Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tyczkarz Robert Sobera: Pracusiem to ja nie jestem

Wojciech Koerber
Robert Sobera w ciągu miesiąca poprawił się o... pół metra.
Robert Sobera w ciągu miesiąca poprawił się o... pół metra. Karolina Misztal
Z 22-letnim tyczkarzem Robertem Soberą (AZS AWF Wrocław), szóstym zawodnikiem halowych mistrzostw Europy w Goeteborgu, studentem drugiego roku na wrocławskiej AWF, rozmawia Wojciech Koerber

Z wynikiem 5,71 to już chyba można się na wrocławskim Rynku pokazać i gdzieś w ogródku usiąść. Czy może nie zamierza Pan spoczywać?

Mam nadzieję na wyższe skakanie, choć - póki co - z pewnością zaskoczyłem również sam siebie, bo nie czułem się na tyle mocny. W zasadzie zupełnie odpuściłem trening w ostatnich dwóch tygodniach poprzedzających mistrzostwa Europy. Trener zafundował mi takie zajęcia wyciszające i w sumie nie byłem świadom swojej formy.

Jak widać, co cieszy, duże imprezy Pana nie przytłaczają, a wręcz przeciwnie - dodają i skrzydeł, i centymetrów. Dwa tygodnie wcześniej podczas HMP w Spale uzyskał Pan rekord życiowy 5,50, a w Goeteborgu dorzucił do tego wyniku aż 21 cm.

Zgadza się, mobilizacja, koncentracja i adrenalina zrobiły swoje. A była to moja pierwsza impreza mistrzowska. Wśród seniorów, bo chociażby w 2010 roku startowałem na mistrzostwach świata juniorów w kanadyjskim Moncton, gdzie byłem czwarty z rezultatem 5,30. Czy dużo zabrakło do podium? Niewiele, ponieważ prawie pokonałem wysokość, która dawała medal. Zresztą ten medal bym miał, gdyby sędziowie nie dali powtórzyć próby Włochowi. Zrobili to jednak, bo - jak się okazało - stojaki miał ustawione inaczej niż zadysponował.

Ma Pan do tej konkurencji spory talent czy raczej talent do pracy? Paweł Wojciechowski został w wieku 22 lat (tyle skończył Sobera 19 stycznia) mistrzem świata seniorów.

Ja, niestety, do pracusiów nie należę. Nie lubię się męczyć i muszę się zmuszać do większego wysiłku. Krótko mówiąc - nie zostaję po treningach, by coś dorobić. Ale tę zimę przepracowałem bardzo ciężko. Naprawdę bardzo się starałem.

I efekty pojawiły się błyskawicznie. Letni sezon 2012 skończył Pan przecież z życiówką 5,42 (27 maja, Sopot). A dziś poprzeczka wisi już bez mała 30 cm wyżej.

To prawda, choć pierwsze tegoroczne starty trochę mnie podłamały i brakowało motywacji do treningu. Po prostu miesiąc temu na zawodach w Spale skoczyłem tylko 5,20.

Zatem w ciągu miesiąca poprawił się Pan o pół metra z haczykiem!

Dokładnie. O 51 cm. Ktoś my pomyślał, że to doping. A to po prostu głowa się odblokowała i zaczęła pracować jak należy.

W Spale, na HMP, zdobył Pan srebro, bo złoto wziął Piotr Lisek (OSOT Szczecin). Obaj uzyskaliście po 5,50, tyle że rywal w Goeteborgu został na tym właśnie poziomie. Zdaje się, że PZLA nie musiał zabierać Was do Goeteborga.

Złoto przegrałem próbami i była to moja druga porażka z Piotrkiem. Zresztą druga w tym roku. Wcześniej to ja zwyciężałem. Najważniejsze, że jest progres, bo - jak Pan wspomniał - na stadionie skakałem przed rokiem 5,42, a w hali 5,30. Ta przepracowana zima przynosi jednak efekty. No i fakt, że związek dał nam obu szansę. W końcu minimum wynosiło 5,60. Działacze uznali jednak, że skoro obaj jesteśmy jeszcze młodzieżowcami, to powinniśmy do Goeteborga lecieć. Po naukę i doświadczenie.

Długo trenuje już Pan tę konkurencję?

Siódmy rok. Wcześniej była akrobatyka, która wyrabia koordynację ruchową.

To często naturalnie przejście - z akrobatyki czy gimnastyki do tyczki właśnie. Ktoś Panu zaplanował taki scenariusz czy wyszło przypadkiem?

Przypadek, mój nauczyciel wf-u z gimnazjum pchnął mnie w tę stronę, gdy dowiedział się, że trenowałem akrobatykę. Skierował mnie do trenera Dariusza Łosia, który wcześniej zajmował się wielobojami, ale od pewnego czasu poważnie postawił na tyczkę.

I jest Was we Wrocławiu więcej?

Na pewno trzeba wymienić 18-letnią Paulinę Hnidę (MKS MOS Wrocław), która w Spale zdobyła srebro halowych mistrzostw Polski (3,90). Poza tym to mistrzyni Polski juniorek.

No i dziewczyna z niezwykle usportowionej rodziny. Tata Artur to były koszykarz, a obecnie masażysta siatkarek Impelu Wrocław. Gdy chodzi o dziadków, Władysław Pałaszewski jest legendarnym trenerem siatkarzy Gwardii, z którymi sięgał po tytuły mistrza Polski, a Jerzy Hnida - również byłym koszykarzem.
To prawda. Jest też u nas syn trenera Łosia, skacze 5,10, choć on jest już nieco starszy.

Co zapewnia Panu związek?

Opłaca zgrupowania, przygotowania, wyjazdy. Do ręki nic nie dostaję.

Szóste miejsce na HME to motywator do pracy.

Nie da się ukryć. Przed konkursem eliminacyjnym stwierdziliśmy z Piotrkiem, że szans na finał nie ma, a jednak się udało. Ostatnią próbę przeniosłem nawet z 5,76 na 5,81, bo nie miałem nic do stracenia, a ta wysokość dałaby srebrny medal. Te próbę jednak tylko przebiegłem. Byłem zmęczony eliminacjami, w których sporo musiałem się naskakać.

Klubowy trener był z Panem?

Nie. Podczas całego wyjazdu pomagał mi trener Kaliniczenko.

Widział Pan próbę Renaud Lavillenie na 6,07? Poprzeczka została na stojakach, tyle że na tzw. wąsach. Zatem w myśl regulaminu sędziowie jej nie uznali.
Widziałem. Pech i tyle. Przy mojej próbie na 5,70 poprzeczka również podskoczyła, ale została na bolcach. Widać było, że Francuz jest w wielkim gazie.

Zaimponował mi. W zeszłym roku zdobył złoto IO, ME i HMŚ. Niby nasycony, a skakał z ogromną determinacją.

Na pewno przygotowywał się do tej imprezy. Miałem okazję mu pogratulować, on natomiast pogratulował mi życiówki. Zamieniłem też kilka zdań z Niemcem Raphaelem Holzdeppe, bo chciałem pożyczyć od niego tyczkę. Nie pożyczył mi jednak. Moje przyszły przed mistrzostwami zbyt późno, więc skakałem na tyczkach Piotrka, nieco twardszych.

Jaki plan na lato?

Z trenerem Łosiem porozmawiam dopiero po jego powrocie ze zgrupowania. Na pewno będę się starał wygrać młodzieżowe mistrzostwa Europy w fińskim Tampere (lipiec). To kategoria poniżej 23 lat, zatem przede mną ostatni sezon wśród młodzieżowców. Chciałbym też zrobić minimum (5,70) na moskiewskie mistrzostwa świata. Pozostałe chłopaki wykurują urazy i będziemy się ścierać.

Rozmawiał Wojciech Koerber

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tyczkarz Robert Sobera: Pracusiem to ja nie jestem - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska