Karolina Kowalkiewicz wcale nie musiała zostawiać werdyktu sędziom, bo kilka razy była blisko znokautowania swojej rywalki. Ostatecznie jednak do tego nie doszło. Ale sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości, bo i nie mogli mieć. Zgodnie punktowali na korzyść naszej reprezentantki - 30:27.
- Nie wiem za bardzo, jak wyglądała walka, bo jej nie pamiętam - śmieje się Kowalkiewicz. - Ale czułam, że kilka razy byłam blisko zwycięstwa przed czasem. Niemniej jednak, nie chciałam się podpalać, a raczej trzymać się planu na walkę.
Kowalkiewicz wreszcie mogła powalczyć w UFC przed własną publicznością. To zdecydowanie dobrze na nią działało. A po pojedynku Polka nie kryła wzruszenia.
- To jest coś niesamowitego walczyć przed własną publicznością. Nie mogę nawet opisać tego, co w tym momencie czuję i co czułam, będąc w oktagonie. Jestem bardzo wzruszona i chyba zaraz się rozpłaczę - powiedziała ze łzami w oczach Kowalkiewicz.
Niemniej jednak, w Ergo Arenie ciążyła na naszej zawodniczce presja. Po dwóch porażkach z rzędu w UFC, Kowalkiewicz nie mogła pozwolić sobie na kolejną.
- Nigdy nie czuję presji przed walką, a to dlatego, że robię to, co kocham. Czuję presję tylko wtedy, kiedy jestem na diecie i nie mogę jeść ciasteczek - tłumaczyła z uśmiechem.
A jakie są najbliższe plany Polki?
- Na razie marzy mi się kilka dni wakacji. A potem? Chciałabym walczyć z Jessicą Andrade. Ona wcześniej zarzucała mi, że odmawiam z nią pojedynku. To nieprawda! Nigdy nie odmówiłam takiej walki. Ja po prostu nigdy nie dostałam oferty. Ale nie ma żadnego problemu - zróbmy to. Jestem gotowa na walkę z nią - dodała.
Martin Lewandowski przed KSW 40 w Dublinie: Nie bagatelizujemy Ofelii
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?