- Jestem stałą pasażerką pociągu relacji Trzebnica - Wrocław Główny. Pociąg ten spóźnia się niemal codziennie, niezależnie od pory roku i pogody. Najgorszy jest jednak sposób przewozu osób. Wsiadam na stacji Wrocław Psie Pole. Stacja ta stała się bardzo popularna zarówno wśród uczniów i studentów, jak również pracowników dojeżdżających do centrum Wrocławia. Bardzo często przyjeżdża jeden szynobus, w którym nie mieszczą się pasażerowie. Wewnątrz panuje bardzo, ale to bardzo duży ścisk, jest strasznie duszno, nie działa żaden nawiew, nawet w okresie jesienno-zimowym, gdzie ludzie są cieplej ubrani. Nie można zdjąć kurtki, ponieważ nie ma nawet jak jej trzymać. Warunki panujące w szynobusie są okropne. Jest gorąco i bardzo ciasno. Proszę uwierzyć, że już na stacji Wrocław Psie Pole ludzie nie mieszczą się do środka i zostają na peronie, czekając na inne połączenie. Bardzo proszę o wprowadzenie na tej trasie długiego pociągu, jednego długiego pociągu. Takie pociągi kursują w relacji Wrocław - Rawicz, Wrocław - Jelcz-Laskowice. Czasami koleje podstawiają pociąg składający się z dwóch sczepionych szynobusów, ale proszę uwierzyć, że nawet wtedy jest duży ścisk. Bardzo często słychać od kierowników pociągu, że dziś przyjechał tylko jeden skład, ponieważ drugi szynobus się zepsuł. W takich warunkach pracują też pracownicy Kolei Dolnośląskich, którzy najmniej winni sytuacji wysłuchują obelg od innych pasażerów – pisze do nas pani Agnieszka. Podobne mejle dostajemy codziennie. I to od kilku lat.
Jednotorowa linia kolejowa na odcinku Trzebnica – Wrocław Zakrzów była nieczynna przez wiele lat. Wreszcie w 2007 roku została przejęta od kolei przez samorząd województwa dolnośląskiego. Odcinek od Zakrzowa do stacji Wrocław Główny pozostaje w zarządzie spółki PKP PLK. We wrześniu 2009 r. ruszyły przejazdy pasażerskie, a w 2016 r. urząd marszałkowski wyremontował odcinek torów, co pozwoliło skrócić czas przejazdu pociągu.
Koleje Dolnośląskie, które realizują połączenia na wymienionej trasie, na początku października po raz kolejny odniosły się do problemu ogromnego tłoku w pociągu. Przewoźnik stwierdzał, że październik jest miesiącem badania frekwencji (tak jak kwiecień) i informował, iż poranny skład z Trzebnicy to podwójny dwuczłonowy szynobus spalinowy. Chyba że występują „zakłócenia ruchowe” lub awarie taboru, wtedy w trasę wyrusza krótszy skład. A w ogóle, jak wskazywał Przemysław Dorski z Kolei Dolnośląskich, to ile i jakie pociągi jeżdżą wynika z umowy Kolei z urzędem marszałkowskim, który jest właścicielem KD.
Zdjęcia ludzi ściśniętych w pociągu pokazaliśmy zatem Tymoteuszowi Myrdzie, wicemarszałkowi województwa dolnośląskiego. Czy mieszkańcy Trzebnicy to pasażerowie drugiej kategorii?
- Będziemy się starać, aby Koleje Dolnośląskie zwiększały liczbę połączeń oraz kierowały na linię pociągi o większej pojemności – odpowiada Tymoteusz Myrda i dodaje: - Przy obecnym natężeniu ruchu pasażerskiego w kolei aglomeracyjnej jest tak, jak w komunikacji miejskiej Wrocławia. Niezależenie od tego, ile autobusów czy tramwajów się podstawi, w godzinach szczytu zawsze może być tłok - mówi urzędnik.
Czytaj także:Przewrócony słup trakcyjny na ul. Hubskiej - sprawą zainteresowała się prokuratura
Dotychczas urząd marszałkowski informował, że rozwiązaniem bolączek będzie zakup taboru i zrobienie mijanki - tak by mogły wyminąć się na niej pociągi jadące do i z Trzebnicy (do miasteczka prowadzi bowiem tylko jeden tor). Jednak przetarg na sześć dodatkowych szynobusów do obsługi tej linii został unieważniony. Zresztą Myrda nie uważa, żeby brak taboru obecnie był główną przyczyną kłopotów z liczbą pasażerów.
Wydaje się, że w najbliższym czasie podróżni mogą także zapomnieć o mijance, zapowiadanej przez urząd marszałkowski już w 2016 r.
- Zobowiązuję się do tego, żeby w ciągu trzech tygodni od Kolei Dolnośląskich dostać szczegółową analizę tego połączenia i propozycję rozwiązania problemu. Jeżeli okaże się, że mijanka będzie rozwiązaniem tego problemu na lata, to będę próbował wprowadzić w przyszłym roku dokumentację potrzebną do zrobienia jej na linii Trzebnica – Wrocław Zakrzów – deklaruje Tymoteusz Myrda. A pytany, jak jego zdaniem funkcjonuje ta linia, przyznaje, że jest daleka od marzeń i mogłaby być lepsza.
Wicemarszałek podkreśla, że Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego sam niewiele może zrobić. Zdaniem Myrdy, problem zatłoczonych linii jest złożony: - To kwestia zakupu odpowiedniego taboru z oczekiwaną liczbą miejsc, kwestia infrastruktury, tego czy np. na wszystkich przystankach długość peronów jest wystarczająca, żeby przyjąć o wiele dłuższy skład pasażerski. PolRegio zapewnia nas, że chce odświeżyć swój tabor. KD również analizuje różne rozwiązania, czy to zakupowe czy wydzierżawienia pociągów. To też kwestia tego, gdzie dowieźć pasażera: Wrocław Główny wyczerpuje swoją przepustowość. Cieszy mnie tym bardziej, że PKP PLK opracowuje koncepcję wrocławskiego węzła kolejowego. Niestety, potrwa to około dwa lata. Ta koncepcja będzie przygotowywana, później zobaczmy czy na tej bazie powstaną odpowiednie projekty, a rząd będzie je chciał realizować. – mówi Myrda.
Koleje Dolnośląskie przewiozły o 2 mln pasażerów więcej w tym roku niż w poprzednim. Funkcjonowanie kolei na Dolnym Śląsku kosztuje 130 mln zł rocznie bez zakupów taboru.
Czytaj także:Zrewitalizowana linia Bielawa - Dzierżoniów. Kiedy pojadą nią pociągi
Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?