Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

We Wrocławiu brakuje karetek. Kto nas uratuje?

Redakcja
Karetki godzinami czekają z pacjentami na przyjęcie do szpitala. W tym czasie nie ma kto udzielać pomocy innym potrzebującym
Karetki godzinami czekają z pacjentami na przyjęcie do szpitala. W tym czasie nie ma kto udzielać pomocy innym potrzebującym Jaroslaw Jakubczak / Polskapresse
Na skwerze w centrum Wrocławia zmarł ojciec jednego z ratowników pogotowia ratunkowego, bo w całym mieście nie było wolnej karetki, której załoga mogłaby udzielić mu pomocy. Gdzie były w tym czasie? Część z pacjentami na pokładzie stała w kolejkach do szpitali. Inne wezwano do błahych zdarzeń. Do zdarzenia doszło już przed kilkoma miesiącami. Ale ratownicy z pogotowia podają je jako najlepszy dowód na to, że karetek w mieście jest za mało.

Zaledwie 24 karetki pogotowia ratunkowego muszą wystarczyć na cały Wrocław i powiat wrocławski. To trzy karetki na każde 100 tys. mieszkańców, ale tych zameldowanych, a nie faktycznie mieszkających. Ratownicy nie pozostawiają złudzeń: to stanowczo za mało. Dlatego niekiedy na przyjazd karetki trzeba czekać godzinami.

– Karetki są przychodniami na kółkach – mówi nam jeden z ratowników. Nie jeżdżą tylko do wypadków drogowych, zawałów serca, udarów mózgu i innych sytuacji, w których zagrożone jest ludzkie życie i zdrowie.
– Gdy na domową wizytę lekarza trzeba czekać kilka godzin albo wyjść do nocnej pomocy lekarskiej, łatwiej zadzwonić pod trzy dziewiątki – dodaje ratownik.

Przykład? Jedna z lekarek wspomina, że co miesiąc jeździła pod ten sam adres do wezwania z powodu ostrego bólu brzucha. To może być niepokojący objaw, ale na miejscu okazywało się, że to... bóle miesiączkowe.
– Po badaniu zalecałam więc dostępne bez recepty leki rozkurczowe. Miałam wrażenie, że cykl menstruacyjny tej pani znam tak dobrze, jak swój – ironizuje pani doktor.
Częste powody wezwań to także gorączka u dziecka, bóle głowy, biegunki, skaleczenia.
– Z którymi można sobie poradzić lekami bez recepty, pójść do lekarza albo zgłosić się do szpitala. Zwykle, gdy pytamy, jak długo dolegliwości występują, okazuje się, że nie są to stany nagłe, a wręcz przewlekłe, utrzymujące się od kilku tygodni. Dużo wezwań jest też od osób starszych i samotnych, które muszą po prostu z kimś porozmawiać – dodaje inny ratownik.

Wiele takich historii stało się już anegdotami, ale zdarzają się i tragiczne przypadki. Ratownicy wspominają, że ojciec ich kolegi zmarł na zawał serca na jednym ze skwerów. – Nie było wolnej karetki przez kilka godzin, wszystkie były na wyjazdach – mówią.
Gdzie w tym czasie były ambulanse? Nie tylko u pacjentów skarżących się na gorączkę i bóle głowy.

– Karetki godzinami stoją przed szpitalami, czekając na przyjęcie pacjenta na SOR lub izbę przyjęć. Nie możemy jechać do innego wezwania, dopóki nie przekażemy pacjenta – opowiada ratownik. Dodaje, że jego rekord to 6 godzin oczekiwania na korytarzu z pacjentką z udarem mózgu.

– Innym razem staliśmy półtorej godziny z pacjentką z obrzękiem płuc. Zanim lekarz się nią zajął, sami ją niemal wyleczyliśmy, donosząc leki z karetki – opowiada. I podkreśla, powołując się na opinie od kolegów po fachu z innych miast, że w Warszawie, Poznaniu czy Szczecinie normą jest przekazanie pacjenta w 15 minut.

Który szpitalny oddział ratunkowy pod tym względem jest najgorszy? Odpowiada w zasadzie bez wahania – Borowska, choć i na Kamieńskiego nie jest najlepiej. Wiele zależy od tego, jacy lekarze mają akurat dyżur.
– Stoimy w kolejce, a dyspozytor dzwoni i pyta, jak długo jeszcze, bo ma wypadek i zatrzymanie krążenia – mówi jeden z naszych rozmówców.

Nie brakuje też sytuacji, w których pacjenci czekający w kolejce mają pretensje, że... ekipa pogotowia wchodzi do gabinetu bez kolejki.
– Są i tacy, którzy potrafią wyjść 20 metrów za drzwi szpitala, zadzwonić po pogotowie i powiedzieć, że im słabo, a do lekarza się nie mogą dostać. I co? Wracają na SOR, ale już razem z nami – dodaje.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Ratownicy opowiadają, że są takie dni, że po 12 godzinach pracy nawet nie zdążą zjechać do bazy na przekazanie dyżuru ani niczego zjeść w ciągu dnia, bo cały czas są na wyjazdach.

Pogotowie ratunkowe we Wrocławiu statystycznie ma do dyspozycji 37,5 karetki, a w zasadzie 37,5 zespołów ratownictwa medycznego, czyli karetek z personelem. 17 z nich to zespoły specjalistyczne (oznaczone literą „S”, w których obowiązkowo jeździ lekarz), pozostałe – podstawowe (oznaczone literą „P”, w których jeżdżą ratownicy medyczni). To niemal tyle samo karetek, ile było na stanie pogotowia 15 lat temu – wówczas było ich 35.

W tym samym czasie liczba wyjazdów wzrosła o blisko 20 proc. – z ponad 106 tys. do blisko 125,5 tys. rocznie.
Gdzie leży przyczyna tego, że karetki nie służą wyłącznie do ratowania życia?

– Decydenci, tworząc system ratownictwa medycznego, nie przewidzieli, kto ma się zająć pacjentami wymagającymi pomocy, ale niebędącymi w nagłym stanie zagrożenia życia lub zdrowia – mówi dr Andrzej Czyrek, wicedyrektor ds. lecznictwa Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu, który na co dzień też jeździ w karetce.
– Nieodpowiedzialni są również ci lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, którzy nie wykonują swoich obowiązków i instruują pacjentów, by dzwonili po pogotowie, podpowiadając im, jakich słów użyć, by dyspozytor na pewno wysłał ambulans. To większość tych przypadków, gdy pacjenta zostawiamy w domu, bo jego stan zdrowia nie wymaga przewiezienia do szpitala – dodaje doktor Czyrek.

Ratownicy szacują, że nawet osiem na dziesięć wyjazdów to przypadki niewymagające ich pomocy i zawiezienia chorego do szpitala. Jednak mimo to wożą ich.

– Społeczeństwo stało się roszczeniowe. Mówią, że płacą podatki, więc naszym zas***nym obowiązkiem jest zawieźć ich do szpitala. Gdy jeden zespół słusznie zostawia pacjenta w domu i odjeżdża, znów dzwonią. Przyjeżdża drugi zespół i pakuje delikwenta do karetki. Czasami czuję się jak taksówkarz, a nie jak ratownik – słyszymy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska