Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W prokuraturze tuszowano sprawę znanego lekarza? Prokurator zasłabła

Marcin Rybak
fot. Janusz Wójtowicz
We wrocławskiej prokuraturze w tajemniczych okolicznościach zaginęły akta sprawy, w której postawiono zarzuty popełnienia błędu lekarskiego profesorowi Andrzejowi K., szefowi dolnośląskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego i kierownikowi kliniki ginekologii i położnictwa przy ul. Chałubińskiego we Wrocławiu. Miał przyczynić się do śmierci dziecka swojej pacjentki. Gdy sprawa zaginięcia akt wyszła na jaw, prowadząca śledztwo prokurator straciła przytomność. Trzy dni później, akta - również w tajemniczych okolicznościach - nagle się odnalazły. Wpłynęły do jednego z zakładów medycyny sądowej w Polsce. Prokuratura nie zdradza, o jakie miasto chodzi. Coraz więcej wskazuje na to, ze w prokuraturze Śródmieście doszło do brutalnej próby zatuszowania sprawy.

Profesor K. jest podejrzany od czterech lat. Od trzech akta miały być w Poznaniu w Zakładzie Medycyny Sądowej tamtejszej Akademii Medycznej. Tak sugerowały dokumenty, które znajdowały się w prowadzącej śledztwo prokuraturze Wrocław - Śródmieście. Ale w czwartek okazało się, że akt w Poznaniu nie ma. W ogóle tam nie dojechały. We Wrocławiu też ich nie ma.

Sprawa jest niecodzienna i bardzo tajemnicza. Najradykalniejsze hipotezy, jakie do nas dotarły, sugerują, że to nie bałagan ale próba zatuszowania sprawy profesora. Na taką ewentualność wskazywać mają fałszywe rzekomo dokumenty jakoby akta były w Poznaniu.

- Od kilku lat nie mam dostępu do akt tej sprawy - powiedziała nam Małgorzata Ossmann. - Pani prokurator mówiła mi, że one są w Poznaniu, potem, że w Warszawie wreszcie, że w Białymstoku. Przed kilkoma laty dziennikarka, opisująca moją sprawę, sprawdziła, ze w Poznaniu w zakładzie Medycyny Sądowej tych akt nie było. Pisałam skargi w tej sprawie już dawno temu do Prokuratury Apelacyjnej. Ostatnio nawet do Prokuratury Generalnej napisałam. Chyba dopiero to podziałało.

W czwartek - gdy rzecz cała wyszła na jaw - prowadząca śledztwo w tej sprawie prokurator Justyna D. straciła przytomność i trafiła do szpitala. Justyna D. była szefową działu śledztw we wrocławskiej Prokuraturze Rejonowej Śródmieście. Była, bo - po ujawnieniu skandalu - Prokurator Apelacyjny Dariusz Szyperski zdymisjonował ją. Zarządził też postępowanie dyscyplinarne. Ale decyzji o tym doręczyć pani D. nie można, bo jest na lekarskim zwolnieniu.

Od czwartku Prokuratura Okręgowa prowadzi śledztwo w tej sprawie. W piątek do późnego wieczora trwały przesłuchania m.in. prokuratorów i pracowników sekretariatu.

Dziś rano ujawniliśmy skandal w portalu GazetaWroclawska.pl Także też o 14.00 pokrzywdzona w tej sprawie Małgorzata Ossmann spotkała się z szefową Prokuratury Okręgowej Małgorzatą Boć-Orzechowską. W trakcie spotkania okazało się, że - poszukiwane od czwartku akta są. - Właśnie wpłynęły jednego z zakładów medycyny sądowej - mówi rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Małgorzata Klaus. Do jakiego? Tego pani rzecznik ujawnić nie chce. Nie jest to Poznań, gdzie wysłano je rzekomo w 2009 roku.

Do dramatu Małgorzaty Ossmann doszło w sierpniu 2007 roku. Jej dziecko umarło, bo lekarz z kliniki przy Chałubińskiego nie rozpoznał, że zaczął się poród. Zbyt późno rozpoczęło się cesarskie cięcie. Zagrożone było też życie pani Małgorzaty.

W 2008 roku eksperci z Poznania orzekli, że to co się stało w klinice przy ul. Chałubińskiego we Wrocławiu, to ewidentny lekarski błąd. Profesor K. i inny lekarz usłyszeli zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka. Później prokuratura posłała akta raz jeszcze do Poznania. Potrzebna była uzupełniająca opinia biegłych. Wtedy akta widziane były po raz ostatni.

- Trwa postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. Prokuratorzy z wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej prowadzą śledztwo - mówi rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Małgorzata Klaus. - Dziś poprosimy o przeniesienie sprawy poza okręg wrocławski.
Czy to prawda, że w tej sprawie fałszowano dokumenty sugerujące, że akta są w Poznaniu? - Wszystko będzie wyjaśnione w śledztwie - mówi Klaus.

Jak się dowiedzieliśmy w Okręgowym Sądzie Lekarskim w Krakowie, sprawa profesora Andrzeja K. została zawieszona do czasu prawomocnego zakończenia śledztwa i ewentualnego procesu przed sądem powszechnym. W ostatnich dniach wrocławska prokuratura zwróciła się do sądu lekarskiego o nadesłanie wszelkich dokumentów związanych ze sprawą profesora K. Wszystko dlatego, że - niezależnie od śledztwa w sprawie zagubionych akt - prokuratura postanowiła "odtworzyć" zagubione dokumenty.

Przed kilkoma tygodniami profesor K. został wybrany szefem dolnośląskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. Mimo ciążących na nim zarzutów oraz pomimo procesu przed sądem lekarskim w Krakowie. Do sądu - jak informowały niedawno media - profesor się nie zgłosił. Przedstawił zaświadczenie lekarskie.

- Jestem zdeterminowana, żeby sprawę wyjaśnić do końca - komentuje Małgorzata Ossmann. - Nie można kogoś skazywać na śmierć, a potem pełnić zaszczytne funkcje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: W prokuraturze tuszowano sprawę znanego lekarza? Prokurator zasłabła - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska