleko dla dzieci, a renciści i emeryci - na leki.

- Mają tysiąc złotych, podczas gdy na opłaty wydają 500 zł, a 200 zł zostawiają w aptece. I na życie rzeczywiście im brakuje - kiwa głową Szuba.

Najmłodsi, czyli 18-latkowie (bo tylko z dowodem można podpisać umowę), najczęściej biorą pożyczkę pod komórkę lub laptopa.

W otwartym przed czterema miesiącami lombardzie przy ul. Hercena niedaleko Dworca Głównego połowa klientów to wrocławianie, którzy mają pracę, ale ich szefowie mają problem z punktualnością wypłat.
- Przychodzą do nas ludzie naprawdę na wysokim poziomie, inteligentni, którzy mają problemy finansowe - wyjaśnia Beata Zupańczyk-Trusińska, pracownica lombardu.

I opowiada, że ktoś stracił na jakiś czas pracę, pożyczał u sąsiadów, ale w końcu musi ich pospłacać, bo mu wstyd.

Największe jednak wrażenie robią ci, którzy przynoszą dokumenty samochodu lub akt własności mieszkania czy ziemi. Potrzebują 30-50 tys. zł na leczenie bliskiej osoby albo na zrobienie superinteresu.

- Opowiadają nam, że bank odmówił im kredytu, bo spłacają jakiś inny i nie mają zdolności kredytowej - mówi Zupańczyk-Trusińska.

Pożyczka w jej lombardzie kosztuje 6 proc. na tydzień, 10 proc. na dwa, 15 proc. na trzy i 18 proc. na miesiąc.

- Mieszkania i auta bierzemy zawsze na miesiąc - informuje pracownica lombardu.

Część wrocławian biednieje. Trudno im przeżyć miesiąc

Z prof. Janem Rymarczykiem z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu rozmawia Anna Gabińska

Dlaczego we Wrocławiu przybywa lombardów?
To instytucja - symbol krajów rozwijających się, ale ubogich, gdzie ludność dysponuje niskimi dochodami.

Biedniejemy?
Nie, statystycznie dochód na głowę w gospodarstwie nawet rośnie. Problem raczej w tym, że jako społeczeństwo rozwarstwiamy się.

Co to oznacza?
Część z nas, jak na przykład lekarze czy adwokaci, zarabia coraz więcej, nawet do 20 tys. zł miesięcznie. Ale przybywa również osób, które zarabiają ok. 2 tys. zł. To niewykwalifikowani pracownicy, jak robotnicy Toyoty czy Volkswagena. Koszty utrzymania rosną, a pensje pozostają na tym samym poziomie.

Pracownicy lombardów twierdzą, że ludzie przynoszą im wiele złotej biżuterii, wyciągniętej z domowych szuflad.
Ponieważ ciągle rośnie cena złota. Za uncję płaci się 1500 dolarów, gdy dwa lata temu kosztowała 700 dolarów. Oczywiście, w pewnym momencie ta cena się zatrzyma i zacznie spadać, ale na razie jeszcze do tego nie doszło.

Klienci przynoszą też wiertarki...
Sezon budowlany, jeśli nawet nie zamarł, to drzemie, więc nic w tym dziwnego. Na wiosnę je wykupią, bo będą mieli pracę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska