Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wciąż handlują na Jemiołowej. Straż miejska interweniuje. Są kłótnie i płacz

Bartosz Józefiak
Lech Grabiński chciałby sprzedawać legalnie swoje towary. Liczy, że będzie miał taką możliwość w tym rejonie miasta
Lech Grabiński chciałby sprzedawać legalnie swoje towary. Liczy, że będzie miał taką możliwość w tym rejonie miasta fot. Bartosz Józefiak
Handlarze z targowiska przy Jemiołowej (boczna Kruczej i Żelaznej na Krzykach) targują na dziko, na chodniku, bo ich targowisko już zlikwidowano. Kobiety płaczą, gdy pojawia się straż miejska i tłumaczą, że bez tych kilku zarobionych złotych, ciężko im połączyć koniec z końcem. Okoliczni mieszkańcy bronią handlujących. Czy mandaty są rozwiązaniem problemu?

Na placu przy ul. Jemiołowej we Wrocławiu kilkudziesięciu sprzedawców codziennie rozkłada swój towar na chodniku. Nie pogodzili się z zamknięciem targowiska zlikwidowanego w 2007 roku. Bez handlu nie mamy z czego żyć - rozpaczają.

Targowisko zniknęło, kiedy na jego miejscu stanął apartamentowiec. Sprzedawcy nie pogodzili się jednak z jego likwidacją. Tłumaczą, że nie mają gdzie indziej handlować. A bez pieniędzy z handlu zabraknie im do przysłowiowego pierwszego.

Pojawiamy się tam w towarzystwie patrolu Straży Miejskiej. Część handlujących zwija swoje koce ze skromnym dobytkiem na sam widok strażników. Jedna ze sprzedawczyń z rozłożonymi skrzynkami warzyw nie chce spakować towaru.

- Jak mam zarobić na życie? Z czego mam opłacić rachunki? Przecież nie kradnę, sprzedaję warzywa, które hoduję na swojej ziemi. Tylko tak mogę zarabiać. Zamknęli nam targowisko, to gdzie mam sprzedawać? - kobieta zaczyna płakać.

Po chwili obok sprzedawczyni pojawia się grupa "adwokatów". Starsze kobiety zaczynają ją bronić.

- Ta pani nie ma z czego żyć! Czemu ją gnębicie? Jak jesteście naprawdę potrzebni, to was nie ma! Źle zaparkowanymi autami nigdy się nie zajmujecie! - krzyczy.

Strażnicy spokojnie tłumaczą, że owszem, współczują sprzedawczyni, ale prawo jest jednakowe dla wszystkich, a na chodniku sprzedawać nie wolno.

- Nie pierwszy raz się tutaj spotykamy. My pani teraz odpuścimy mandat, a pani znowu wróci tu sprzedawać? - pyta strażnik miejski Grzegorz Wiśniewski.

Koniec końców kara zostaje darowana.

- Przy mniej zamożnych osobach ograniczamy się do pouczenia, nie wlepiamy mandatu. Nie zastanawiamy się, dlaczego ktoś handluje. Naszym zadaniem jest tylko egzekwowanie prawa - tłumaczy Grzegorz Wiśniewski.

Obok znajdujemy stoisko pani Marii, która na Jemiołowej handluje ubraniami wyniesionymi z domu. Musi tak robić, bo jak mówi, inaczej ze skromnej emerytury nie zarobi na jedzenie, leki i mieszkanie.

- Nikt z nas nie przychodzi tu z radością - mówi pani Maria. - Robimy to, żeby przeżyć. Czemu nas przeganiają?
Strażnicy miejscy nielegalnie sprzedających mogą pouczyć, wystawić im mandat do 500 złotych lub skonfiskować sprzedawany towar.

- Każdą sprawę rozpatrujemy indywidualnie. Mandat dostosujemy do zamożności ukaranych. Nie możemy jednak pozwolić komukolwiek na handel bez zezwolenia - tłumaczy Sławomir Chełchowski, rzecznik straży miejskiej.

Strażnikom jak do tej pory nie udało się skutecznie przepłoszyć sprzedawców. Większość wraca następnego dnia po spotkaniu ze strażą miejską.

Lech Grabiński, rolnik mieszkający we Wrocławiu otrzymał w tym tygodniu mandat na 200 złotych. Mimo to wraca na chodnik. Wszystko, co wyhoduje na liczącym 4 hektary polu sprzedaje na Jemiołowej. Nie stać go na własny sklep.

- Tutaj mam stałych klientów, handluję od lat. Jeśli zmieniłbym lokalizację, straciłbym cały dochód. Sprzedawcy pytają, dlaczego władze miasta nie mogą wyznaczyć im nowego miejsca do handlu. Jak mówią, wokół jest wiele pustych placów.

Mogliby też zamknąć ulicę przez dwa dni w tygodniu na handel uliczny. Tak robi się w krajach na zachodzie. Sprzedawcy woleliby płacić drobną kwotę za możliwość sprzedaży miastu niż ryzykować mandat - zapewnia Lech Grabiński.

Problem w tym, że grunt przy ul. Jemiołowej, na którym kiedyś było targowisko, nie należy do miasta. Właścicielem tych terenów jest PSS Społem i to oni mogą zdecydować o powrocie targowiska.

Barbara Bednarek z biura prasowego urzędu miejskiego twierdzi, że miasto dba o drobnych sprzedawców i zapewnia im nowe miejsca.

- Są powierzchnie w nowo otwartej Hali Grafit. Przy ul. Swobodnej realizowana jest inwestycja na gruncie miasta, powierzonemu Wrocławskiemu Stowarzyszeniu Kupców, którzy w tej chwili zajmują teren na Zielińskiego. Jest tam budowany pasaż kupiecki - mówi Barbara Bednarek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska