Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W piecu musi być 1480 stopni

Mariusz Junik
Regina Puchała przez 47 lat projektowała kryształy w Julii
Regina Puchała przez 47 lat projektowała kryształy w Julii Marcin Oliva Soto
Za granicą kryształy z Julii szły jak woda. Ich sława sięgała daleko poza Polskę. Były najpiękniejsze w Europie. Wielu kupowało kryształy jako lokatę kapitału. Dziś z czterech oddziałów huty został już tylko jeden - pisze Mariusz Junik

Maluch toczył się wolno po szosie w kierunku granicy z Bułgarią. Pani Bogusia i jej mąż, który był kierowcą, nerwowo obgryzali paznokcie. Za chwilę celnicy będą ich pytać, co wiozą w bagażniku.
- Nie mogliśmy powiedzieć, że wieziemy 10 kryształowych wazonów z Julii, bo by nam je zabrali - wspomina Bogusława Chabior z Jeleniej Góry, która w latach 70. i 80. ubiegłego wieku przemycała kryształowe wyroby wyprodukowane w hucie w Szklarskiej Porębie. Woziła je nie tylko do Bułgarii, ale też na Węgry i do Austrii. Zresztą, podobnie jak ona zarabiało na utrzymanie wiele dolnośląskich rodzin. Kupowali kryształy w polskim sklepie AGD i sprzedawali je kilkakrotnie drożej po przemyceniu do innego kraju.

Legalnie kryształy mogło eksportować tylko przedsiębiorstwo państwowe Minex. Za granicą kryształy z Julii szły jak woda, bo ich sława sięgała daleko poza Polskę. Były najpiękniejsze w Europie. Zdobywały medale na międzynarodowych konkursach i wystawach. Wielu kupowało kryształy z Julii jako lokatę kapitału. Dziś z czterech oddziałów huty został już tylko jeden, a wybitni hutnicy, którzy swoim kunsztem rozsławili region, poumierali.

Przydział ze zjednoczenia
Julia robiła tylko krótkie serie na specjalne zamówienia. Niewiele tu było masowej produkcji. Takiej jak kwadratowe karafki do whisky. Za granicą popyt na nie był bardzo duży.
- Żeby dostać przydział na 150 kilogramów masy szklanej, musiałam pisać podanie do zjednoczenia - wspomina dziś ze śmiechem 79-letnia Regina Puchała, projektantka kryształów w Julii. Przepracowała w hucie 47 lat i razem z nieżyjącym dziś mężem Aleksandrem zaprojektowała tysiące wzorów. Siedzieli godzinami we wzorcowni i wymyślali coraz to nowe.
- Często robiliśmy to w zupełnym amoku i bez opamiętania. Bo w szkle jest mnóstwo przypadku i ciekawy wzór mógł się pojawić znienacka - opowiada Regina Puchała.

Wzory kryształów, które miały być później sprzedawane w Polsce, musieli wozić do zatwierdzenia do Warszawy. Tak bardzo wrośli w pejzaż huty, że budynek wzorcowni, gdzie pracowali, zaczęto nazywać "Puchałówka". Ich dzieła pokazywano w galeriach całego świata, a nawet w największym muzeum szkła w Nowym Jorku (wazon Gracja). Umieszczono ich nawet w almanachu twórców europejskich. W ubiegłym tygodniu w Zaułku Szklarzy w Szklarskiej Porębie odsłonięto tablicę pamiątkową poświęconą Aleksandrowi Puchale.

Szły kufle i popielniczki
Zaułek znajduje się przy Leśnej Hucie, ostatniej działającej dziś hucie szkła, w której dmucha się szkło tradycyjną metodą sprzed 2000 lat.
- Na początku lat 90. dmuchaliśmy tylko kufle do piwa i popielniczki. To schodziło najlepiej - mówi Henryk Łub-kowski, który prowadzi Leśną Hutę od 21 lat wspólnie z żoną Małgorzatą.
Później przyszła moda na kolorowe szkło i takie turyści zaczęli masowo kupować. Wazony, misy, świeczniki, talerze - mimo że pamiątka, to użytkowa. Dziś podobają się jeszcze słoniki. Pan Henryk nauczył się zawodu pracując przez 6 lat w Julii. Teraz zatrudnia dwóch hutników. Jego syn Paweł przychodzi na nocki i pilnuje, aby piec nie wygasł. Bo szkło musi się w nim topić przez noc w temperaturze 1480 stopni. O 8 rano przychodzą hutnicy i zaczynają dmuchać.
- Najbardziej lubię dmuchać koniki, rybki i łabędzie - mówi Ryszard Majer, hutnik z dziada pradziadza, od 48 lat w zawodzie. Zbigniew Błażewicz, drugi z hutników, najbardziej lubi robić słonie i wiewiórki. Przyjechał do Szklarskiej Poręby 30 lat temu na wczasy i tu... został. Tak spodobała mu się praca w hucie.
- Trzeba dmuchać z ust, jak trębacz. Jeśli się dmucha z płuc, to rozedma murowana - mówi Henryk Łubkowski.
Jak dodaje, kocha to, co robi i ma nowe pomysły na szklane pamiątki dla turystów.

Doktorat "ze szkła"
Kiedy turyści przyglądają się, jak z rozgrzanej do czerwoności kuli powstaje salaterka, pan Henryk z zacięciem opowiada o historii leśnych hut. Pierwsze zapiski o ich istnieniu w okolicznych lasach pochodzą z 1360 r. Hutnicy sami budowali sobie małe prowizoryczne huty w środku lasu (drzewo do opału pieca), w pobliżu strumieni. Kiedy po kilku latach wycięli już wszystkie drzewa w okolicy, wówczas przenosili się w inne miejsce.

Ostatnią leśną hutę założono w 1754 roku w okolicach dzisiejszego schroniska Orle w Górach Izerskich. Orle z kolei dało początek pierwszej hucie z prawdziwego zdarzenia. Zbudował ją Franz Pohl na polecenie hrabiego Schaffgotscha. Została nazwana Josephine i zatrudniała najlepszych fachowców i projektantów wzorów dla form szklanych.

- Josephine przez dziesięciolecia była symbolem szlachetnego wyrobu sztuki szklarskiej, słynącego daleko poza granicami Polski - wspomina dr Stefania Żelasko, kustosz w Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze. Jako jedyna w kraju zrobiła doktorat "ze szkła".
Tylko do 25 lipca w Muzeum Karkonoskim można oglądać unikatową wystawę, którą przygotowała dr Żelasko. W jednym miejscu zebrano ponad 500 przepięknych oryginalnych kryształów wyprodukowanych przez Hutę Josephine. Tutaj są kielichy, które trafiały na stoły i dwory królewskie Europy. Jest też szklanica wykonana na olimpiadę w 1936 roku.

Grawerka z Dianą
Dziś ze szklarskich tradycji regionu czerpią także samorządy. W Piechowicach od trzech lat odbywa się dwudniowa impreza Kryształowy Weekend. Każdy może wtedy zobaczyć, jak wyrabia się lub graweruje szkło. Bo grawer to wymierający zawód. Zajmuje się tym tylko Małgorzata Sztabińska, która przepracowała w Julii 14 lat. Od 21 lat graweruje na własny rachunek w pracowni w Piechowicach.

- Moje wyroby są na całym świecie. Grawerowałam m.in. króla Tajlandii i księżną Dianę - opowiada Sztabińska.
W sklepach nadal można kupić kryształowe wyroby, jednak już nie są tak rozchwytywane jak kiedyś. Produkty pochodzą z innych hut, przeważnie czeskich, gdzie szklarstwo od lat jest jedną z ważniejszych gałęzi przemysłu.

Dziś na osiedlu Huta w Szklarskiej Porębie mieszka już tylko kilkoro dawnych pracowników Julii. Stojące obok budynki huty, która upadła pod koniec lat 90., niszczeją. Produkcję dawnej Julii podtrzymuje jedynie zakład w Piechowicach, który przed pięciu laty kupiła od syndyka firma Kolglass. Dziś zatrudnia 100 osób i produkuje kryształy według najlepszych wzorców sprzed lat. Doceniają to odbiorcy z krajów arabskich.

- Otwieramy się także na turystów, którzy mogą tu na żywo zobaczyć, jak dawniej produkowano szkło - mówi Agnieszka Blacheta z Julii w Piechowicach.
Bo tradycje szklarskie Karkonoszy tylko przygasły w latach 90. Teraz mają szansę się odrodzić.
Mariusz Junik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska