Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ułuda wolności absolutnej

Hanna Wieczorek
W Karczowiskach (Legnickie) boją się, że kopalnia odkrywkowa zniszczy środowisko i obniży wartość nieruchomości
W Karczowiskach (Legnickie) boją się, że kopalnia odkrywkowa zniszczy środowisko i obniży wartość nieruchomości Fot. Piotr Krzyżanowski
W Polsce zachłysnęliśmy się "świętym prawem własności" i wydaje nam się, że możemy działać wyłącznie według własnego widzimisię. Z dr. Andrzejem Ferensem, wrocławskim politologiem, rozmawia Hanna Wieczorek

Co Pan zrobi, jeśli do drzwi zapuka urzędnik i powie: "Proszę się pakować, bo tutaj budujemy ulicę dojazdową do stadionu". Potulnie się Pan spakuje i wyprowadzi?
Skądże. Będę walczył, sprzeciwiał się tej decyzji, aż dojdę do momentu, kiedy legalna władza wywłaszczy mnie w drodze przymusu. Oczywiście, wywłaszczenie musiałoby być zgodne z prawem i łączyć się z odszkodowaniem, które pokryłoby nakłady poniesione przeze mnie.

To przypomnijmy: ponad rok trwały boje władz Wrocławia z Danutą Krzywdą o działkę na Maślicach w pobliżu stadionu budowanego na Euro 2012. Magistrat chce zbudować tam parking dla autokarów i drogę. Miasto - na podstawie przepisów specustawy o Euro 2012 - wywłaszczyło w ubiegłym tygodniu rodzinę Krzywdów, nadal jednak nie ma porozumienia w sprawie wysokości odszkodowania za grunt.
To naturalne, że każdy, kto jest przedmiotem takiego działania ze strony władzy, buntuje się i stawia opór. Dzieje się tak zresztą nie tylko wtedy, kiedy niedogodności odczuwa pojedynczy człowiek. Podobnie jest, kiedy dotyczy to jakiejś społeczności lokalnej, na przykład mieszkańców jednego osiedla czy gminy.

Przyzna Pan jednak, że rzadko wywłaszcza się mieszkańców całej wsi, a co dopiero mówić o gminie.
Tak, ale społeczność lokalna może buntować się nie tylko przeciw wywłaszczeniu, lecz również przeciwko kłopotliwemu sąsiedztwu - ruchliwej drogi, spalarni odpadów czy linii energetycznej. W socjologii takie zjawiska określa się NIMB.

To znaczy?
Not in My Back Yard, co możemy przetłumaczyć "tylko nie na moim podwórku". A więc, nowoczesne drogi są potrzebne, jednak niekoniecznie obok naszego domu.

Aha, złorzeczymy ekologom, którzy protestują przeciwko obwodnicy przez Dolinę Rospudy, ale kiedy podobna ma biec pod naszymi oknami to biegniemy do "zielonych" i razem z nimi szukamy chronionych kwiatków, żab czy owadów?
Tak. I tu właśnie dochodzimy do drugiej strony medalu, czyli zderzenia emocjonalnej obrony swojej własności z działaniem w imię interesu społecznego. Przecież od momentu, kiedy ludzie zaczęli żyć w zbiorowościach i podjęli działania w wymiarze ponadjednostkowym, adresowane nie tylko do ich czysto prywatnych oczekiwań i dążeń, pojawiła się kategoria "dobra publicznego". Dzisiaj używa się nawet określenia "inwestycja dobra publicznego".

Ale przecież mnie nie obchodzi, czy zostanę wywłaszczona z domu z powodu budowy drogi czy też będę musiała się wynieść, bo na mojej działce ma stanąć wesołe miasteczko!
Rozumiem protest przeciwko lokalizacji drogi, spalarni, niechęć do opuszczenia domu, w którym mieszkamy od urodzenia. Jednak musimy zastanowić się, czy przedsięwzięcie, z którym walczymy, jest potrzebne. Bo stawiając na pierwszym miejscu prawo własności pojedynczego obywatela, możemy doprowadzić do absurdalnych sytuacji. Może się okazać, że nie da się nic zrobić, ponieważ zawsze ktoś będzie protestował. I nie można zbudować wodociągu, kanalizacji, zbiornika przeciwpowodziowego, bo zawsze znajdzie się choć jeden człowiek, który uzna, że jego interes został naruszony.

Na szczęście, niewielu z nas może spotkać taki koszmar, jak wywłaszczenie.
Przeciwnie, wydaje mi się, że potencjalnie może to dotknąć każdego z nas. Nawet jeśli ktoś buduje dom na obrzeżach miasta, a przed kupieniem działki dokładnie przestudiuje plany zagospodarowania przestrzennego i jest pewny, iż nic mu nie zagraża, zawsze może się dowiedzieć, że zostanie wywłaszczony. Bo nagle okaże się, że tam, gdzie kupił działkę, będzie biegła linia kolejowa, obwodnica czy nowa autostrada.

Tak się ciągle zastanawiam, czy możemy sztywno określić, kiedy nasz jednostkowy interes musi przegrać z dobrem publicznym?
Nie wyobrażam sobie, że powstaje spis takich przypadków. Trudno określić twarde, bezwzględne granice dobra publicznego i interesu jednostki, pozwalające ustawowo rozstrzygać czy na przykład wywłaszczenie jest konieczne. To nie jest sprawa, którą można mechanicznie przesądzić. Decyzja powinna zapadać po rozpatrzeniu wszystkich okoliczności i warunków.

Ale co to znaczy "wszystkich okoliczności i warunków"? Rezygnujemy z inwestycji, ponieważ droga będzie biegła pod oknami jakiegoś VIP-a i nie chcemy zawracać mu głowy przeprowadzką? Albo pozwalamy na więcej, choćby na wy-budowanie domu na wałach przeciwpowodziowych?
Skądże. Ale załóżmy, że projektanci wytyczyli przebieg jakiejś drogi i okazuje się, że na miejscu naszego domu ma stanąć bardzo potrzebny parking. My jednak nie zamierzamy opuścić naszej własności i żądamy, by sprawdzono, czy nie ma innych możliwości zaprojektowania tej drogi i towarzyszącej jej infrastruktury. Władza szuka alternatywnych tras.

Niech Pan mnie nie rozśmiesza. Kto się przejmie moim protestem, jeśli władza ma w ręku takie narzędzie, jak przymusowe wywłaszczenie?
A tu się pani myli. Coraz częściej kłopotliwe inwestycje poprzedzają negocjacje, które mają doprowadzić do zawarcia ugody ze społecznością lokalną lub pojedynczymi właścicielami gruntów. Ta praktyka to nie jest nowy pomysł - takie rokowania prowadzi się na całym świecie. Jeśli nie uda się zawrzeć ugody, ostateczne warunki ustala sąd.

Wróćmy do negocjacji. Władza występuje w roli dobrego wujka i wytycza inną trasę?
Sprawdza, jakie są alternatywy i może okazać się, że z różnych powodów nie da się inaczej zaprojektować drogi lub alternatywne rozwiązania są tak drogie, iż w efekcie inwestycja przestaje być opłacalna. Wtedy kończy się faza negocjacji.

To jak to jest: władza ma zawsze rację?
Spór o to, co jest ważniejsze - prawo własności i interes obywatela czy też "dobro publiczne" - toczy się od dawna. Jedni podkreślają rolę i znaczenie jednostki, jej praw i twierdzą, że są one nadrzędne. Natomiast komunitarianie (komunitaryzm: nurt w filozofii polityki podkreślający ważność i wartość wspólnot w społecznym życiu człowieka - przyp. red.) mówią: owszem, jesteśmy indywidualistami, ale w pewnych sytuacjach jednostki łączą się i wtedy interes publiczny jest najważniejszy.

A Pan którą stronę bierze?
Uważam, że interes publiczny zdecydowanie jest ponad interesem indywidualnego człowieka, pojedynczego obywatela.

W Europie komunitarianie pewnie są w odwrocie?
I tu też się pani myli. We Francji, Niemczech i krajach skandynawskich interes publiczny jest bardzo istotny. Państwa te mają o wiele dłuższą tradycję demokratyczną czy szerzej - tradycję związaną z praktykowaniem praw i wolności obywatelskich. Jednak to właśnie tam obowiązuje kategoryczny zakaz dowolnego dysponowania przestrzenią.

To znaczy, że nie możemy budować tego, co chcemy?
Tak, reżimy architektoniczne, zapisy planowania przestrzennego, są tak skonstruowane, że obywatel do pewnego stopnia jest bezbronny. Ma ograniczone prawo dysponowania swoją własnością - czyli gruntami. Na własnej działce nie może postawić byle czego, musi wszystko uzgodnić, a projekty dostosować do przepisów. Jeśli i tak postawi, co mu w duszy grało, dostanie nakaz przywrócenia nieruchomości do stanu zgodnego z prawem. Zapłaci też słoną karę, ale co ciekawe - nikt tego nie kwestionuje. To w Polsce tak się zachłysnęliśmy "świętym prawem własności", że wydaje nam się, że daje nam ono możliwość działania zgodnie z naszym interesem, według własnego widzimisię. Trochę w myśl zasady "szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie".

Absolutnej wolności nie ma?

Nie ma, zawsze jest reglamentowana. Nawet w liberalnych systemach anglosaskich władza nie cacka się z obywatelami, którzy nie chcą się podporządkować interesowi publicznemu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska