Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Warto było oddać Lwów za Wrocław? To było korzystne posunięcie?

rozmawiała Agata Wojciechowska
Zdaniem historyka, przesuwając granicę na zachód, zyskaliśmy więcej, niż straciliśmy na wschodzie
Zdaniem historyka, przesuwając granicę na zachód, zyskaliśmy więcej, niż straciliśmy na wschodzie Michał Pawlik
Historyk prof. Jerzy Maroń z Uniwersytetu Wrocławskiego twierdzi, że przesunięcie granic Polski na zachód było korzystnym posunięciem. Zyskaliśmy dobrze uprzemysłowione tereny i uniknęliśmy losu byłej Jugosławii.

Gdyby Pan Profesor miał porównać rok 1945 we Wrocławiu i we Lwowie, które miasto wygrałoby rywalizację?
To zależy. W 1945 roku Lwów nie był zniszczony. Z kolei znaczna część Wrocławia, ale także i Głogowa czy Kołobrzegu była w ruinie. Do tego trzeba doliczyć późniejsze rabunki. Lecz i tak porównanie wypada na korzyść Wrocławia. Dlaczego Warszawa tak długo nie chciała inwestować w Ziemie Odzyskane? Nie tylko z powodu tymczasowości, z którą mieliśmy do czynienia aż do podpisania umowy o uznaniu zachodniej granicy z kanclerzem Willym Brandtem. Ale przy każdej okazji zaznaczano, że "i tak macie lepiej". W mojej ocenie rany powojenne doleczyliśmy dopiero przez ostatnie 10 lat. Ale i tak, mimo potwornych zniszczeń i rabunków, choć to trudne porównanie, wybrałbym Wrocław i Dolny Śląsk z powodu większego potencjału, który tutaj pozostał.

Czy rzeczywiście było tutaj lepiej?
Oddano to w sposób humorystyczny w filmie "Sami swoi" Sylwestra Chęcińskiego. Słowa Leonii Pawlak zostały przerysowane, ale można w nich odczytać różnice w poziomie cywilizacyjnym. Doskonałym przykładem są wypowiedziane przez nią kwestie: "Co to za dom? Nawet pieca ni ma. Upiec - upieczesz. A gdzie spać?" albo "Jeszcze żeby tej elektryki nie było, to byłabym już spokojna". W poniemieckich wsiach zasiedlanych w pasie zachodnim, najczęściej przez osadnictwo wojskowe, były na przykład pompy wodne w kuchniach, więc nie trzeba było chodzić do studni. No i w większości domów były już łazienki. Różnice zresztą widać już było przed wojną, o czym pisał między innymi podpułkownik Stefan Mossor, który pod kierownictwem generała Tadeusza Kutrzeby w oparciu o roczniki statystyczne opracował na przełomie 1937 i 1938 roku "Studium planu strategicznego Polski przeciw Niemcom". Granicę pomiędzy zachodem a wschodem kraju wytyczał San. Na Kresach Wschodnich 1 kilowatogodzina przypadała rocznie na osobę (obecnie potrzeba kilkaset kilowatogodzin miesięcznie na mieszkanie - przypis redakcji). Tam też analfabetyzm dotyczył ponad 25 procent populacji. Na mapie sieci połączeń kolejowych Dolny Śląsk był niemal czarny od gęstości torów, a na Kresach Wschodnich - były to pojedyncze linie. Na Polesiu mieliśmy drewniane kurne chaty bez światła. Mieszkańcy tamtejszych terenów wybierali często karierę wojskową. Jechali do miasta i... po raz pierwszy w życiu widzieli schody.
Poziom cywilizacyjny to jedno, ale przesuwając granicę na zachód, straciliśmy Kresy Wschodnie z ich niepowtarzalną kulturą.
To prawda, ale w konsekwencji II wojny światowej staliśmy się państwem o dość jednolitej strukturze etnicznej. Przywoływany już przeze mnie pułkownik Stefan Mossor określił wschodnią granicę strategicznego tułowia Polski także na Sanie. W zachodniej części mieszkało więcej Polaków. Gdyby w skład naszego kraju po II wojnie światowej weszły Kresy, prędzej czy później na tamtejszym pograniczu wybuchłaby wojna domowa, podobna do tej, która w latach 90. miała miejsce na terenach byłej Jugosławii. Szczególnie biorąc pod uwagę naszą przeszłość jako imperium. Przesunięcie granic na zachód ułatwiło zrozumienie nam własnej roli jako średniego państwa w Europie. Nie mamy problemów z identyfikacją narodowościową. Przedstawiciele mniejszości narodowych o radykalnych poglądach są dobrymi obywatelami Polski. A wszelkie napięcia na tle narodowościowym widać na przykład w Przemyślu.

Jeśli zniszczenia wojenne Wrocławia były tak potworne, to może przegrywa on ze Lwowem pod względem architektury?
Lwów jest przepięknym miastem. Mamy tam perły architektury barokowej i słynną secesję lwowską. W przypadku Wilna - to prowicjonalne miasto rosyjskie. Jednak z tych trzech miast to właśnie Wrocław figuruje w każdej pozycji dotyczącej architektury, jaka wydawana jest na świecie. We wszystkich niemal podręcznikach znajdziemy Maxa Berga i przykłady wrocławskiego modernizmu, jak Halę Stulecia - Jahrhunderthalle i dawny dom handlowy Kameleon. I w tym przypadku Wrocław góruje nad Lwowem czy Wilnem. Wrocławianin odnajdzie się doskonale w Berlinie, który jest zbudowany bardzo podobnie do stolicy Dolnego Śląska. Lwowianin być może czułby się tam zagubiony, ale najpewniej idealnie dopasowałby się do atmosfery panującej w Wiedniu. Jedno, czego żałuję, to pomniki lwowskie, których część, zamiast do nas, trafiła do innych polskich miast. Oczywiście jeden z nich stoi u nas na Rynku - to pomnik hrabiego Aleksandra Fredry. Niestety, pomnik Jana III Sobieskiego "przechwycił" Gdańsk, a Tadeusz Kościuszko "wylądował" w Krakowie.

Czy więc na Kresach Wschodnich nie było żadnego przemysłu?
Na terenie Galicji w okresie międzywojennym mieliśmy Borysławsko-Drohobyckie Zagłębie Naftowe. A na przykład w samym Lwowie dominował przemysł skórzany i metalowy. Jednak moim zdaniem to miasto tak naprawdę straciło na tym, że w okresie międzywojennym przestało być stolicą prowincji. A tamtejszy przemysł nie mógł się równać z tym na Ziemiach Odzyskanych.
To może rolnictwo na wschodzie było bardziej efektywne niż na zachodzie?
Na Kresach Wschodnich w znacznej części mamy czarnoziemy, a więc doskonałe tereny do uprawy. Rolnicy mawiali, że na Wołyniu wystarczyło zasadzić nawet kamień, a "zakiełkuje". Z kolei na Polesiu chodzili łowić ryby kijami. Jak? Było ich tak dużo, że bez trudu ogłuszano kilka sztuk, które pływały przy brzegu. Ale to Wielkopolska dostarczała II Rzeczypospolitej więcej zboża. Z pamiętników wojskowych z Korpusu Ochrony Pogranicza wynika, że to oni mieli - jako pierwsi na Polesiu! - planowo sadzić drzewa owocowe, tworząc sady. Choć moim zdaniem ta opinia jest lekko przesadzona, to i tak pokazuje przepaść między wysoko zorganizowanym rolnictwem na zachodzie i zacofanym na wschodzie Polski.

A przestępczość? Większa była na Kresach Wschodnich czy na Dolnym Śląsku?
Myślę, że na Kresach. W okresie międzywojennym mieliśmy dwie słynne szkoły złodziei: warszawską i lwowską. Poza tym na Kresach Wschodnich kwitł przemyt i kombinowanie na granicy prawa. Przykładem jest nagminnie łamany monopol solny. Mieszkańcy kradli drewno, warzyli sól i dzięki temu podwyższali swój poziom życia niemal dwukrotnie. I zamiast wódki pili denaturat. Z kolei Wrocław, po Berlinie, był uważany za miasto dekadenckie. Wiele dodał do tego obrazu mój kolega, Marek Krajewski.

A co z nauką i kulturą?
No cóż, liczby mówią same za siebie: Wrocław miał więcej noblistów niż Lwów. Ale w tym przypadku możemy czuć się następcami Breslau i spadkobiercami Lwowa. Po wojnie stosowano przesiedlenia równoleżnikowe, co oznacza, że mieszkańcy Lwowa osiedlili się we Wrocławiu. To oni są matkami i ojcami naszej dzisiejszej nauki, szczególnie medycyny, prawa i nauk humanistycznych. Do nas trafiło Ossolineum i Panorama Racławicka. I to ta elita lwowska określiła wyobrażenie Polski o Wrocławiu.

Które z polskich ugrupowań politycznych w 1945 roku sprzeciwiało się przesunięciu granic na zachód?
W tej kwestii wszystkie partie polityczne były zgodne. Nawet Obóz Narodowo-Radykalny się na to zgadzał. W ramach Delegatury Rządu na Kraj działał m.in. Instytut Bałtycki, który zajmował się problematyką gospodarczą Pomorza i możliwościami jego zagospodarowania, gdy stanie się ono polskie. Dzięki temu rząd wiedział, jak zagospodarować Ziemie Odzyskane. Opisał to zresztą Andrzej Bolewski - profesor krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej i uczestnik rokowań w Poczdamie - w swojej książce "Z drogi do Poczdamu".

Więc ostateczny wybór: Wrocław czy Lwów?
Zacytuję marszałka Józefa Piłsudskiego "Polska jest jak obwarzanek - najlepsze po brzegach". I w okresie międzywojennym i teraz to powiedzenie jest prawdziwe. Kresy są piękne z niepowtarzalną przyrodą, ale poziom cywilizacyjny był tam niższy niż na wsi i miastach Dolnego Śląska. Nie należy zapominać o sentymencie, którym darzymy miejsca dzieciństwa. Dlatego też zapewne idealizujemy Kresy. Ale już i teraz we Wrocławiu wytworzyło się poczucie przywiązania. Kim jesteśmy? Wrocławianami. Powinniśmy pamiętać o niemieckiej przeszłości miasta, jak i o jego lwowskich korzeniach. A osobiście wolę Karkonosze i Kotlinę Kłodzką niż stepy kresowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska