Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

We Wrocławiu powstało już ponad 500 polskich filmów! Wielkie kinowe hity kręcono właśnie tutaj!

Maciej Sas
Maciej Sas
Bogdan Bernacki i Małgorzata Urlich-Kornacka
Bogdan Bernacki i Małgorzata Urlich-Kornacka fot. Jerzy Wypych / Strefa Kultury Wrocław
Wrocław był już Paryżem, Berlinem i Warszawą. Wiele jego charakterystycznych miejsc jest świadkami niezwykłych historii, które znamy z… kina i telewizji. Na spacer tropami polskich filmów, które powstały we Wrocławiu z przewodnikami miejskimi Małgorzatą Urlich-Kornacką i Bogdanem Bernackim wybrał się Maciej Sas.

Maciej Sas: We Wrocławiu powstało około 500 polskich filmów, czyli 25 procent wszystkich kręconych do roku 2011. Gdybyście więc na podstawie tego zrobili spacer po Wrocławiu, byłby to chyba najdłuższy spacer nowoczesnej Europy?

Bogdan Bernacki: Gdyby ktoś rzeczywiście chciał pójść szlakiem tych wszystkich filmów i seriali, to myślę, że około trzech tygodni zajęłoby pokazanie i omówienie najważniejszych tytułów (uśmiech).

Małgorzata Urlich-Kornacka: Od ponad dwóch lat zajmujemy się opisywaniem ich plenerów. Jest ich tak dużo, że jeszcze przynajmniej przez kilka lat będziemy mieli czym się zajmować.

BB: Na pewno do emerytury, a może i dłużej...

MS: Tu kręcili swoje filmy wszyscy najwybitniejsi: od Wajdy przez Hasa, po Polańskiego itd. Idąc ich tropem na wyprawę z Wami, można zobaczyć Wrocław od zupełnie innej strony.

BB: Będąc w doskonale znanych przestrzeniach, mamy szansę przenieść się w inny wymiar: jesteśmy w centrum miasta, które świetnie znamy, a tu nagle z filmowego punktu widzenia znajdujemy się w Berlinie, w Paryżu albo w Warszawie – i to w dodatku okupowanej. To nieprawdopodobnie pobudza wyobraźnię. Poza tym człowiek ma poczucie, że dotyka czegoś wyjątkowego, czegoś, co jest tak blisko, a było mu do tej pory niedostępne.

MU-K: Wchodząc w jakąś znaną przestrzeń, na przykład mogą być to szatnie na basenie przy ulicy Teatralnej, ma się takie wspaniałe uczucie, że przenosimy się w czasie i że to tam detektyw Bednarski odnalazł mundur, w którym wyszedł z łaźni („Na kłopoty… Bednarski”). Odkrywanie znanych przestrzeni w kontekście filmowym nabiera wyjątkowego posmaku.

MS: Wrocław, jak już wspomnieliście, bywał często innymi miastami na całym świecie. Pierwszy polski film fabularny, który powstał w naszej wytwórni filmów to „Niedaleko Warszawy” z 1954 roku. Potem było wiele innych.

BB: A filmy były kręcone jeszcze wcześniej, kiedy Wrocław był Breslau. Choćby „Fantom” Friedricha Murnaua z 1922 roku na podstawie opowiadania Gerharta Hauptmanna (śląskiego noblisty).

MU-K: Na pewno jest jednym z bardziej znanych. Bo i wcześniej, pod koniec XIX wieku, powstawały filmy, chociaż króciutkie. Ten był pełnometrażowy.

BB: Zresztą mamy w przestrzeni miejskiej tablicę upamiętniającą ten film.

MU-K: To bardzo ciekawa historia. Tablica wisi przy Sukiennicach jako jedna z kilkunastu poświęconych filmom powstałym we Wrocławiu (to inicjatywa Macieja Żurawskiego). Jest na niej widoczny ratusz i znajduje się tam napis, że właśnie we Wrocławiu były realizowane zdjęcia do filmu Friedricha Wilhelma Murnaua „Fantom”. Patrzymy na znajdujący się tam kadr z tego filmu i w oczy rzuca nam się ważny szczegół: ratusz wrocławski jest… wycięty z kartonu! Dlaczego? Bo to makieta, którą zbudowano w dzisiejszym Babelsbergu (najstarszym na świecie studiu filmowym w Poczdamie). Po prostu w atelier, nie wiedzieć dlaczego, zrekonstruowano ratusz i pręgierz wrocławski. W filmie nazwa „Wrocław" w ogóle nie pada, ale opowieść bazuje na opowiadaniu Hauptmanna rozgrywającym się w naszym mieście. W 1922 roku we Wrocławiu odbywały się uroczystości związane z 60. rocznicą urodzin tego wielkiego pisarza. Sam Murnau był uczniem Reinhardta, a Reinhardt realizował wielką sztukę Hauptmanna na otwarcie Hali Stulecia, gdyż był entuzjastą wielkiego pisarza. A sam mistrz pojawia się w pierwszych sekundach filmu, co jest ewenementem.

MS: Przez lata narodziło się wiele wrocławskich mitów filmowych związanych m.in. z Andrzejem Wajdą.

BB: W 1954 roku reżyser nakręcił we Wrocławiu swój debiutancki film „Pokolenie” utrzymany jeszcze w duchu socrealistycznym. Są tam zarówno plenery łódzkie, jak i wrocławskie. Natomiast kilka lat później powstał u nas jeden z najgłośniejszych obrazów Wajdy – „Popiół i diament”. I to z nim wiąże się chyba najbardziej żywotna legenda miejska dotycząca tego, że w hotelu Monopol została nakręcona słynna scena z udziałem Zbigniewa Cybulskiego i Adama Pawlikowskiego – ta z płonącymi kieliszkami, w której bohaterowie wspominają swoich zmarłych przyjaciół. Rzecz w tym, że w hotelu Monopol nie kręcono jakichkolwiek zdjęć do „Popiołu i diamentu”! Owszem, mieszkali tam niektórzy członkowie ekipy. Nieporozumienie bierze się stąd, że miejscem akcji jest filmowy, scenariuszowy hotel Monopol. Ale jego wnętrze wybudowano w atelier i to tam właśnie sfilmowano te kieliszki. Co ciekawe, kiedy nalano do nich spirytus, okazało się, że płonie rachitycznym, niezbyt efektownym płomieniem. Żeby scena ta była wyrazista, nalano do kieliszków benzyny i aktorzy w czasie zdjęć musieli cały czas uważać, żeby się nie poparzyć. No ale dzięki temu mamy taki rewelacyjny efekt (uśmiech). Warto zwrócić uwagę, że w scenie tej widzimy stosunkowo niskie pomieszczenie. Natomiast gdy wejdziemy chociażby do holu Monopolu, to z miejsca zorientujemy się, że są tam wysokie pomieszczenia, nie ma żadnego baru czy barku, nad którym znajduje się niski strop.

MS: Czyli kultowa scena powstała w atelier Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu?

BB: Tak. Pracujący tam Henryk Tas widział to osobiście. A złośliwi twierdzili, że najlepsze sceny wymyślili Wajdzie inni filmowcy. W tym przypadku jest to prawda, gdyż to drugi reżyser Janusz Morgenstern zarówno namówił Wajdę, by obsadzić Cybulskiego (do czego Wajda nie był przekonany), jak i wymyślił właśnie tę scenę.

BB: Do Janusza Morgensterna jeszcze pewnie zaraz wrócimy przy okazji „Stawki większej niż życie”. Ale tych filmowych mitów jest więcej...

BB: Choćby dotyczących „Lalki”. Wszyscy wiedzą, że w naszym mieście powstała adaptacja w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa. A trzeba pamiętać, że obie filmowe odsłony tego dzieła były kręcone we Wrocławiu – zarówno ta Hasa z lat 1967-1968, jak i wersja telewizyjna wyreżyserowana przez Ryszarda Bera w latach 1976-1977. W dodatku w centrum miasta, stosunkowo blisko siebie, zaaranżowano przestrzenie do obu tych obrazów. W filmie Hasa wnętrze kościoła pw. św. Stanisława, św. Doroty i św. Wacława to kościół pw. św. Krzyża w Warszawie. Tam nagrano scenę kwesty wielkanocnej z hrabiną Karolową, z Izabelą Łęcką. Zjawia się też Stanisław Wokulski, który składa hojny datek. A przy okazji w świątyni tej dochodzi do pierwszego spotkania Wokulskiego z prostytutką Magdalenką, którą grała Anna Seniuk. Aktorka dostała propozycję, by zagrać Łęcką, ale trochę się tego wystraszyła. Któraś z aktorek starszego pokolenia powiedziała jej, żeby się zastanowiła, bo jeżeli źle zagra Łęcką, to widzowie nigdy jej tego nie wybaczą. Posłuchała tej rady i zagrała tylko tę epizodyczną rolę. Natomiast niedaleko stamtąd, czyli na tarasie Teatru Lalek od strony parku Staromiejskiego w „Lalce” telewizyjnej zaaranżowano paryski „Grand Hôtel du Louvre”, w którym Wokulski po spotkaniu z profesorem Geistem siedzi na tarasie kawiarni i rozmyśla o tym, jakie to dziwne miasto ten Paryż. Zrobiono to zresztą świetnie. Gdy porównamy archiwalne zdjęcia prawdziwego paryskiego hotelu z tym, co widzimy w filmie, to stwierdzimy, że scenografowie perfekcyjnie wywiązali się z zadania! Tak więc na stosunkowo niewielkiej przestrzeni powstały zdjęcia do obu wersji „Lalki” – i tej z Beatą Tyszkiewicz, i tej z Małgorzatą Braunek.

MU-K: A jeden z najbardziej wrocławskich filmów ostatnich lat to „80 milionów” Waldemara Krzystka. I na ekranie widzimy dwa wrocławskie banki. Sceny na zewnętrz kręcono przy ulicy Ofiar Oświęcimskich – przed Narodowym Bankiem Polskim, a więc tam, gdzie faktycznie wydarzyła się ta historia. Natomiast wnętrza (jako że ze względów bezpieczeństwa nie było możliwości, by kręcić w banku) zaaranżowano w dawnym banku WBK przy placu Wolności. Dzisiaj mieści się tam hotel Mariott. Wtedy te pomieszczenia stały puste i dlatego filmowcy uzyskali zgodę na kręcenie zdjęć.

BB: Ciekawa jest też historia z mostem Grunwaldzkim, który na potrzeby filmu trzeba było zamknąć na dwa dni.

MU-K: Tak, Waldemar Krzystek opowiadał nam, jak wiele przekleństw usłyszał wtedy od kierowców zarówno on, jak i prezydentem miasta Rafał Dutkiewicz. Reżyser tłumaczył, że nie można było nakręcić tej ważnej sceny na jakiejś kładce. To jest tak charakterystyczne miejsce, że trzeba było zamknąć most. Śmiejemy się z Bogdanem, że niebawem będzie powtórka, bo Jan Holoubek będzie kręcić serial dla Netflixa „Wielka woda” i znowu most Grunwaldzki będzie zamknięty. Ale tylko na dwie godziny, wcześnie rano.

BB: A stamtąd to już niedaleko na Ostrów Tumski, gdzie powstawał serial reżyserowany m.in. przez wspomnianego przed chwilą Janusza Morgensterna. Chodzi o „Stawkę większą niż życie” i odcinek „Akcja – Liść dębu”. Przy Muzeum Archidiecezjalnym stoi taka duża lipa. Do dzisiaj można na niej znaleźć ślady powstałe przy okazji realizacji „Stawki”. Kręcono tam scenę, w której Hans Kloss zmierza do mieszkania łącznika Weissa, który z kolei jest kontaktem z radiotelegrafistą. J-23 nie wie, że tam jest kocioł – w środku czekają gestapowcy. Kiedy się orientuje, że to pułapka, strzela do żołnierza, wybiega z bramy i wsiada na motocykl. A ten gestapowiec wybija szybę i strzela w jego kierunku. Żeby strzał wyszedł efektownie, pirotechnik założył na lipie okablowanie ładunku wybuchowego. Ponieważ scenę powtarzano kilka razy, ślady tego ładunku są doskonale widoczne do dzisiaj, mimo że drzewo narastało przez ostatnie dziesięciolecia. Kiedy się przyjrzymy dokładniej, zauważymy dwa wyraźne wyżłobienia. A scenę powtarzano kilka razy, ponieważ pojawił się problem z efektownym wybiciem tej szyby: albo odłamki spadły do środka zamiast na zewnątrz, albo szyba się do końca nie stłukła... Zatem najwięcej pracy przy realizacji tej sceny miał... szklarz (śmiech).

MS: A propos „Stawki”: również inna z jej charakterystycznych scen została nakręcona tutaj, a konkretnie na stacji Wrocław-Leśnica? To miejsce dzisiaj niewiele się różni od tego sprzed 53 lat, gdy powstawał film.

BB: Jest prawie identycznie. W dodatku kilka lat temu odremontowano stację. W Leśnicy Janusz Morgenstern kręcił zdjęcia do odcinka „Bez instrukcji” i to tam zaaranżowano stację w Arnswalde, czyli w Choszcznie. Przyjeżdża tam Kloss w poszukiwaniu tajnych zakładów profesora Porschatta. Przy budynku stoi budka telefoniczna i stamtąd J-23 umawia się z dziewczynami na wieczorek taneczny. Wtedy była to stacyjka z niewielkim ruchem pociągów i nie było problemu z wypożyczeniem od kolei składu pociągu. Wiadomo, że scena za pierwszym razem rzadko się udaje, więc pociąg mógł się cofać w kierunku Wrocławia Głównego i wjeżdżać na peron ponownie – i tak wiele razy.

MS: To zresztą nie cała wrocławska historia Klossa...

BB: Rzeczywiście, jest też scena na dworcu Wrocław Główny, gdzie z kolei w odcinku „Zdrada” Beata Tyszkiewicz jako Christin Kield wydaje w ręce Gestapo łącznika. Maszynista parowozu chciał zadać szyku i tak dosypał węgla do paleniska, że para zasnuła cały peron i… było po zdjęciach (śmiech). Ale filmowcy w tamtych latach mieli coś, czego nie mają ci współcześni – czas. Nie musieli się tak szalenie śpieszyć. Mogli cyzelować sceny czy ujęcia. I nie było techniki takiej jak teraz. Wszystko było kręcone na taśmie, którą potem wywoływano w laboratorium. Dzisiaj, ze względów finansowych, zdjęcia realizowane są szybko. Jeżeli film ma 30 dni zdjęciowych, to ho ho! „Stawka większa niż życie” była kręcona przez 1,5 roku – od wiosny 1967 do jesieni 1968 roku, a to było zaledwie 18 odcinków. Wtedy był to najdłuższy serial w krótkiej jeszcze historii Telewizji Polskiej.

MU-K: Poza lipą, płonącymi kieliszkami czy paryskim hotelem mamy też inne ciekawe tropy filmowe, np. fortepian Steinwaya w sali teatralnej Art Hotelu przy ulicy Kiełbaśniczej. To tam zrealizowano w 2011 roku film „Wygrany” Wiesława Saniewskiego. To bardzo wrocławski obraz...

BB: ...wrocławski reżyser, wrocławskie plenery. I Janusz Gajos w roli głównej, a to przecież najlepsza rekomendacja. W rolach drugoplanowych Grażyna Barszczewska i Emil Karewicz.

MU-K: Film opowiada historię Olivera, młodego pianisty, który postanawia ze względów osobistych zerwać tournée – robi to w Hali Stulecia we Wrocławiu. I musi ponieść konsekwencje finansowe tej decyzji. Spotyka na swojej drodze granego przez Janusza Gajosa Franka, byłego nauczyciela, ale też namiętnego hazardzistę, który obstawia wyścigi konne. Nawiązuje się między nimi nić porozumienia. Chodząc po mieście, trafiają do hotelu na kawę. To właśnie Art Hotel. Stoi tam fortepian. Młody pianista poprzysiągł sobie, że już nigdy więcej nie zasiądzie do tego instrumentu, ale pasja okazuje się silniejsza. Frank pyta obsługę, czy można zagrać. I wtedy młody artysta gra różne utwory, przede wszystkim Chopina. Słyszy od Franka: „Musisz grać nie dla siebie, ale dla ludzi”. Ciekawostką jest fakt, że aktor jedynie markował grę na fortepianie. Natomiast muzycznym dublerem Pawła Szajdy był Gracjan Szymczak, absolwent wrocławskiej Akademii Muzycznej i laureat wielu konkursów chopinowskich.

MS: Są jeszcze inne miejsca, w których można „dotknąć” filmu?

BB: Na Wielkiej Wyspie znajduje się dom z rosnącą w środku palmą – zjawiskowy obiekt z „Wielkiego Szu” Sylwestra Chęcińskiego.

MS: Dlaczego wybrał akurat to miejsce?

BB: Reżyser szukał wnętrza, które byłoby efektowne i oddawałoby przepych lat 70. XX wieku. A w tym budynku jest szykownie i znajduje się tam atrium. Rosnąca w nim palma w tej chwili prawie rozsadza dach. Kiedy jednak w 1982 roku realizowano „Wielkiego Szu”, sięgała pierwszego piętra. To zachwyciło Chęcińskiego i od razu powiedział, że niczego więcej nie trzeba szukać. Od jednego z zamożniejszych kierowców ekipa wypożyczyła czerwone porsche, które jest widoczne w filmie. Sceny kręcono na tarasie tego domu i w jego wnętrzach. Palmę widać w wielu scenach – i podczas rozmów bohaterek, i kiedy Wielki Szu z Jarkiem idą na piętro, by zagrać w karty. Jest to budynek, który zaprojektował profesor Stefan Kuliński, znakomity wrocławski architekt.

MS: Jak słyszałem, to wnętrze zagrało też jeszcze w innym filmie.

MU-K: Tak – i to całkiem niedawno – w filmie „Fuga” Agnieszki Smoczyńskiej. Tutaj z kolei chodziło o pokazanie skostniałego świata rodziców bohaterki. I, jak powiedziała reżyserka, ta palma kojarzy jej się z główną bohaterką, która chce się wydostać ze świata, w którym została jej przypisana rola żony i matki. I to jest właśnie ta fuga dysocjacyjna, czyli choroba, która spotyka osoby przez dłuższy czas żyjące w wielkim stresie albo osoby, które spotkała jakaś tragedia. Następuje zupełne odcięcie się od dotychczasowego życia. Taka właśnie jest bohaterka „Fugi”, którą widzimy m.in. w domu z palmą.

MS: Kiedy ludzie przychodzą na Wasze wycieczki, mają życzenie, że chcieliby zobaczyć miejsce, w którym powstała scena z konkretnego filmu?

BB: Dla młodzieży wszystko jest odkryciem, wszystko jest nowe, wszystko jest zjawiskowe. Przedstawiciele średniego i starszego pokolenia te miejsca i filmy kojarzą, znają i mają wspomnienia z nimi związane. Na wycieczki przychodzą też wrocławianie, którzy obserwowali powstawanie filmu albo w nim statystowali. Zdarzają się oczywiście wycieczki na zamówienie: a to śladem „Stawki większej niż życie", a to śladami serialu „Bodo”, a to po plenerach filmów Romana Załuskiego, który w latach 70. i 80. zrealizował tutaj kilka niezłych filmów.

MU-K: Czasami jest tak, że plenery i obiekty wciąż wyglądają tak samo jak chwili, gdy pracowali tam filmowcy. Bywa jednak i tak, że tylko w filmie możemy zobaczyć, jak dane miejsce wyglądało kiedyś. Takim obrazem jest „Ukryty w słońcu” Jerzego Trojana, w którym widzimy Przejście Świdnickie, a obok słynny bar Barbara. Przejście nadal istnieje, ale wygląda inaczej, podobnie jak bar. Nie ma tam już zegara, zwanego Duchem Czasu, nie ma punktu loteryjnego obok baru, a przede wszystkim nie ma tego klimatu.

BB: Gdyby zapytać Jana Englerta, co zapamiętał z Wrocławia, na pewno odpowie, że bar Barbara, gdyż tam powstało najwięcej ujęć do „Ukrytego w słońcu” z jego udziałem.

MU-K: Asystent reżysera Ryszarda Szymona, który obserwował realizację zdjęć do tego filmu, opowiadał nam o kulisach realizacji jednej ze scen. Reżyser postanowił, że będzie kręcona z dachu baru. Dochodzi do wypadku – kobieta, która biegnie z przystanku tramwajowego w kierunku Barbary wpada pod samochód. Zbiegli się ludzie, wypadek sfilmowano. Akurat przejeżdżała tamtędy karetka. Kiedy jej załoga zobaczyła zbiegowisko i „ranną” kobietę leżącą na ulicy, natychmiast zatrzymała samochód. Sanitariusze i lekarz podbiegli i zaczęli ratować tę panią. Ona coś próbowała powiedzieć, co załoga karetki skwitowała spokojnym stwierdzeniem: „Pani jest w szoku, wszystko będzie w porządku”. I dopiero gdy reżyser podszedł i powiedział, że to filmowy wypadek, medycy roześmiali się i pojechali dalej.

BB: A dzięki takim osobom jak wspomniany reżyser Ryszard Szymon, operator Stefan Kurzyp czy scenografki – Barbara Komosińska i Danuta Węgrzyn-Kopczyńska możemy dzielić się informacjami z planu filmów. I już od dawna nie oglądamy filmów normalnie, tylko maniakalnie – wielokrotnie bowiem wracamy do jakiejś sceny, robimy stop klatki.

MS: Na szczęście dotąd żaden psychiatra Was nie widział przy oglądaniu filmów?

BB: Nie, jeszcze na nas nie trafił (śmiech). Ale inaczej się nie da! Nie ma przecież dokumentacji tych scen, są za to cenne źródła informacji w postaci reżyserów, scenografów, operatorów, ludzi z pionu produkcyjnego. To nasza wielka pasja – rozmowy z ludźmi filmu, docieranie do archiwaliów w bibliotece, opowiadanie o filmowej historii Wrocławia.

MU-K: I mozolna praca: zbieramy to wszystko, bo chcemy utrwalić te cenne informacje. I przekazujemy je podczas wycieczek czy w naszych tekstach.

BB: Prowadzimy na Facebooku profil „Filmowy Wrocław” (https://www.facebook.com/filmwroclaw), na którym regularnie publikujemy posty dotyczące wrocławskich filmów i związane z nimi opowieści. Jeśli ktoś jest zainteresowany filmową spuścizną Wrocławia, znajdzie tam znacznie więcej podobnych informacji i ciekawostek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska