Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W kwestii lasów trzeba słuchać Polaka, a nie narzucać mu obce opinie

Robert Bagiński
Filip Kowalkowski
Pomysł, by z kompetencji państw członkowskich UE wyjąć nadzór nad lasami wywołuje w środowisku szczere oburzenie. Brak zgody na taką przyszłość polskiego leśnictwa jest powszechny wśród ludzi związanych z lasami. Ale nie tylko wśród nich, bo swobodne korzystanie z lasów jest częścią polskiego genotypu.

- Chodzi taką zmianę traktatów, aby pozbawić kraje członkowskie wyłącznej kompetencji zajmowania się lasami, wodą i gruntami – mówiła kilka dni na spotkaniu z mieszkańcami dolnośląskiej Góry, europoseł Anna Zalewska. Według byłej minister, tego typu pomysły zbliżają nas do utraty niezależności i suwerenności. – Można się śmiać, ale Komisja Europejska ma pod tym względem ambicje zarządzania niemal całym światem – dodała. Europoseł Zalewska, nie ma wątpliwości, że jeśli chodzi o gospodarkę leśną, to wiele unijnych państw powinno się uczyć od Polski, a nie odwrotnie.

- Polski model gospodarowania lasami jest najlepszy na świecie, a jeden nadleśniczy w Polsce jest posiadaczem wiedzy o lesie, której nie posiada cała rzesza młodych urzędników Komisji Europejskiej – mówi GL Pasquale Policastro, profesor prawa na Uniwersytecie Szczecińskim, członek Kolegium Lasów Państwowych, a także współtwórca i koordynator Światowego Centrum Zalesiania, które zajmuje się propagowaniem idei sadzenia drzew oraz krzewów wszędzie tam, gdzie jest to możliwe. – Ten pomysł, aby zawiadywać lasami we wszystkich krajach UE, brzmi jak ze Związku Radzieckiego – żartuje prof. Policastro.

Chodzi o to, że niespełna miesiąc temu, komisja ds. środowiska w Parlamencie Europejskim, zagłosowała za tym, aby zmienić Traktat Europejski i przenieść część kompetencji krajowych do tzw. kompetencji dzielonych z UE. Jednym z obszarów, który miałby zostać przeniesiony miałoby być właśnie leśnictwo. – Tam się pojawił pieniądz. Wszyscy chodzą z kredkami i malują, a pod stołem liczą pieniądze – dosadnie puentuje europarlamentarne zakusy środowisk liberalnych, europoseł Anna Zalewska.

Polska jest w europejskiej czołówce, jeśli chodzi o powierzchnię lasów. Lasy zajmują dziś 30 proc. powierzchni kraju, a cel jest taki, aby do 2050 roku, było to 33 proc. – Mało gdzie w Europie dba się o lasy tak bardzo, jak w Polsce – mówiła w Górze, minister Zalewska. W regionie Dolnego Śląska, lasy zajmują 560 tys ha., co daje 29 proc. w skali całego kraju. Najbardziej zalesionym regionem jest Lubuskie i tam też przemysł drzewny jest rozwinięty najbardziej.

– To nie jest dobry pomysł i mam nadzieję, że przepadnie. Gospodarze wiedzą najlepiej jak zarządzać swoim dobrem i robią to już od stu lat – mówi Sławomir Borzyszkowski, nadleśniczy z Lubuskiego. – Efekty naszej pracy chwalą w innych krajach – dodaje.

Polskie lasy jak NOKIA

Chociaż, jak wynika z sondażu Social Changes dla tygodnika wPolityce.pl, aż 77 proc. respondentów uważa pomysł za mocno nietrafiony, a nawet szkodliwy, niektórzy politycy zdecydowali się za nim w komisji PE zagłosować. Mowa m.in. Bartoszu Arłukowiczu i Ewie Kopacz z Platformy Obywatelskiej, a także Adamie Jarubasie z PSL. – Takie mają pomysły. To pokazuje, jak myślą o UE ci, którzy reprezentowali poprzedni rząd i co może się z Polską dziać w przyszłości – uważa Zalewska.

Wszystko w sytuacji, gdy to właśnie lasy są polską wizytówką oraz dobrem narodowym. - Lasy państwowe to polska NOKIA. Są modelowo prowadzone, proekologiczne i bioróżnorodne – mówi Przemysław Jarosik, dyrektor Technikum Leśnego w Starościnie, jednej z jedenastu tego typu uczelni w Polsce, która kształci kadry dla Lasów Państwowych. Bywał w innych krajach i rozmawiał o modelach zarządzania lasami. Jako dyrektor jednej z najlepszych szkół średnich o profilu leśnym w Polsce, zwraca szczególną uwagę na proces edukacji przyszłych leśników. – Ich profesjonalizm bierze się z tego, że jako jedyni na świecie mamy średnie szkolnictwo leśne. Potem są oczywiście studia i szkolenia, a to powoduje, że mamy najlepszą kadrę, z pewnością w Europie – tłumaczy dyrektor. Pytany o kluczowe atuty polskiego modelu organizacji leśnictwa, dyrektor Jarosik bez wahania odpowiada, że jest to ponad stuletnie doświadczenie polskich Lasów Państwowych oraz jej pracowników. – Cała struktura organizacyjna kształtowała się jeszcze w II Rzeczypospolitej i doskonale sprawdza się również w III RP. To jest ta największa wartość: doświadczenie i pamięć korporacyjna – dodaje. Jeszcze inną kwestię akcentuje nadleśniczy Borzyszkowski. – Ważne są mechanizmy finansowania, bo my finansujemy się sami i nie musimy chodzić z czapką po politykach, aby nam dołożyli. Wręcz odwrotnie, sporo danin i podatków płacimy do różnych budżetów wpłacamy – wyjaśnia.

- Dlaczego te lasy są dla UE takie ważne? – pyta retorycznie europoseł Zalewska. Po czym odpowiada. – Nie chodzi o ekologię, bo o to potrafimy zadbać dobrze sami. Oni widzą głównie pieniądze i o to tutaj chodzi – skonstatowała.

Czy zarządzanie lasami z pozycji Komisji Europejskiej jest w ogóle możliwe? Pytamy prof. Policastro, który tematykę zna nie tylko z fachowej literatury, ale przede wszystkim z osobistych kontaktów z leśnikami w Europie i na świecie. - Relacje między człowiekiem a przyrodą w różnych miejscach i krajach, układają się inaczej. Podobnie rozwój i historia gospodarki leśnej we Włoszech, Niemczech, Austrii, Francji czy Polsce, wykazują znaczne różnice – wyjaśnia profesor. Jego zdaniem, odpowiedzialność za przyrodę we własnym kraju, zawsze powinna pozostawać w gestii władzy bliskiej obywatelom, o charakterze stałym i uznanym. - Nie można zaprzeczyć, że tym podmiotem jest państwo, którego organizacja i instytucje mogą odnosić się do czasu życia lasu, a nie międzynarodowa organizacja, jaką jest UE – konstatuje Policastro.

Ekolodzy liczą pieniądze, ale drzew nie sadzą

Argumentami, którymi posługiwali się europejscy politycy, aby uzasadnić potrzebę przeniesienia leśnictwa z tzw. kompetencji krajowych do tzw. kompetencji dzielonych, były m.in.: rzekomo słaba ochrona obszarów „Natura 2000”, nadmierna wycinka lasów oraz manipulowanie cenami surowca drzewnego. Zdaniem rozmówców GL, te argumenty nie maja potwierdzenia w faktach i procedurach. - Gdybym ja wyciął chociaż o jedno drzewo więcej, niż mam zapisane w planie, to już dawno by mnie nie było – mówi nadleśniczy Borzyszkowski.

Wyjaśnia, że wycinanie drzew w lasach, to nie jest samowolka, ale precyzyjnie zaplanowany proces. Raz na 10 lat w każdym nadleśnictwie przygotowywany jest plan urządzania lasów. – To nie jest tak, że my sobie możemy ciąć, ile chcemy. To jest taka całościowa ocena poprzedniego planu z 10 lat, i na tej podstawie tworzony jest plan na kolejną dekadę – tłumaczy. Wszystko odbywa się w konsultacji ze społeczeństwem i wieloma instytucjami, a na koniec jest przesyłane do akceptacji przez Generalną Dyrekcję Lasów Państwowych oraz ministerstwo.

Nijak się to ma do tego, co głoszą ekolodzy, których opinie, apele oraz lobbing, nie były bez znaczenia przy podejmowaniu decyzji przez komisje w PE. Zwraca na to uwagę Pasquale Policastro i przypomina sprawę Puszczy Białowieskiej, gdzie ekolodzy wykonali bardzo złą pracę, a nie podejmowanie działań przez leśników, groziło jej zagładzie. Swoją propagandową działalnością udało im się zainteresować najważniejsze instytucje europejskie. – To wszystko było skonstruowane w oparciu o lobbing wpływowych środowisk w UE, a nie na podstawie analizy tego, co się tam działo i jakie aktywności słusznie podejmowały Lasy Państwowe – wyjaśnia.

Ten przekaz wzmacnia Tomasz Kalembkiewicz, nadleśniczy z Kłodawy. – To my jesteśmy tymi, którzy chronią polskie lasy, a nie ekolodzy. Ekolodzy nie sadzili lasów, gdy zostały zniszczone w Borach Tucholskich, ale martwili się o to, co się stanie z pieniędzmi – stwierdza. Podkreśla rolę leśników w edukacji dzieci i młodzieży, która odbywa się na skalę, jakiej nie jest w stanie przeprowadzić żadna organizacja ekologiczna w Europie. – Około pięciu tysięcy dzieci z którymi przeprowadziliśmy różne akcje w ubiegłym roku, to nie jest mało. Tylko przy nasadzeniach nowych drzew wzięło udział ponad tysiąc osób – wyjaśnia nadleśniczy Kalembkiewicz.

Na spotkaniu z leśnikami i mieszkańcami Góry, mówiła o tym również europoseł Zalewska. Podkreśliła niebezpieczną i szkodliwą rolę lobbystów w procesie tworzenia takich pomysłów. – Te wszystkie organizacje ekologiczne. Nie wiemy skąd mają pieniadze. Wiemy tylko, że Rosja przeznaczyła na łapówki w UE aż 300 milionów dolarów – dodała.

Las to praca dla setek tysięcy ludzi

Podporządkowanie leśnictwa aparatowi UE mocno zaburzyłoby całą gospodarkę leśną. Wokół lasów funkcjonuje cały system połączonych podmiotów, które bez siebie nie potrafią funkcjonować. To są m.in. zakłady usług leśnych tzw. ZUL-e, a więc firmy, które wycinają drzewa, transportują je z miejsca wycinki do miejsca składowania, sadzą nowe drzewa oraz wykonują różne prace pielęgnujące las np. wykaszanie chwastów na uprawach.

Z pracownikami jednej z takich firm udało nam się porozmawiać niedaleko Trzebnicy. – Ni ch...a, lasów nie oddamy! To wszystko przez tych sprzedajnych ekologów – mówi pan Kazimierz, pracownik ZUL-u. W lesie pracuje od 25 lat i nie wyobraża sobie innej pracy. Utrzymuje czteroosobową rodzinę. – Przecież my dbamy o las. Nie wycinamy tak sobie, ale to co można i wcale nie jest tego więcej niż kiedyś – mówi. Podpowiadamy mu, że za oddaniem lasów w ręce UE głosowała m.in. była premier Ewa Kopacz z PO. – No to już po nich. Zapamiętamy sobie tą partię, a jest nas wielu – irytuje się mężczyzna, któremu przytakuje sześciu pozostałych.

Przemysł drzewny, meblarski i papierniczy, to istotne branże w Polsce. - Genialność polega na tym, że mamy pięknie zadbane drzewostany – przyrodniczo i technicznie. Ten nasz zapas drewna jest bardzo cenny także dla przemysłu – mówi nadleśniczy Kalembkiewicz z Kłodawy, w Lubuskiem. W Polsce swoje fabryki mają potentaci z zakresu przemysłu drzewnego, znajdują się tu największe fabryki firmy IKEA. Tylko w ostatniej dekadzie firma ta zainwestowała w Polsce 1,5 mld złotych, także w odnawialne źródła energii, co wytąca ekologom z ręki argument, że podobne firmy nie są ekologiczne. Rozwój przemysłu był możliwy dzięki dobrej organizacji zarządzania polskimi i lubuskimi lasami.

- Naszą mocną stroną jest 100 lat doświadczenia i tyleż samo czasu, który poświęciliśmy na wypracowanie wielu dobrych rozwiązań rozwiązań – konstatuje nadleśniczy Kalembkiewicz. Mocno podkreśla, że przez te wszystkie lata leśnictwo było wyjęte z bieżącej dyskusji politycznej, nikt też nie wtrącał się w kompetencje ludzi, którzy zajmowali się tą branżą. – Tak było za komuny i w wolnej Polsce – dodaje. Jego słowa korespondują z oświadczeniem prof. Policastro, choć on stawia sprawę znacznie mocniej i w kontekście wydarzeń politycznych. - Instytucje Unii Europejskiej nie mają jeszcze niezbędnego doświadczenia, aby móc skutecznie zajmować się lasami – stwierdza.

Trzeba słuchać Polaka, a nie narzucać mu obce opinie

Można sobie wyobrazić, że po przejęciu części kompetencji nad leśnictwem przez instytucje UE, ograniczone zostanie swobodne z nich korzystanie. Jako powód, mogłaby posłużyć kwestia ich zabezpieczenia np. przed pożarami. Zamysły brukselskich urzędników nie są łatwe do odgadnięcia, ale argument ten już dzisiaj obala Policastro. – W Polsce pożary w lasach mierzymy w arach, no może kilkunastu hektarach. W krajach UE, takich jak Portugalia czy Hiszpania, to są już dziesiątki tysięcy hektarów – uzasadnia.

Jak wyjaśnia, jest to efekt dobrego zarządzania i dzielenia lasów na frakcje, a także budowania odpowiedniej infrastruktury przeciwpożarowej. – U nas, co kilka kilometrów jest wieżyczka obserwacyjna, bo lasy to jest nasze dobro narodowe i potrafimy je chronić – konstatuje. Po czym dodaje, że drugiej tak dobrej gospodarki leśnej jak w Polsce, nie ma nigdzie na świecie.– Trzeba słuchać Polaka leśnika, a nie narzucać mu poglądy innych, którzy nie mają takiego doświadczenia – puentuje.

- Lasami w Polsce zarządzają ludzie wykształceni i doświadczeni w swojej pracy. Co miałoby się stać z tymi fachowcami po przejęciu zarządzania nad nimi przez urzędników UE? – pyta Daniel Niekrewicz, były samorządowiec, a dzisiaj leśnik. – Pewnie eurokraci chcieliby ubrać ich w niedźwiedzie skóry i zrobić z nich przewodników po Puszczy Polskiej dla bogatych turystów z Niemiec i Francji. Jestem zwolennikiem UE, ale ten numer z lasami, to jakiś obłęd – dodaje.

Obniżanie wiarygodności: najpierw myśliwi, a teraz leśnicy

Są jednak obszary, gdzie współpraca w kontekście lasów i w ramach UE jest chwalona. – Na przykład uzgadnianie ochrony zwierząt – mówi Franciszek Jamniuk, prezes Koła Łowieckiego „Dzik” w Ownicach. – Jeszcze niedawno niektóre zwierzęta były pod ścisłą ochroną, ale tylko w Polsce. To rodziło poważne problemy – wyjaśnia. Jako przykład podaje bernikle kanadyjską, ptaka który początkowo był pod ochroną, ale w wyniku unijnych regulacji przestał nim być. – A ten ptak robił ogromne szkody – dodaje Jamniuk.

Według prezesa Jamniuka, współpraca myśliwych w tematach związanych z lasami daje pozytywne efekty, ale Lasy Państwowe żadnego dodatkowego nadzoru z UE nie potrzebują. – Gospodarka łowiecka też ma się dobrze, ale nie małą rolę odgrywają tu właśnie nadleśnictwa i leśnictwa. Ci ludzie nie potrzebują żadnej dodatkowej czapy – wyjaśnia. Zwraca uwagę na niegatywną rolę ekologów. – Ta ich działalność to pajacowanie nastawione na zysk, a nie na ochronę przyrody – dodaje.

Tu kluczową sprawą jest wiarygodność. Tak myśliwi, jak też leśnicy, padają często ofiarą nieuczciwych i niesprawiedliwych stereotypów, które kreowane są przez środowiska inspirowane ideologicznie. To efekt ideologicznych działań środowisk lewackich, które próbują narzucić swoją narrację wszystkim krajom UE - Tendencja jest niezbepieczna, ale ci ekolodzy nie robią tego tak od siebie. To jest zaplanowane działanie – mówi nadleśniczy z Ośna Lubuskiego. – Chodzi o to, aby zdyskredytować leśników, aby byli postrzegani negatywnie. Wtedy łatwiej będzie wszystko przeorganizować – mówi Borzyszkowski.

Europoseł Zalewska ostrzega

- Pierwsze próby rozpoczęły się już kilka lat temu – mówi o genezie zakusów UE na polskie lasy, europoseł Anna Zalewska. Pierwsze rekomendacje były takie, aby z publicznego dostępu wyłączyć 30 proc. lasów. Wtedy miało chodzić o chronienie tak zwanych pochłaniaczy dwutlenku węgla, co samo w sobie nie jest złe, gdyby nie abstrakcyjne zakazy.

- Wpadli też na pomysł, żeby zobowiązać kraje do tego, ile ich lasy mają pochłaniać dwutlenku węgla. W Polsce miało to być 38 mln ton, a w Finlandii, która jest zalesiona dwukrotnie bardziej niż Polska, tylko 7 mln ton. I nikt nie był w stanie wytłumaczyć tych dysproporcji, co oznacza, że nie było żadnych kryteriów, a chodziło tylko o pieniądze – opowiadała europoseł Zalewska. – Ostrzegam, na lasach się nie skończy i musimy być bardzo czujni, bo tu chodzi o naszą suwerenność – ostrzegła.

Kropkę nad i, stawia profesor Pasquale Policastro. – Suwerenność państwa nad zasobami naturalnymi jest zasadą zwyczajową w prawie międzynarodowym, a więc ma największą rangę – puentuje. W prawne niuanse nie bawi się Józef Feliński, który na co dzień pracuje w ZUL-u. – Łapy precz od polskich lasów dranie! – stwierdza na chwilę przed odpaleniem piły motorowej. Po czym odchodzi w jego głąb, mocno pod nosem bluzgając na polityków.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska