13-letnia Ania i 14-letnia Natalia, wrocławianki, które uczestniczyły w rejsie żaglowca "Chopin", wrócą do domów. Oprócz nich Anglię opuści grupa pozostałych 34 gimnazjalistów. - Córka nie chce wracać, boi się, że rejs nie będzie kontynuowany - mówi Andrzej Wilk, tata Ani.
Młodzież i jej opiekunowie tydzień temu trafili do portu w Falmouth po tym, jak podczas sztormu żaglowiec stracił dwa maszty. Rejs odbywał się w ramach "Szkoły pod żaglami". W styczniu załoga miała dotrzeć na Karaiby.
- Na czas naprawy dzieci powinny wrócić do Polski. Potem znów ruszymy na wielkie wody - twierdzi kpt. Krzysztof Baranowski, założyciel szkoły.
Czemu? - Jest takie powiedzenie, że w portach statki gniją, a załogi schodzą na psy - żartuje kapitan.
Faktem jest, że dzień młodej załogi był wypełniony po brzegi. - Pobudka, gimnastyka, kilka godzin lekcji, sprzątanie, wachty - relacjonuje słowa córki Andrzej Wilk. Organizatorzy obawiają się, że nadmiar wolnego czasu źle wpłynie na dzieci.
Naprawa "Chopina" może potrwać nawet kilka tygodni. Gdyby odbywała się w Polsce, podróż mogłaby być dla młodzieży niebezpieczna. Jeśli okrętem zajmie się stocznia angielska, trudno powiedzieć, gdzie uczniowie mieliby się podziać: przebywać pod pokładem (o ile byłaby na to zgoda) czy w schronisku - ale kto by za to zapłacił? Dlatego autokary z młodymi żeglarzami przyjadą prawdopodobnie już pod koniec tygodnia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?