Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukraiński obóz pracy pod Wrocławiem? Zamiast dostać wypłaty, mieli do spłaty dług

Marcin Rybak
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Pixabay
Normalna firma budowlana zatrudniająca pracowników z Ukrainy czy obóz pracy przymusowej, w którym zatrudnionym zabierano dokumenty, nie wypłacano pensji, a jeśli płacono, to grosze? Do tego system kar, przez który to ludzie winni byli pieniądze pracodawcy, a nie odwrotnie. Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu oskarżyła w tej sprawie kobietę mieszkającą w podwrocławskiej miejscowości o „handel ludźmi”.

Oleksandr B. trafił do Wrocławia jesienią 2014 roku. Od razu zabrano mu paszport. Wypłata? Kiedyś dostał kopertę, w środku pusto. Na kopercie napisano: „minus 236 złotych”. Okazało się, że to on jest winny pieniądze firmie, która go zatrudniała. W ciągu dwóch miesięcy pracy od czasu do czasu dostawał zaliczki, łącznie 1 tys. zł.

To jedna z ofiar systemu, który - jak twierdzi prokuratura - stworzyła Agnieszka G.

Agnieszka G. od 2014 r. do 2016 r. miała sprowadzać do pracy Ukraińców. Obiecywano im legalną pracę, mieszkanie i dobre warunki zatrudnienia. Zaraz po przyjeździe do Polski zabierano im paszporty. Zakwaterowano w trudnych warunkach - na przykład jedenaście osób w dwupokojowym mieszkaniu. Spali na materacach, czasem bez pościeli.

Niektórzy zaskoczeni dowiadywali się, że są pracodawcy winni pieniądze. Dlaczego? W ten sposób kobieta uzależniała od siebie Ukraińców. Mówiono im na przykład, że zaciągnęli pożyczkę na mieszkanie, na kupno odzieży roboczej, na szkolenia BHP czy badania lekarskie. Był też system kar za „przewinienia”.

- Na przykład za to, że ktoś nie odebrał telefonu od szefowej - mówi nam osoba znająca szczegóły sprawy. 1500 zł kary groziło za opowiadanie, że Agnieszka G. nie płaci swoim pracownikom. Kara 5000 zł groziła temu, kto chciałby zmienić pracodawcę.

Mykola V. pracował na przełomie października i listopada 2014 r. Miał w tym czasie dwa dni wolnego. Stracił przytomność z wysiłku. Gdy zakomunikował, że odchodzi, usłyszał od szefowej, że będzie wywieziony do lasu, gdyby powiedział komuś, że ona nie płaci pensji.

Arina przyjechała do pracy z mężem. Nie chciała oddać paszportu firmie. Zażądano od niej 200 zł za siebie i męża. Mieszkała w ciężkich warunkach: przeludnienie, utrudniony dostęp do kuchni, łazienki i toalety.

Takie historie opisuje akt oskarżenia wysłany niedawno do sądu przez wrocławską Prokuraturę Okręgową. Agnieszka G. jest oskarżona o dwadzieścia przestępstw. Siedemnaście to zarzuty „handlu ludźmi”, czyli bardzo poważne przestępstwo. Gdyby sąd zgodził się z wersją oskarżenia, kobiecie groziłoby nawet 25 lat więzienia.

Oskarżona miała kontrolować pracę trzech firm budowlanych. Formalnie nie była ich właścicielką, należały do trzech różnych mężczyzn. Ale śledczy utrzymują, że to fikcja. Ci mężczyźni o rzekomo swoich biznesach nic nie wiedzieli. Dostawali po 150-200 zł tygodniowo.

Agnieszka G. miała być „pełnomocnikiem”. Ona sama przekonywała w śledztwie, że w każdej z tych firm była jedynie pracownikiem biurowym. Nie miała wpływu na sposób zatrudniania pracowników i na to, jak byli do pracy rekrutowani. Nikomu nie zabierała paszportu.

Na trop tej historii wpadli funkcjonariusze straży granicznej, zaalarmowani przez jedną ze współpracowniczek Agnieszki G.
Kiedy pracownicy zaczęli składać wyjaśnienia, od razu wyrzucano ich z mieszkań. A kobieta, która zawiadomiła straż graniczną, miała być straszona tym, że „są ludzie, którzy się nią zajmą”.

Agnieszka G. czuje się całkowicie niewinna. Jej zdaniem jest raczej ofiarą nagonki. Kiedy się z nią skontaktowaliśmy, obiecała nam, że przedstawi swoją wersję wydarzeń, jednak na umówione spotkanie nie przyszła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska