Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uważaj! We Wrocławiu mogą cię zastrzelić. Myśliwi: Trzeba śpiewać

Agata Wojciechowska
infografika: Maciej Dudzik
Mieszkańcom osiedli na obrzeżach Wrocławia włos się jeży na głowie: w pobliżu ich domów myśliwi strzelają do dzików i lisów. Polowań obawiają się też wrocławianie, którzy biegają, jeżdżą na rowerach i wyprowadzają psy na tereny rekreacyjne leżące tuż za granicą miasta. Myśliwi radzą, by koło ambon dać im o sobie znać. Na przykład... śpiewając!

- W czwartek, 15 sierpnia, podczas spaceru natrafiłem na polowanie - mówi Miron Chmielewski z Rakowa (gmina Długołęka), gdzie wrocławianie spędzają czas nad jeziorem. Kilkunastu myśliwych nad stawem urządziło sobie polowanie na kaczki, podczas gdy mieszkańcy okolicznych domów szli do świetlicy kościelnej, położonej właśnie nad tym zbiornikiem wodnym. - Myśliwi strzelali przez parę godzin. Czy to nie jest naruszanie miru domowego, jeśli w spokoju nie można spędzić święta na dworze, bo co chwilę podskakuje się od strzału? - pyta Chmielewski. - Gdy zwróciłem im uwagę, stwierdzili, że zachowuję się arogancko i przeklinam. A to ich arogancja sięgnęła zenitu. Gdy przyszedłem na miejsce już po polowaniu, na ziemi pełno było śmieci, w tym łusek i krwi. Tak właśnie świętowali cud nad Wisłą - dodaje.

Wokół Wrocławia ustanowiono kilkanaście okręgów łowieckich, które są dzierżawione przez różne koła. - Wrocław otoczony jest swoistym pierścieniem ochronnym - uspokaja Roman Rycombel, łowczy okręgowy z wrocławskiego zarządu Polskiego Związku Łowieckiego.

O usytuowaniu okręgów łowieckich decyduje sejmik województwa. Choć "wchodzą" one na tereny miejskie, to w granicach Wrocławia nie można polować. Ambony, które jeszcze w mieście pozostały, mogą być używane tylko do obserwacji. Wyjątek stanowią odłowy redukcyjne dzików i lisów wchodzących do miasta. Ale na te odstrzały potrzebne są specjalne pozwolenia.
Co z terenami łowieckimi, które graniczą z Wrocławiem i gdzie spędzamy czas wolny? Spacerujący muszą uważać. Myśliwi radzą, by koło ambon dać im o sobie znać. Na przykład... śpiewając!

Ambony wokół Wrocławia stawiane są przez koła łowieckie na obrzeżach lasów, w sąsiedztwie upraw rolnych, w miejscach, w których planuje się wycinkę czy w korytarzach migracyjnych. Tam nie brak żerujących zwierząt. Przepisy regulują, skąd myśliwy może strzelać. Przede wszystkim musi zachować bezpieczną odległość, czyli 100 m od zabudowań mieszkalnych. Czy to jest bezpieczny dystans? Bywa różnie. Są tragiczne pomyłki.

Tam, gdzie polują myśliwi, spacerują też wrocławianie. Czy są bezpieczni? Zapytaliśmy w wojewódzkiej policji o statystyki wypadków z udziałem myśliwych koło Wrocławia - policja od ręki nie dysponuje takimi danymi. Poluje się o zmierzchu, w nocy i o świcie. Osoby spacerujące wokół ambon mogą dać znać, że przechodzą obok, radzą myśliwi. - Może to być zanucenie piosenki czy zapalenie światła w komórce - mówi wrocławski łowczy Roman Rycombel. - Wtedy mamy pewność, że myśliwy odnotuje naszą obecność, ale to on ponosi pełną odpowiedzialność zastrzał - dodaje łowczy.

- Czyli gdy będę spacerowała z psem, muszę śpiewać, żeby nie zastrzelono mnie czy mojego zwierzęcia? To byłoby nawet śmieszne, gdyby nie było straszne - mówi wrocławianka Ela Roszkowska. Chodzi na spacery ze swoim psem Gabi w pobliżu ambon w rejonie Janówka.

Jak wyjaśnia łowczy, każde polowanie jest zapisane w książce wyjść. Ale przecież mieszkaniec nie ma możliwości sprawdzić, czy w sąsiadującej z jego osiedlem ambonie akurat przebywa myśliwy. Żeby mieć aktualną wiedzę, czy koło nas nie polują, musielibyśmy co chwilę dzwonić do łowczego...

Czytaj więcej na 2. stronie
Myśliwi twierdzą, że strzelając chronia mieszkańców przed dziką zwierzyną. Ale bezpieczniejszym sposobem byłoby odławianie, np. dzików - twierdzą ekolodzy. Lecz jest ono kosztowne, dlatego rzadziej się je stosuje. I stąd obecność myśliwych w okolicach miasta.

Ekolodzy zdają sobie z tego sprawę. - Nie może być jednak przyzwolenia na to, by traktować zabijanie zwierząt jako rozrywkę - tłumaczy Miron Chmielewski, inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Najgorsze są postrzałki, czyli postrzelenie zwierzęcia. Może ono konać kilkanaście godzin. Odstrzałem dzików czy lisów zagrażających ludziom powinni się zajmować profesjonalni myśliwi, a nie prezesi czy bankierzy, strzelający raz na rok - dodaje Chmielewski.

Jakie inne grzechy popełniają myśliwi? - Widziałem ich pijanych, wracających z polowania. Strzelali też do zwierzyny w kierunku domów - mówi inspektor TOZ. - Gdy widzimy coś niepokojącego, gdy może dochodzić do popełnienia przestępstwa lub wykroczenia, dzwońmy na policję - mówi Kamil Rynkiewicz z wojewódzkiej policji.

- Zawsze, gdy przejeżdżam rowerem koło ambony, przypomina mi się sytuacja sprzed lat, kiedy to myśliwi belgijscy pomylili dzika z żubrem - mówi Wojciech Haller, wrocławianin. - Mam nadzieję, że mnie nie pomylą. Tym bardziej że ostatnio zapuściłem brodę - nie traci humoru.

"Gazeta Wrocławska" z 2011 roku:

Myśliwi z Koła Łowieckiego "Ponowa" zorganizowali polowanie na dziki w Niemczy pod Dzierżoniowem. 40-letni Jacek W. siedział przyczajony w krzakach. Nagle, w odległości 100 metrów, zobaczył zarys postaci. Był przekonany, że to dzik. Nie zastanawiając się, przymierzył broń i strzeli. Wtedy rozległ się przeraźliwy krzyk. Okazało się, że trafił swoją żonę, która mimo reanimacji zmarła po kilkunastu minutach. Z pomyłkami myśliwych mamy do czynienia w całej Polsce. Np. koło Torunia jeden z nich zastrzelił kobietę zbierającą kukurydzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Uważaj! We Wrocławiu mogą cię zastrzelić. Myśliwi: Trzeba śpiewać - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska