Kto wie, czy gdybym nie rozmyślała tak codziennie, nie doszłabym do wniosku, że jestem strasznie nieszczęśliwa. A przecież nie jestem. I na szczęście zawsze jest coś pilnego do zrobienia, co wytrąca mnie z pogrążania się w czarnych myślach, będących efektem stresu czy zmęczenia. I zawsze w końcu okazuje się, że w sumie jest dobrze. Jest dobrze nawet wtedy, gdy brakuje nam czasu, pieniędzy, gdy rozmaite sprawy nam się nie udają. Jest, dopóki jesteśmy zdrowi, możemy normalnie coś zjeść i wrócić do pracy, możemy się zwyczajnie pośmiać czy pokłócić z bliskimi, bo nie musimy o nich drżeć każdego dnia.
Skąd te wynurzenia o tym, co niby wszyscy wiemy? Postanowiłam o tym wszystkim napisać, bo w ostatnich dniach dzięki mojej pracy trafiłam w dwa miejsca, które uczą pokory, radości z tego, co się ma i doceniania każdej chwili. Najpierw w szpitalu przy Koszarowej, w poradni żywienia klinicznego spotkałam Kasię, która od 18 lat walczy o życie, bo na skutek choroby nie może jeść. Słuchałam o jej trudnej walce o życie i nie mogłam uwierzyć, ile cierpienia człowiek jest w stanie znieść. A potem zobaczyłam 24-letniego Bartka, głęboko upośledzonego, bardzo chorego chłopca i jego rodziców, którzy każdego dnia walczą o syna.
I jeszcze jedno miejsce. Przylądek Nadziei. Piękna, nowoczesna klinika dla dzieci chorych na raka. Dopóki nie było w niej dzieci, łatwo przychodziło oglądanie nowiuteńkich, ładnych wnętrz i supersprzętu medycznego. Gdy w poniedziałek w te świetne wnętrza karetki pogotowia przywoziły kolejno dzielnych pacjentów, małych, a czasem bardzo małych, widok stawał się trudny. Bo jak można spokojnie patrzeć na cierpiące, bezbronne maluchy, na ich zatroskanych rodziców, którzy miesiącami mieszkają z nimi w szpitalu?
Jedno i drugie miejsce to prawdziwe pola bitwy, gdzie toczy się walka o życie, gdzie bohaterowie - ludzie chorzy, ich rodziny oraz rewelacyjni, pełni poświecenia lekarze i pielęgniarki - toczą nieraz ciągnące się latami wojny o życie. Walczą po cichu, w bólu, strachu, bezsilności, a jednak nie poddają się i nie rezygnują, bo chcą żyć, bo chcą, by żyli ich bliscy i ich pacjenci.
Nie chodzi o tanie morały, ale o to, by raz na jakiś czas zatrzymać się i pomyśleć o tych, którym nie dane są zwykłe problemy. Pomyśleć, by docenić wszystko dobre, co się ma, i by choć odrobinkę wesprzeć tych, którzy toczą ciężkie walki i którzy w tych walkach często muszą zmagać się z niepotrzebnymi dodatkowymi trudnościami. Pomyśleć i pomóc tyle, na ile można, wpłacając nawet drobną kwotę na konto wspierających leczenie fundacji, oddając krew, a czasem tylko zmawiając modlitwę. Tak jak możemy, tak jak potrafimy, pomagajmy im, bohaterom, i przy okazji sobie samym.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?