Koszykarze z Wałbrzycha zawsze byli znani ze swojego charakteru. Górnik przed laty dwa razy zdobywał mistrzostwo kraju, a w czołówce ekstraklasy plasował się przez wiele sezonów. Niestety, ostatnio nadeszły ciężkie czasy. Co prawda przed dwoma laty Górnik zaliczył trwający dwa sezony epizod w ekstraklasie, ale teraz wylądował w pierwszej lidze, a gra na najwyższym szczeblu rozgrywek wciąż odbija się czkawką.
- Mamy zobowiązania z tego okresu, z których trudno się wywiązać. Ciągnie się to za nami, choć nie chcemy obciążać tym, co było, obecnej ekipy - mówi Janusz Kozłowicz, pełniący obowiązki prezesa spółki Górnik Wałbrzych S.A.
W ciężkich czasach koszykarze z Wałbrzycha pokazali jednak charakter także poza parkietem. Rezygnacja z pobierania wynagrodzeń to przecież sytuacja niespotykana w dzisiejszym sporcie, w którym bardzo liczy się "kasa". Przykładów na to jak bardzo, jest wiele. Wystarczy wspomnieć koszykarski Śląsk Wrocław, najbardziej utytułowany klub w kraju, który z powodu kłopotów finansowych wycofał się z ekstraklasy i zniknął z koszykarskiej mapy Polski.
- Nie chcieliśmy, by Górnik też przestał istnieć. Kiedy prezes powiedział nam, że sytuacja klubu jest tak trudna, że prawdopodobnie nie przystąpimy do rozgrywek, podjęliśmy we własnym gronie decyzję, że będziemy grali za darmo do momentu, aż sytuacja się poprawi. Poszliśmy do prezesa i powiedzieliśmy mu o tym - mówi Marcin Sterenga, kapitan drużyny.
Dodaje, że prezes był wyraźnie wzruszony.
- Nie spodziewałem się tego. Byłem zaskoczony, że taką decyzję podjęli także zawodnicy spoza Wałbrzycha - mówi Janusz Kozłowicz. - Poza tym, część z nich ma żony i dzieci. Zdaję sobie sprawę, że to była trudna decyzja dla całych ich rodzin - dodaje.
Informację o groźbie likwidacji klubu przekazano zawodnikom ponad tydzień temu, już w trakcie przygotowań do sezonu. Trenowali, zgrywali się, zżyli, a tu taka wiadomość.
- Oczywiście, najgorzej było z kolegami spoza Wałbrzycha. Nie spodziewali się takiej sytuacji - wyjaśnia Sterenga.
Okazało się jednak, że i przyjezdni, którzy stanowią prawie połowę 12-osobowego składu Górnika, postanowili ratować klub.
- W pierwszej chwili pomyślałem, że odejdę, ale zmieniłem zdanie, bo zżyłem się już z chłopakami - mówi Marcin Wróbel, pochodzący z Zielonej Góry. - Skończyły mi się już co prawda oszczędności, ale liczę, że rodzina trochę pomoże.
Trener drużyny, Arkadiusz Chlebda, który także zrezygnował z wynagrodzenia, jest dumny z tego, że przyszło mu pracować z taką grupą.
- Z tymi chłopakami wręcz chce się pracować. Myślę, że mimo problemów zajmiemy w lidze lepsze miejsce niż w poprzednim sezonie - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?